Teraźniejszość....
Matteo
Stałem przed łóżkiem na którym leżała i obserwowałem lekarza, który ją badał. Od momentu, gdy zemdlała minęła godzina i nadal nie otworzyła oczu. Na ranach miała położone bandaże z lekarstwem, a ubrania miała zdjęte i została w samej bieliźnie. I tak były podarte i niewiele zasłaniały, jednak mimo wszystko wkurzało mnie to, że jest tutaj inny mężczyzna, który się obok niej kręci. Spod warstwy brudu i krwi nie było już widać jej porcelanowej skóry. Nic już nie przypominało dawnej jej. Wszystko wydawało się być inne. Co sprawiło, że znalazła się w takim stanie? To było pytanie, które mnie dręczyło, ale jednocześnie nie chciałem znać na nie odpowiedzi. Nie chciała mnie ani mojej pomocy, więc powinienem mieć to gdzieś. Zapewne wpakowała się w jakieś problemy, tak jak zawsze. W końcu uwielbiała takie życie. Na pewno świetnie sobie radziła. Wydobrzeje i odejdzie. Znowu. Dlatego nie mam zamiaru zagłębiać się w jej sprawy, nie będę znowu tym który najwięcej na tym straci. Dostałem nauczkę i nie zamierzam wracać do punktu wyjścia.
Doktor pozbierał swoje rzeczy i zatrzymując się obok mnie, powiedział:
- Podłączyłem kroplówkę i zdezynfekowałem rany, ale nie wyglądają najlepiej. To co mogłem zaszyłem, a reszta musi się sama zagoić. Niestety po niektórych mogą zostać brzydkie blizny. Najlepiej na razie jej nie ruszać, a gdy się obudzi musi się wykąpać, ale ostrożnie, żeby nie rozerwać szwów.
- Kiedy się obudzi?
- Jej organizm jest w stanie głębokiego wycieńczenia. To może potrwać dzień, a może trzy. Dopóki się nie obudzi niech Pan jej zmienia kroplówkę – wskazał ręką na parę worków, które zostawił na szafce.
Kiwnąłem głową sygnalizując, że wszystko zrozumiałem, a wtedy on opuścił pokój. Cały czas stałem w tym samym miejscu i nie wierzyłem swoim oczom. Od miesięcy mnie zwodziły, a to co się teraz działo było zbyt podobne do koszmarów o których śniłem. Poruszyłem się kilka kroków w przód i zatrzymując się na wysokości jej klatki piersiowej, spojrzałem w dół na spokojną twarz. Chciałem jej dotknąć, ale wiedziałem, że nie mogę. Odkąd odeszła nie dotknąłem żadnej kobiety. Ich dotyk był zimny i obrzydliwy – jak lodowate ręce, które dotykają rozgrzanego ciała tuż po przebudzeniu. Denerwował mnie i sprawiał, że miałem ochotę zabić każdą, która nie była nią, dlatego dla dobra wszystkich wokół, unikałem tego jak ognia.
Dwa dni później...
Siedziałem w swoim gabinecie popijając szkocką i wpatrywałem się w pustą sofę naprzeciw mnie. Grace odkąd się pojawiła nie zmieniła swojej pozycji nawet o milimetr. Mogę za to ręczyć własną ręką, bo niestety jeśli nie pojawiłem się w jej pokoju dokładnie co dziesięć minut, to wariowałem. Do głowy przychodziły mi głupie myśli, które nie pozwalały się na niczym skupić, więc chodziłem tam i z powrotem jakbym nie miał nic lepszego do roboty i sprawdzałem czy oddycha, czy nie ma gorączki bądź nie dławi się swoimi wymiocinami. To jedne z niewielu rzeczy, którymi nastraszył mnie doktor, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Usłyszałem szuranie po drzwiach, przez co mój wzrok padł na nie. Nagle klamka się ugięła, a drzwi lekko uchyliły. Zdziwiony podniosłem plecy z oparcia i chwyciłem za broń za swoim paskiem. Nikt nie wchodził tu bez pukania. Jednak zanim zdążyłem wymierzyć, drzwi otworzyły się na oścież, a w progu stanął Ares. Odłożyłem gnata na blat i przewracając oczami opadłem na oparcie.
- Skoro już sobie otworzyłeś to mogłeś chociaż wcześniej zapukać. Prawie cię zabiłem.
Pies nie bacząc na nic podbiegł do mnie i przystając obok zaczął na mnie szczekać.
CZYTASZ
Finally I understood you | TOM 2
RomanceDrugi tom trylogii ,,Trust." Dwoje ludzi, którzy zostali rozdzieleni przez los nigdy więcej nie poczuje do siebie tego samego, prawda? Szczególnie jeśli jedno, nienawidzi drugiego. On po jej odejściu stał się zimny i bezwzględny jak nigdy wcześniej...