Rozdział 3

6.9K 273 63
                                    

Teraźniejszość....

Matteo

Stałem przed łóżkiem na którym leżała i obserwowałem lekarza, który ją badał. Od momentu, gdy zemdlała minęła godzina i nadal nie otworzyła oczu. Na ranach miała położone bandaże z lekarstwem, a ubrania miała zdjęte i została w samej bieliźnie. I tak były podarte i niewiele zasłaniały, jednak mimo wszystko wkurzało mnie to, że jest tutaj inny mężczyzna, który się obok niej kręci. Spod warstwy brudu i krwi nie było już widać jej porcelanowej skóry. Nic już nie przypominało dawnej jej. Wszystko wydawało się być inne. Co sprawiło, że znalazła się w takim stanie? To było pytanie, które mnie dręczyło, ale jednocześnie nie chciałem znać na nie odpowiedzi. Nie chciała mnie ani mojej pomocy, więc powinienem mieć to gdzieś. Zapewne wpakowała się w jakieś problemy, tak jak zawsze. W końcu uwielbiała takie życie. Na pewno świetnie sobie radziła. Wydobrzeje i odejdzie. Znowu. Dlatego nie mam zamiaru zagłębiać się w jej sprawy, nie będę znowu tym który najwięcej na tym straci. Dostałem nauczkę i nie zamierzam wracać do punktu wyjścia.

Doktor pozbierał swoje rzeczy i zatrzymując się obok mnie, powiedział:

- Podłączyłem kroplówkę i zdezynfekowałem rany, ale nie wyglądają najlepiej. To co mogłem zaszyłem, a reszta musi się sama zagoić. Niestety po niektórych mogą zostać brzydkie blizny. Najlepiej na razie jej nie ruszać, a gdy się obudzi musi się wykąpać, ale ostrożnie, żeby nie rozerwać szwów.

- Kiedy się obudzi?

- Jej organizm jest w stanie głębokiego wycieńczenia. To może potrwać dzień, a może trzy. Dopóki się nie obudzi niech Pan jej zmienia kroplówkę – wskazał ręką na parę worków, które zostawił na szafce.

Kiwnąłem głową sygnalizując, że wszystko zrozumiałem, a wtedy on opuścił pokój. Cały czas stałem w tym samym miejscu i nie wierzyłem swoim oczom. Od miesięcy mnie zwodziły, a to co się teraz działo było zbyt podobne do koszmarów o których śniłem. Poruszyłem się kilka kroków w przód i zatrzymując się na wysokości jej klatki piersiowej, spojrzałem w dół na spokojną twarz. Chciałem jej dotknąć, ale wiedziałem, że nie mogę. Odkąd odeszła nie dotknąłem żadnej kobiety. Ich dotyk był zimny i obrzydliwy – jak lodowate ręce, które dotykają rozgrzanego ciała tuż po przebudzeniu. Denerwował mnie i sprawiał, że miałem ochotę zabić każdą, która nie była nią, dlatego dla dobra wszystkich wokół, unikałem tego jak ognia.

Dwa dni później...

Siedziałem w swoim gabinecie popijając szkocką i wpatrywałem się w pustą sofę naprzeciw mnie. Grace odkąd się pojawiła nie zmieniła swojej pozycji nawet o milimetr. Mogę za to ręczyć własną ręką, bo niestety jeśli nie pojawiłem się w jej pokoju dokładnie co dziesięć minut, to wariowałem. Do głowy przychodziły mi głupie myśli, które nie pozwalały się na niczym skupić, więc chodziłem tam i z powrotem jakbym nie miał nic lepszego do roboty i sprawdzałem czy oddycha, czy nie ma gorączki bądź nie dławi się swoimi wymiocinami. To jedne z niewielu rzeczy, którymi nastraszył mnie doktor, ale nic podobnego nie miało miejsca.

Usłyszałem szuranie po drzwiach, przez co mój wzrok padł na nie. Nagle klamka się ugięła, a drzwi lekko uchyliły. Zdziwiony podniosłem plecy z oparcia i chwyciłem za broń za swoim paskiem. Nikt nie wchodził tu bez pukania. Jednak zanim zdążyłem wymierzyć, drzwi otworzyły się na oścież, a w progu stanął Ares. Odłożyłem gnata na blat i przewracając oczami opadłem na oparcie.

- Skoro już sobie otworzyłeś to mogłeś chociaż wcześniej zapukać. Prawie cię zabiłem.

Pies nie bacząc na nic podbiegł do mnie i przystając obok zaczął na mnie szczekać.

Finally I understood you | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz