Matteo
- Dzień dobry, szefie.
Wysoka brunetka wyszła przed blat w recepcji i się ukłoniła, szeroko się uśmiechając. Potaknąłem jej głową i poszedłem w stronę windy, którą dojechałem na dziesiąte piętro. Było to najwyższe miejsce całego budynku i znajdował się tam mój gabinet.
Zgodnie z wolą Grace, wczoraj, wróciliśmy do Los Angeles, spędzając resztę dnia w swoim towarzystwie. Zjedliśmy kolację, a później oglądaliśmy jakieś nienormalne seriale, które na moje nieszczęście zaczęły jej się podobać. Coś z tych tureckich o sułtankach i ich intrygach. Jestem święcie przekonany, że gdybym sprowadził jej taki harem do domu, to nie byłaby zadowolona... Mniejsza o to.
Tak jak już kiedyś wspominałem, miałem zarówno legalne jak i mniej legalne interesy, ale nawet na zapleczu tych legalnych, działy się rzeczy, które nie mogły zostać wyciągnięte na światło dzienne. Art Design, zajmowało się projektowaniem wnętrz i budową nowych budynków, dzięki czemu nie było dziwne, gdy średnio dwa razy w tygodniu, przypływał nowy statek. Oczywiście z dostawą mebli i innych niezmiernie potrzebnych mi rzeczy. W nocy, moi ludzie, przewozili część towaru do klubów, a część do magazynu, daleko poza miastem. Dzięki temu pozostawałem czysty. Kluby były zapisane na Ricka, więc gdybyśmy wpadli, to nikt nie połączyłby szanowanego prezesa firmy z żadną nielegalną akcją. A jeśli zaszłaby taka konieczność, wystarczył jeden telefon, aby i on odzyskał wolność. Był moim najbardziej zaufanym człowiekiem i przyjacielem, więc byłem spokojny co do tego, że wszystkiego dopilnuje.
Skrzydła windy otworzyły się przede mną, a zza blatu wyszła moja osobista asystentka. Niezbyt za nią przepadałem. Była tutaj dopiero od miesiąca, a wkurzała mnie tak bardzo, że nie potrafiłam spokojnie do niej mówić. O wszystko wypytywała po dziesięć razy, nie potrafiła zapamiętać jaką kawę piję, a nawet ułożyć mi porządnego grafiku. Chciałem ją zwolnić, ale Carla, która zajmowała się rekrutacjami, poszła na urlop, a ja nie miałem siły na użeranie się z ludźmi, więc byłem zmuszony z nią jeszcze trochę wytrzymać. Poprzednia asystentka, spisywała się o wiele lepiej, ale miała już ponad sześćdziesiąt lat i uznała, że ten wiek nie jest odpowiedni do tej pracy, więc pozwoliłem jej odejść.
- Panie prezesie...
- Nie teraz, Vanesso.
- Ale...
Zatrzasnąłem za sobą drzwi i usiadłem na fotelu. Na biurku już leżał cały stos pieprzonych papierów, które musiałem wypełnić. Oczywiście nie były posortowane tak jak o to prosiłem, a leżały wymieszane w jednej kupie.
Obróciłem się w stronę okna i spojrzałem na widok za nim. Ojciec mówił, że kiedyś ta firma była jedną z wyższych, a widok zapierał dech. Widać było kawałek lasu, a reszta zabudowy była tak niska, że można było się tutaj poczuć niczym władca. Teraz miasto się tak rozbudowało, że nie pozostało z tego nic. Byłem praktycznie okno w okno z drugą firmą. Trochę denerwował mnie fakt, że to co zbudował mój dziadek, obecnie jest mało widocznym okruchem, ale nie miałem czasu, aby się tym zajmować. Zgodnie ze złożoną obietnicą, dbałem o to i przynosiło naprawdę spore dochody, jednak nie takie jakie mogłoby, gdyby poświeciło się temu więcej zaangażowania. Co prawda, ta świadomość mnie męczyła. A dokładniej, to psychika. Byłem człowiekiem perfekcji. Problem był w tym, że mój czas nie był z gumy i nie dało się go rozciągnąć. Doba miała marne dwadzieścia cztery godziny. Pięć z nich przesypiałem, a co najmniej drugie tyle spali inni, więc ciężko było wszystko ze sobą pogodzić.
Usłyszałem pukanie do drzwi, a głowa asystentki, wsunęła się do środka.
- Szefie?
- Mów.
CZYTASZ
Finally I understood you | TOM 2
RomanceDrugi tom trylogii ,,Trust." Dwoje ludzi, którzy zostali rozdzieleni przez los nigdy więcej nie poczuje do siebie tego samego, prawda? Szczególnie jeśli jedno, nienawidzi drugiego. On po jej odejściu stał się zimny i bezwzględny jak nigdy wcześniej...