Grace
Kolejny dzień upływał na pierdołach, które niczego nie wnosiły do mojego życia. Z niecierpliwością czekałam na to, aż dzień się skończy tylko po to, żeby odlecieć w krainę snów, gdzie wszystko mogłam ułożyć tak jak sama tego chciałam. W głowie wracałam do przeszłości. Tam wszystko było w takim stanie w jakim pozostawiłam to siedem miesięcy temu. Nie było to rozwiązaniem moich problemów, ale pomagało.
Gdy zbliżała się pora kolacji, zawołałam Aresa i razem ruszyliśmy do domu. Zdjęłam płaszcz i otworzyłam dużą szafę schowaną w ścianie, aby odwiesić go tam, gdzie zawsze. Jednak tym razem wszystkie puste wieszaki były zapełnione kolorowymi futrami, a na tym, gdzie zostawiałam swoje nakrycie, wisiała różowa, skórzana, damska kurtka. Nie ma takiej opcji. Złapałam krawędź rękawa i pociągnęłam w dół przez co ubranie ześlizgnęło się z wieszaka. Skoro chcę się bawić w sukę, która znaczy swój teren to ja chętnie zostanę psem, który będzie ją gonił. Ścisnęłam mocno paskudny różowy materiał, aż w końcu coś mi się przypomniało. Wyszłam przed dom, gdzie jeden z ochroniarzy – Wyatt, pilnował akurat głównej bramy. Pamiętałam, że ma nastoletnią córkę, która uwielbiała modę. Czasem tutaj przychodziła i w tajemnicy oddawałam jej ciuchy, które przysyłali mi projektanci. Było ich na tyle dużo, a jednocześnie były tak niepraktyczne w moim zawodzie, że szkoda, gdyby się zmarnowały. Ta kurtka, jak się domyślałam była wynalazkiem tego sezonu, więc byłam pewna, że się ucieszy.
Zatrzymałam się przed nim i wyciągając do niego rękę, powiedziałam:
- Pamiętam jak opowiadałeś mi o swojej córce. Nie używam tej kurtki, więc jeśli chcesz możesz się jej zapytać czy by nie chciała, a jeśli nie to po prostu ją wyrzuć.
Niepewnie wyciągnął przed siebie dłoń.
- Chyba nie powinienem.
- Skoro sama ci daję to znaczy, że powinieneś. Bierz i nie gadaj.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
Odwróciłam się i z uśmiechem na twarzy wróciłam do domu. Odwiesiłam swój płaszcz na miejsce i robiąc rozluźniający wydech, ruszyłam do jadalni. Jak zwykle przychodziłam ostatnia i wszyscy już siedzieli na swoich miejscach.
- Coś ty taka zadowolona? – Zapytała brunetka, wkładając do buzi swoją sałatę.
- Pozbyłam się paru nieważnych rzeczy i jakoś zrobiło mi się lżej.
Uniosła pytająco brew, ale nie miała zamiaru dalej brnąć w naszą rozmowę. Pomieszczenie wypełniła cisza przez, którą przedzierały się tylko stukania widelców i noży o talerze. Ta kolacja nie odbiegała w żaden sposób od wszystkich poprzednich ani zapewne od każdej następnej, która będzie miała miejsce.
Gdy skończyliśmy jeść, zdziwiło mnie to, że Matteo nadal siedział przy stole. Zazwyczaj od razu wstawał i bez słowa odchodził, a teraz został jakby na coś czekał. W końcu sięgnął do wnętrza marynarki i wyciągnął z niego małe papierowe pudełeczko, które postawił przed Gulią.
Zaskoczona, odstawiła wodę, którą przed chwilą piła i podniosłą przedmiot, uchylając pokrywkę. Moim oczom ukazał się pierścionek. Taki... zwykły. Bez żadnego szału czy przepychu. Zwykłe złote kółeczko z małym, okrągłym diamentem na środku. Po minie kobiety widziałam, że nie tego się spodziewała.
- To dla mnie?
- Pierścionek zaręczynowy – rzucił szybko.
- Widzę, że nie mam co liczyć na romantyzm.
CZYTASZ
Finally I understood you | TOM 2
RomanceDrugi tom trylogii ,,Trust." Dwoje ludzi, którzy zostali rozdzieleni przez los nigdy więcej nie poczuje do siebie tego samego, prawda? Szczególnie jeśli jedno, nienawidzi drugiego. On po jej odejściu stał się zimny i bezwzględny jak nigdy wcześniej...