Rozdział 30

5.3K 275 80
                                    


Matteo

Cały jebany tydzień był niczym minuta ciszy dla kurewskiego Antonia. Miał zginąć i odejść w niepamięć, a jednak wszyscy o nim non stop gadali. Cała mafia patrzyła na nas jak na zdrajców i mimo, że nie odważyli się tego powiedzieć na głos, oceniali. Bardzo głośno. Czułem oddech tego kutasa na karku i słyszałem jak się śmieje. Nie pozwoliłem go pochować na żadnym z naszych cmentarzy, a jednak ludzie robili wszystko, aby uczcić jego pamięć.

Był skończonym skurwysynem, a zachowywano się jakby co tydzień urządzał pieprzone zbiórki pieniędzy dla biednych i pokrzywdzonych kotków. Jakby ponownie zmarła Królowa Elżbieta. Boże samo przyrównywanie tych dwóch ludzi, to grzech...

Najbardziej w tym wszystkim irytował mnie fakt, że Grace musiała doświadczać tych wszystkich szeptów. Miała doszczętnie zniszczoną psychikę, walczyła z wyrzutami, których absolutnie nie powinna mieć, a oni wszystko komplikowali. Widziałem jak bardzo stara się to przede mną ukryć, ale jej myśli już od dawna były moimi. Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to i sam wypchnął go z tego balkonu. Powinienem był go zabić od razu jak tylko przekroczyłem tamtego dnia, próg jego domu.

- Jeszcze to zabierzcie.

Kobieta weszła do środka, a za nią szło dwóch moich ludzi. Zatrzymali się w progu, gdy tylko mnie dostrzegli. Tak... Stoicie do kurwy w moim, pierdolonym gabinecie, więc lepiej, żeby powód był ważny.

Mogłem tutaj wchodzić tylko ja, Grace i Rick, reszta nie. Zawsze ktoś mógł podrzucić jakiegoś kreta, a tutaj było wszystko co mogłoby mnie zniszczyć, dlatego zasady były proste.

- No na co się gapicie? – ponagliła ich.

Zachwiali się w progu będąc w głębokiej rozterce. Zaraz się okaże kogo bardziej się boją.

Miażdżyłem ich spojrzeniem nie wypowiadając ani słowa. Gdy moja żona to dostrzegła i zrozumiała o co im chodzi, zawróciła z głębi pomieszczenia i zatrzymując się parę metrów przed nimi, rzuciła:

- Jeśli zaraz się kurwa nie ruszycie, to ktoś inny będzie musiał tutaj wejść, żeby pościerać wasze mózgi ze ściany.

No i wygrała...

Dwóch konowałów przepchało się niezdarnie do środka i spuszczając głowy, jakby to miało ich przede mną uratować, czekali na to co powie.

- Świetnie. Skoro już ustaliliśmy jak się przechodzi przez próg, to teraz łapcie się za ten stolik.

Zaraz... Mój antyczny stolik? Zmarszczyłem brwi, obserwując to co właśnie się działo.

- Grace? – zacząłem.

- Wynieście go na pole, a potem wywalcie, gdzieś daleko razem z całą resztą. Albo spalcie – machnęła dłonią. – Nie chcę tego więcej widzieć.

Całą resztą?!

- Grace? – powtórzyłem twardo.

Blondynka w końcu się do mnie odwróciła i zakładając dłonie na piersi, popatrzyła na mnie z tak poważną miną, że aż poczułem dreszcze na plecach.

Teraz już wiem dlaczego się posłuchali... Sam miałem ochotę się złapać za ten stolik i zejść jej z oczu.

- No co?

- Co ty robisz? – odstawiłem szklankę z niedopitą whisky na swoje biurko i powoli podszedłem bliżej.

- Wyrzucam wszystko co przypomina mi o kimś.

Finally I understood you | TOM 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz