– Jednak mimo wszystko, bardzo mi zależy na tym, aby mieć więcej czasu na przemyślenie pańskiej propozycji. Nie mogę podejmować tak ważnych decyzji pod wpływem chwili. Nie jestem tak spontaniczna, jakby pan tego po mnie oczekiwał.
– Oczywiście, rozumiem – mruknął, drapiąc się po zarośniętej brodzie. Caballero opadł plecami na obite czarną skórą oparcie fotela i zamyślił się na chwilę. – Jestem skłonny poczekać na pani decyzję do jutra, jeśli do dziewiątej nie pojawi się pani na Boston Logan International Airport uznam, że odrzuciła pani moją propozycję. Wtedy, oczywiście kontynuuje pani pracę jako sekretarka i asystentka Ramona. Czy taki układ pani odpowiada?
– Myślę, że tak – odparłam powoli, jakbym chciała wyczuć wagę moich słów – Rozumiem, że mój wybór, nie odbije się na mojej posadzie...
– Jak już mówiłem – wciął mi się w zdanie – zdecyduje się pani jechać, pojawia się pani na lotnisku, jeśli nie... Wszystko zostaje po staremu. Decyzja jest w twoich rękach Melanie. Masz okazję coś zmienić w swoim życiu.
Juan Caballero zdawał się świetnie bawić, namawiając mnie do wyjazdu. Widać było po nim, że moja decyzja nie jest dla niego obojętna. Tylko... Czego on tak naprawdę ode mnie chce?
– Jeśli to już wszystko, chciałabym w końcu wrócić do domu – ocknęłam się z letargu i zerwałam się ze swojego miejsca.
Nerwowo przygładziłam drżącymi dłońmi koszulę i niepewnie spojrzałam prosto w jego oczy. Za każdym razem gdy nasze spojrzenia się spotykają, mam wrażenie, jakby ten człowiek zaglądał w głąb mojej duszy i poznawał moje najpilniej strzeżone sekrety.
– Oczywiście – odparł, nawet nie wstając – Mam nadzieję, że spotkamy się jutro – błysnął zębami w nieskazitelnym uśmiechu, dając mi tym samym do zrozumienia, że mogę już sobie iść.
Mieszkanie, które wynajmowałam, co prawda nie było szczytem moich marzeń, jednak dawało mi niezbędne poczucie bezpieczeństwa. Czułam, że mam coś swojego miejsce, gdzie mogę odpocząć od wiecznie tętniącego życiem Bostonu i od rodziny. Chociaż mieszkamy w tym samym mieście, to po przeciwnych jego stronach i o ile z bratem i jego rodziną mam dobry kontakt, tak z rodzicami, a w szczególności ojcem już gorszy.
Mama od zawsze była po stronie ojca, nigdy nie odważyła się mu sprzeciwić. Może wynikało to z jej charakteru, albo po prostu z tego, jak została wychowana. Miriam Shelton dorastała we wpływowej rodzinie z wieloletnimi tradycjami i głęboko zakorzenioną hierarchią. Ojcu natomiast bardzo podpasowała uległość mamy, ponieważ sam został wychowany silną ręką. Niewiele wiem na temat jego rodziny, dziadków nigdy nie poznałam, a jego brata, który jest moim ojcem chrzestnym, widziałam tylko raz, w dniu moich dziesiątych urodzin. Pojawił się ze swoją córką Adelaide i wręczył mi ogromny prezent. Później nie mieliśmy okazji się spotkać, a gdy miałam siedemnaście lat, Giovanni zginął w wypadku samochodowym. Ojciec nawet nie pojechał na jego pogrzeb, bo ponoć wszystkim zajął się dziadek z synem wujka Gio.
– Houston! – krzyknęłam, gdy tylko udało mi się otworzyć drzwi do mieszkania. – Wróciłam! Cześć kochanie!
Houston zaczął kręcić się między moimi nogami, znacznie utrudniając mi zdjęcie butów. Skakał na mnie, głośno szczekając, a jego ogon chodził niczym śmigło w helikopterze. Biedaczek, za każdym razem cieszył się równie mocno, gdy tylko pojawiałam się po pracy.
– Już, zaraz wyjdziemy. Daj mi się tylko czegoś napić, gnałam jak szalona po schodach – skierowałam się do kuchni, gdzie z lodówki wyjęłam schłodzoną wodę. Nalałam sobie do szklanki, po czym oparłam się tyłkiem o blat i spojrzałam na psa.
– Znowu nie zjadłeś michy – pokręciłam głową – To, że ja się odchudzam, nie znaczy, że ty też musisz.
Odstawiłam pustą szklankę na blat i w drodze do wyjścia złapałam za smycz. Houston już wydreptywał dziurę w podłodze, czekając aż tylko otworze mu drzwi. Wsunęłam stopy w różowe trampki i przypinając tego nieszczęśnika, wyszliśmy na klatkę.
Spacer był jak zwykle pełen ciągłego i naprzemiennego sikania, szczekania i gonienia czego tylko popadnie. Nawet trafił nam się iście zacny patyk, który oczywiście musiał dołączyć do naszej balkonowej kolekcji okazałych gałęzi.
Gdy byliśmy gdzieś w połowie bloku, rozdzwonił się mój telefon. Zanim wygrzebałam go z kieszeni, minęła dobra chwila.
– Ciocia Mel? – odezwała się niepewnie moja bratanica.
– Cześć Jule! Co tam u ciebie? – dosłownie uwielbiałam tę dwulatkę, była pełna energii i jednocześnie niesamowicie bystra.
– Nudzi mi się. Tato właśnie wrócił z pracy i pomaga mamusi zmienić żarówkę w kuchni. Chyba już kończą. Chcesz tatę?
– Jakbyś mogła – przytrzymałam telefon ramieniem, gdy wpisywałam kod do klatki. – Houston, przestań! – warknęłam, gdy ten obwinął mnie smyczą w kolanach.
– Mel? – usłyszałam zamieszanie po drugiej stronie słuchawki.
– Siemka, poczekaj chwilę, tylko odepnę tego barbarzyńcę – westchnęłam, wyplątując się z kolorowej linki.
– Ten łobuz znowu dorwał mi się do telefonu. To cud, że zadzwoniła do ciebie, a nie gdzieś indziej.
– plusy posiadania mojego numeru na szybkim wybieraniu. Jak tam żarówka? Przepalona była? – zakpiłam, doskonale wiedząc, że brat nie zaczai, o co mi chodzi.
– Jaka żarówka? – prychnął.
– Jule twierdziła, że pomagałeś Elli zmienić żarówkę w kuchni. To jak, poszła ta nad wyspą, czy jednak jak ostatnio, ta nad blatem? – zaśmiałam się.
– Jesteś okropna, mówił ci to ktoś kiedyś? – jego słowa nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Od zawsze uwielbiałam wyprowadzać go z równowagi.
– Ty, za każdym razem, gdy się spotykamy. Czasami po kilka razy na godzinę – mój śmiech niósł się echem po całej klatce, gdy wchodziłam po schodach na moje piętro. – Mam do ciebie sprawę.
– Oho – albo mi się wydawało, albo nieco się wystraszył. – To coś nowego. Zwykle to ja czegoś od ciebie chcę.
– Taaa – wymacałam klucze w kieszeni – Muszę się kogoś poradzić, a do mamy nie chcę dzwonić, bo od razu wygada ojcu, a wiesz, jaki on jest... – urwałam, otwierając drzwi i przepuszczając psa przodem.
– Poznałaś kogoś? Będzie coś z tego?
– Co? Nie! Nie o to mi chodzi, głupku! – zatrzasnęłam drzwi nogą. – Dostałam pewną propozycję od szefa.
– Nie mieszaj się w romanse biurowe – wtrącił od razu – poza tym od kiedy wolisz kobiety?
– Jezu Chryste, Anthony! – wysyczałam. – Czy ciebie do reszty pogrzało?! Powiedziałam, że od szefa. Jakbyś nie wiedział, zmienił się właściciel firmy. Jest nim teraz jakiś miliarder, czy chuj, wie kto – rzuciłam klucze na blat w kuchni i pomaszerowałam do salonu, aby wyciągnąć nogi na kanapie.
– Nie moja wina, że pleciesz trzy po trzy, jak dzwonisz. Niekiedy się wyłączam na to co gadasz. Bywa – mruknął i dałabym sobie palca uciąć, że właśnie przewrócił oczami.
– Wracając... Szef zaproponował mi posadę w jego firmie windykacyjnej. Dobrze płatna, z perspektywami... Tylko, że w San Diego – westchnęłam.
– No, ok. Co dalej?
– Powiedział, że załatwi mi mieszkanie, samochód... Tylko lot jest jutro rano – podrapałam się po głowie – Co ja mam zrobić, Tony?
– To, co uważasz za słuszne. Masz szansę się wykazać. Jeśli czujesz, że chcesz spróbować, leć. Mieszkaniem się nie martw, mogę się nim zająć. Jeśli ci się nie spodoba, to wrócisz – mówił tak, jakby rozmawiał o pogodzie, a nie wyprowadzce na drugi koniec kontynentu. – Poza tym, utrzesz ojcu nosa, a to jest warte wszelkiego zachodu.
CZYTASZ
Uczucia Kobiety
RomanceTom III serii Siła Kobiet Melanie pomimo wątpliwości została w firmie, jednak czy aby na pewno był to dobry wybór? Jedną decyzją przypieczętowała swój los. Od niego nie ma ucieczki. Nie będzie patrzył na twoje uczucia. Schwyta cię, zabawi się, zm...