Rozdział 23

433 41 8
                                    

Gotowa do wyjścia czekałam na środku salonu, aż Juan odprawi swoich ludzi. Wydawał im rozkazy, jakby miała to być jakaś ważna operacja wojskowa, a nie przyjęcie, na którym miał poszukać sojuszników.

– Moja piękna – poczułam, jego dłonie obejmujące mnie w talii. – Gotowa na niesamowity wieczór w Rzymie?

Niemrawo skinęłam głową i ruszyłam do wyjścia z apartamentu. Caballero ułożył sobie moją dłoń w zgięciu swojego ramienia i pogłaskał delikatnie jej wierzch.

– Cieszy mnie, że nałożyłaś pierścionek. Może ochroni cię to przed niektórymi mężczyznami, większość z nich będzie respektowało twój nowy status – zaczął, gdy drzwi windy się zasunęły, zamykając nas w tej ciasnej, szklanej przestrzeni. Posłałam mu krótkie, niespokojnie spojrzenie.

– Nikt cię nie ruszy, jeśli będzie wiedział, że przyszłaś ze mną. Od pewnego czasu moje nazwisko jest dość znane w naszych kręgach, można powiedzieć, że dorównuję sławą uroczej rodzince Romanov – drgnęłam na dźwięk nowego nazwiska Bethany. Czy oni też tam będą?

Caballero otworzył przede mną drzwi auta i nawet pomógł mi z dołem sukni, z którym musiałabym się nieco nagimnastykować. Gdy zajął miejsce obok mnie i dał znak do odjazdu, ponownie nasze spojrzenia się spotkały. Nie czułam się komfortowo, będąc pod ciągłym ostrzałem jego ciemnych, czujnych oczu. Miałam wrażenie, jakby prześwietlał mnie na wylot, poznając wszystkie sekrety i myśli, jakie trzymam w głowie.

– Wiesz, że podczas balu oboje będziemy na celowniku – przerwał narastającą ciszę – Nie możesz się ode mnie oddalać, w każdej chwili musimy być gotowi do szybkiej ewakuacji. Co prawda moi ludzie będą zarówno w środku jak i na zewnątrz, jednak mimo to, powinniśmy zachować czujność. Zrozumiałaś?

Ponownie zdobyłam się tylko na lekkie skinięcie. Słowa nie były w stanie przejść przez moje gardło. Miałam je maksymalnie ściśnięte, że teraz nawet nabranie większej ilości powietrza, nie wchodziło w grę. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila, jeszcze jedno zdanie z jego ust i zacznę się dusić.

– W środku będzie wielu wrogów, ale i kilku sojuszników – poprawił spinki w mankietach swojej białek koszuli – masz kategoryczny zakaz rozmowy z kimkolwiek. Stoisz przy mnie i ładnie się uśmiechasz. Masz zrobić dobre wrażenie na gościach – ponownie wbił we mnie wzrok – jeśli zobaczę, że próbujesz ode mnie uciec, gorzko tego pożałujesz. Kolejna będzie twoja bratanica.

Rozszerzyłam oczy w zdumieniu. Nie... nie może tego zrobić – pomyślałam.

Oczywiście, kurwa, że może. Pewnie jeszcze każe mi celować do Jule. Ona ma dopiero dwa latka.

Łzy zakręciły mi się pod powiekami, więc zaczęłam szybko mrugać, ze by żadna z nich nie wydostała się na zewnątrz, bo właśnie przejeżdżaliśmy przez ogromną kutą bramę. Dojazd do posesji był niesamowity, żwirową drogę ogradzały wysokie, zielone tuje, między którymi zamontowano dodatkowe oświetlenie. Dalej, gdzie droga już zakręcała i formowała się w obszerny podjazd, stała a jakże fontanna. Biała, marmurowa, przedstawiająca boginię Fortunę. Kobieta stała z zawiązanymi oczami, trzymając w lewej ręce róg obfitości, a prawą wskazując na okazały dom.

Posiadłość wyglądała imponująco i dość... znajomo?

– Pamiętaj o uśmiechu – Caballero ścisnął mocniej moją dłoń, gdy pomagał mi wysiąść z samochodu.

Jakżebym miała zapomnieć, jeśli nie mogę walczyć o siebie, to chociaż może rodzinę uda mi się ochronić przed Caballero. Ruszyliśmy w kierunku schodów prowadzących do wejścia. Tuż przed nimi stało dwóch ochroniarzy i pracownik, sprawdzający zaproszenia. Na ich widok nieco się spięłam, nie byłam pewna, czy uda nam się ich ominąć bez jakichkolwiek problemów. Na moje szczęście Juan sięgnął ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął bloczek, który wyglądał tak jak te pokazywane przez osoby przed nami.

Tak więc, do środka weszliśmy bez przeszkód. Wewnątrz, dekoracje nadawały całości niesamowitą lekkość. Pomimo że cały budynek był utrzymany w dość starym, typowym dla tego regionu Włoch stylu, białofioletowe kwiaty, wypełniały większość wolnej przestrzeni.

Caballero trzymając mnie ciągle blisko siebie, skierował nas do wejścia do głównej Sali, skąd dobiegał gwar rozmów i cicha melodia, grana prawdopodobnie na żywo. Gości w środku było już całkiem sporo, zważywszy na to, że przyjechaliśmy praktycznie na samym końcu. Starałam się wypatrzeć w tłumie kogoś znajomego, jednak bezskutecznie. Juan pociągnął mnie w stronę lewej części pomieszczenia, gdzie prawdopodobnie już sobie kogoś upolował. Po drodze zgarnął dwa kieliszki szampana, z czego jeden wręczył mi.

Rozmowa ze starszym mężczyzną raczej mu się nie kleiła. Nie przysłuchiwałam im się również zbytnio, jednak patrząc po minie owego człowieka, ani propozycja, którą złożył mu Juan, nie trafiła w jego gusta, ani cała osoba mężczyzny. Od totalnej katastrofy wyratował nas głos gospodarza przyjęcia, który rozbrzmiał dzięki podanemu mu mikrofonowi. Nie miałam pojęcia, gdzie owy człowiek się znajduje, więc zaczęłam się nieco kręcić, wyciągając delikatnie głowę. Jednak jedno stanowcze szarpnięcie Juana, sprowadziło mnie na ziemię. Spojrzenie miał surowe i jednoznaczne. Mam się nie rzucać w oczy.

– Bardzo dziękuję za tak liczne przybycie – zaczął Włoch, a jego akcent widocznie przebijał się przez płynną angielszczyznę. – Świętowanie swoich trzydziestych urodzin w tak znakomitym gronie jest dla mnie niezwykle ważne. Nawet ta trzydziestka na karku mniej boli – zaśmiał się, a z nim większość gości. – Bardzo się cieszę, że znalazły się tutaj osoby mi bliskie, przyjaciele, rodzina. Chciałbym wam bardzo z tego miejsca podziękować za okazywane mi wsparcie.

– Jak zwykle gada od rzeczy – mruknął Juan do stojącego nadal z nami mężczyzny.

– Zawsze był lekko nieobliczalny, jednak zmienił się gdy Aurelia uciekła – odparł.

– Stojąc tutaj, chciałem również poruszyć pewną ważną dla mnie kwestię. Jak wiadomo, na moim palcu nadal nie ma złotej obrączki... – przerwał, aby wziąć wdech. – Ale to się wkrótce zmieni, ponieważ po czterech latach nareszcie znalazłem tę jedyną.

Goście zaczęli klaskać, gdy gospodarz ruszył w kierunku stojącej pod ścianą dziewczyny.

– Niech mnie szlag jasny trafi! – mężczyzna stojący przy nas nagle zrobił się blady jak kartka papieru.

– Drodzy państwo, przedstawiam wam moją zaginioną narzeczoną Aurelię Venutti.

Kolejny w okolicach wtorku lub środy.

Zapraszam na mojego instagrama, gdzie wstawiam posty oraz relacje z pisania rozdziałów.

Ig:kasiunia18_wattpad

Uczucia KobietyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz