Rozdział 24

428 39 13
                                    

Na Sali zrobiło się gwarno, każdy chciał zobaczyć kobietę, o której była mowa. Goście zaczęli się przepychać między sobą, przez co nie raz zostałam szturchnięta. Niestety na moje nieszczęście, albo i szczęście ktoś tak mocno przywalił mi łokciem w ramię, że wytrącił kieliszek z szampanem, który dzielnie dzierżyłam w drżącej dłoni. Cały alkohol, którego nawet nie miałam jeszcze okazji spróbować, wylądował na mojej sukience.

Wciągnęłam głęboko powietrze, powstrzymując się przed wykrzyczeniem całemu światu swojej frustracji, która nagromadziła się we mnie w ostatnich dniach. Spojrzałam spod rzęs na Juana i miałam głęboką nadzieję, że w moich oczach odbijała się każda, najmniejsza emocja.

– Pójdę do toalety, ogarnąć to – machnęłam niedbale ręką w kierunku sukienki, na której była widoczna ogromna plama. To było chyba najdłuższe zdanie, jakie wypowiedziałam w przeciągu tego tygodnia.

– Idź, tylko niczego nie próbuj. Moi ludzie mają cię na oku – ostrzegł mnie, dobrze wiedząc, że nie zamierzałam ryzykować życiem bratanicy.

Wyminęłam go i przedzierając się przez gości, dotarłam do głównego holu. Po drodze spytałam kogoś z obsługi, gdzie mogę znaleźć toaletę, więc teraz kierowałam się w głąb posiadłości, zgodnie z otrzymanymi wskazówkami.

W toalecie spędziłam nieco więcej czasu, niż początkowo zakładałam. Starałam się uspokoić i ogarnąć nie tylko fizycznie, ale również i psychicznie. Nie za dobrze czułam się, przebywając w tak licznej grupie ludzi, a dodając do tego fakt, że większość z nich nie jest przychylnie nastawiona do Caballero, nie napawa mnie optymizmem.

Gdy tylko wychyliłam się za drzwi, zobaczyłam dwóch znajomych mi z widzenia mężczyzn. Oboje musieli być ludźmi Juana.

Nie czułam się na siłach, aby wracać na salę, gdzie pewnie nadal trwało zamieszanie wywołane całą tę tajemniczą narzeczoną. Stanęłam więc naprzeciwko tej dwójki i powiedziałam prosto z mostu.

– Nie czuję się za dobrze, żeby wracać teraz do środka. Jeśli nie macie nic przeciwko, przycupnę na kilka minut w jakimś pokoju. Strasznie kreci mi się w głowie – naciągnęłam nieco swoją opowieść.

Mężczyźni spojrzeli po sobie nieco zdezorientowani, jednak po chwili przystali na moją propozycję, uprzednio znajdując i sprawdzając jakiś pobliski salon.

Tak więc teraz siedziałam sobie na wygodnej kanapie i prostowałam zdrętwiałe od szpilek palce, co raz biorąc głębokie wdechy. Starałam się uspokoić drżące dłonie, chowając je pod udami. Było mi jednocześnie zimno i gorąco czułam, jak cała dygoczę, jednak momentalnie znieruchomiałam, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

Czy to Juan? Przyszedł po mnie?

Do środka weszło trzech elegancko ubranych mężczyzn w wyśmienitych nastrojach.

– A pani to przepraszam, co tu robi? To prywatna część domu – zauważył jeden z nich. Był dość wysoki i postawny, a z jego oczu biła jakaś dziwna niechęć do mnie.

– Jak pani tu weszła? Drzwi były zamknięte? – podjął temat drugi.

– Źle się czułam – udało mi się wydusić przez ściśnięte gardło. – A weszłam tamtymi drzwiami – wskazałam na drugą parę po przeciwnej stronie pokoju.

Podniosłam się z kanapy i trzymając w dłoniach szpilki, ruszyłam w kierunku wyjścia.

– A teraz z panią wszystko w porządku? – odwróciłam się gwałtownie w kierunku trzeciego mężczyzny. Na moje nieszczęście był to gospodarz imprezy.

Pierwszy raz miałam okazję przyjrzeć się mu z bliska i niech mnie Bóg ma w swojej opiece, ale chyba lepiej trafić nie mogłam.

– Marco? Marco Rossi? – spojrzałam na niego szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.

– No a któż by inny – odburknął, jeden z jego towarzyszy zaciągając się papierosem trzymanym między palcami.

– Wygląda pani znajomo – zaczął.

– Jestem Melanie Shelton – jeśli to była moja jedyna okazja, by spróbować się wyrwać od Juana, nie chciałam jej zmarnować. – Córka Vitale.

– A niech mnie! – doskoczył do mnie w jednej chwili i objął ciasno ramionami. – Co ty tu do diabła robisz? Wuj nie odpowiedział na zaproszenie, więc nie spodziewałem się tutaj nikogo od was.

– Przyszłam jako osoba towarzysząca – wyznałam. – Marco, proszę, pomóż mi – złapałam go za dłonie i spojrzałam głęboko w oczy. – On mnie niszczy, grozi mojej rodzinie, przetrzymuje mnie.

– Chwila, co? O kim ty mówisz? – zmarszczył brwi, ale poprowadził mnie z powrotem na kanapę.

– Od początku. Pracowałam w dużej firmie architektonicznej w Bostonie, jednak pewnego dnia dostałam awans na asystentkę prezesa. Potem niespodziewanie dawna właścicielka sprzedała firmę i przejął ją Juan. Upatrzył mnie sobie i podstępem sprowadził do San Diego, gdzie zamknął mnie u siebie w domu, nafaszerował narkotykami, doprowadził prawie na sam skraj, przez niego miałam próbę samobójczą. Teraz przywlókł mnie tutaj jako swoją narzeczoną, bo chce pozyskać jakichś sojuszników. Podrobił zaproszenie, żebyśmy mogli wejść. Pod tamtymi drzwiami – przerwałam na chwilę, wskazując konkretne wejście – stoi dwóch jego ludzi, którzy mają mnie pilnować.

– Jaki Juan?

– Caballero – odparłam bez zastanowienia, na co kuzyn wciągnął gwałtownie powietrze.

– Panowie, chyba rozwiązanie samo do nas przyszło – powiedział, przenosząc spojrzenie to na mnie to na swoich towarzyszy. – Widzisz Mel, Juan jest kimś bardzo niebezpiecznym, pojawił się stosunkowo niedawno, bo po śmierci swojego brata. Szuka zemsty. Czy jest taka możliwość, że on wie o naszym pokrewieństwie?

– Nie wydaje mi się – pokręciłam głową. – Nic nie wspominał nawet, prawdę mówiąc nie wiedziałam, że będziemy na twoim przyjęciu.

– Możesz nam powiedzieć wszystko, co wiesz na jego temat? Może to pozwoli nam skończyć tę dziecinadę. Gość działa mi na nerwy.

Siedząc przy Marco, rozluźniłam się nieznacznie. Spotkanie go i opowiedzenie o wszystkim zadziałało oczyszczająco. Pojawiła się nadzieja, której zamierzałam się trzymać. Mężczyźni wspólnie opracowali plan, który miał na celu zniszczenie Caballero i uwolnienie mnie. Główną rolę miał tam grać niejaki Pierre, ponieważ był najbliżej San Diego ze wszystkich możliwych znajomych Marco. Gauthier, jako przyszły capo kanadyjskiej rodziny dysponował odpowiednią liczbą żołnierzy i dzięki jego pomocy miałbym możliwość szybkiego ulotnienia się ze stanów.

– Pierre – Marco zwrócił uwagę blondyna – Melanie jest moją kuzynką, jeśli podczas całej akcji spadnie jej, chociażby włos z głowy... – zagroził.

A taki mały plot twist...
Kto się spodziewał?

Kolejny rozdział w piątek.

Mogę wam już zdradzić, że Uczucia Kobiety będą miały 31 rozdziałów. Tym samym oficjalnie ogłaszam, że zaczynam pracę nad kolejną częścią.
I tutaj mam do was pytanie. Jak myślicie, o kim będzie?

Ig:kasiunia18_wattpad

Uczucia KobietyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz