Równo o ósmej czterdzieści stawiłam się na prywatnym pasie startowym. Pracownica lotniska, pokierowała mnie na niego, gdy tylko podałam jej swoje dane. musiał być bardzo pewny tego, że jednak się zdecyduję. To, że jest gotowy na każdą ewentualność nieco mnie niepokoi. Nie można być przecież aż tak do bólu perfekcyjnym. To nierealne.
– Panna Shleton, jak rozumiem – usłyszałam męski głos tuż za sobą. – Witam, jestem Artur. Pierwszy pilot pana Caballero – mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń, którą z wahaniem uścisnęłam. – Szef niedługo powinien się pojawić, nigdy się nie spóźnia.
– Dobrze wiedzieć – mruknęłam pod nosem – Nie będzie panu przeszkadzała obecność Houstona? – wolałam się upewnić, że nikt nie będzie miał mi za złe, zabrania ze sobą psa.
– Nie, oczywiście. Sam mam podobnego – śmiech Artura nieco mnie uspokoił, aż sama nieco uniosłam kąciki ust. – Ciekawe imię, kryje się za nim jakaś historia?
– Raczej nic specjalnego, chociaż za szczeniaka potrafił dać w kość. Więc mój brat w żartach za każdym razem, gdy coś nabroił, zaczynał krzyczeć ,, Houston, mamy problem" – wspominanie tamtego okresu w moim życiu, za każdym razem ma słodko – gorzki posmak.
– O! – krzyknął, przez co o mało nie podskoczyłam – Jest i szef – Artur jak na zawołanie podszedł do drzwi czarnego auta, które z powodzeniem mogłoby nosić nazwę limuzyny, i otworzył drzwi przed Caballero.
Juan wysiadł z samochodu, a jego ruchy były idealnie wyważone, przez co trudno mi było oderwać od niego wzrok. Gdy stanął pewnie na płycie lotniska, poruszył ramionami, poprawiając marynarkę i zapiął jej pierwszy guzik. Strzepnął niewidzialne paproszki z rękawa i skrzyżował swoje spojrzenie z moim. Czułam, jak dokładnie analizuje mój wygląd i byłam w stanie dokładnie określić, kiedy dostrzegł Houstona przy mojej nodze. Caballero wyglądał, jakby nieco zaskoczył go widok mojego psa, jednak dość szybko zamaskował swoją chwilową wpadkę. Ruszył w moją stronę żwawym i sprężystym krokiem, ciągle kątem oka obserwując zachowanie Hou.
– Witaj, Melanie – usłyszałam jego głos, gdy przystaną mniej niż metr ode mnie.
– Dzień dobry. Mam nadzieję, że Hou nie będzie panu przeszkadzał, zwykle jest dość leniwym psem, jednak do tej pory ani razu nie leciał samolotem, więc trudno mi powiedzieć jak zareaguje.
– Jestem w stanie to zrozumieć, o nic się nie martw. Poza tym jest dość... – urwał, aby dokładniej przyjrzeć się psu – spokojny. Jak się wabi? Hou? – wydawało mi się, albo starał się utrzymać zainteresowanie tylko przez wzgląd na swoje maniery.
– Houston.
– Oryginalnie – posłał w moją stronę jakby wymuszony uśmiech. – Zapraszam do środka – wskazał dłonią na pobliskie schody.
Wyminęłam go i weszłam do środka samolotu z Hou przytulonym do mojej prawej nogi. Stewardessa wydawała się dość miła i jak na moje oko miała nieco ponad czterdzieści lat. Widząc psa przy mnie, uśmiechnęła się szczerze i podrapała go delikatnie za uchem. Coś czuję, że Houston stanie się jej priorytetowym pasażerem.
– Melanie, proszę, siądź tutaj – Caballero wskazał na miejsce od okna – Pies może siąść na fotelu obok, przynajmniej dopóki nie będziemy mogli rozpiąć pasów.
Juan usadowił się naprzeciwko i od razu zaczął wypakowywać dokumenty i laptop ze swojej aktówki na oddzielający nas stolik. Posortował wszystko, a papiery ułożył w zgrabny stosik po swojej lewej stronie. Rozpiął marynarkę, a następnie rzucił ją na sąsiedni fotel, pozostając w błękitnej koszuli i granatowej kamizelce. Zdjął spinki od mankietów i schował je do kieszeni spodni, a rękawy podwinął do łokci.
– Nie będzie ci przeszkadzać, że trochę popracuję? – podniósł na mnie wzrok.
– Oczywiście, że nie. Nie oglądaj się na mnie, tylko rób, co musisz. My się sobą sami zajmiemy, prawda Hou? – spojrzałam na psa, który już wygodnie ułożył się na swoim miejscu, jednak widząc, że skierowałam na niego swoją uwagę, zamachał ogonem.
– Niezmiernie mnie to cieszy, a teraz proszę, zapnijcie pasy, bo zaczynami powoli kołować.
Cały lot przebiegł dość przyjemnie, o ile nie wliczymy do tego momentu, gdy podczas wznoszenia się na odpowiednią wysokość Houston zaczął nieco panikować. Jego piski łamały mi serce, jednak nie byłam go w stanie uspokoić. Nawet to, że siedział u mnie na kolanach, praktycznie nakrywając całą mnie swoim futrem, w niczym nie pomogło. Po Caballero było widać, że ledwo toleruje zachowanie mojego psa, szczególnie że uniemożliwia mu pracę. W pewnym momencie Juan ze złością zamknął laptop i spojrzał na Hou pełnym złości wzrokiem.
– Czy ty musisz tak zawodzić? Kurwicy idzie dostać! – wściekłość biła od niego, sprawiając, ze nawet ja bałam się poruszyć, chociażby o milimetr.
Jak na zawołanie Houston przestał wydawać jakiekolwiek dźwięki i wysunął swój łeb spod mojego ramienia. Przyglądał się Juanowi przez dobrą chwilę, aby później zeskoczyć z moich kolan i władować się na fotel sąsiadujący z miejscem Caballero, gniotąc mu przy tym marynarkę. Mężczyzna wydawał się być w szoku i z wielką dozą niepewności obserwował poczynania mojego psa, a gdy ten ułożył się na fotelu, kładąc łeb na kolanach mojego szefa, myślałam, że Caballero zaraz nas oboje wyrzuci z samolotu. Jednak ten tylko przez chwilę wyglądał, jakby go poraził prąd. Nim zdążyłam to zarejestrować, położył dłoń na łbie Hou i zaczął go głaskać.
– Ja... bardzo przepraszam za zamieszanie. Zaraz go zdejmę... – odpięłam pas i próbowałam podnieść się z miejsca, gdy Juan zatrzymał mnie słowami
– Siadaj, nic się nie stało – westchnął – Może przynajmniej teraz będzie na tyle spokojny, że wytrzyma te pięć godzin.
– Ale... Jak on panu przeszkadza, ja go zabiorę i przypilnuję – starałam się jakoś przekonać szefa, jednak widząc, że moje starania raczej go nie obchodzą, porzuciłam ten pomysł. – Niech będzie, jednak jeśli...
– Daj już spokój Melanie – przerwał mi, a potem powoli oderwał wzrok od leżącego przed nim dokumentu i przeniósł go na mnie. – Przed nami ponad pięć godzin podróży, masz czas dla siebie, więc go wykorzystaj. Poczytaj książkę – wskazał dłonią na oszkloną biblioteczkę – prześpij się, albo obejrzyj jakiś film... Psem się nie przejmuj, wykorzystaj ten czas na odpoczynek.
Czułam, jak Caballero przenika mnie swoim wzrokiem na wskroś. Nie sądziłam, że zachowa się w taki sposób, szczególnie gdy na płycie lotniska mocno zdziwił się, widząc Houstona. Pewnie myślał, że mój pies jest maleńki, mieści się do torebki i będzie w transporterze, no cóż... Hou to berneński pies pasterski, a w ich naturze na pewno nie leży bycie malutkimi. Co prawda mój egzemplarz jest wyjątkowo leniwy i pazerny, jednak nawet to nie odbiera mu uroku.
Co myślicie o tym rozdziale?
Chętnie poczytam wasze komentarze
CZYTASZ
Uczucia Kobiety
RomanceTom III serii Siła Kobiet Melanie pomimo wątpliwości została w firmie, jednak czy aby na pewno był to dobry wybór? Jedną decyzją przypieczętowała swój los. Od niego nie ma ucieczki. Nie będzie patrzył na twoje uczucia. Schwyta cię, zabawi się, zm...