Rozdział 17

424 41 8
                                    

Juan nie odezwał się do mnie przez kolejnych kilka minut. Uparcie stał przed przeszklonymi drzwiami tarasowymi i wpatrywał się we własne odbicie. Po cichu liczyłam, że stara się ochłonąć, że rozważa moje słowa. Może jakimś cudem, cokolwiek do niego dotarło... Chociaż wiem, że jest to nierealne, nadal liczę, że Caballero przejrzy na oczy i zrozumie swój błąd.

Ja również staram się pojąć, jego motywy. Wiem, że krzywdy wyrządzone za młodu mogą wyrządzić jeszcze większe szkody w naszym umyśle, gdy jesteśmy już dorośli. Każdy z nas w jakimś stopniu jest skrzywiony. Jednak nie mam pojęcia, co musiało się wydarzyć w życiu Juana, żeby pragnął tak okropnej zemsty. Co nim kieruje? Kto go tak skrzywdził? A najważniejsze, po co mu jestem potrzebna?

Nie wierzę w tę bajkę o idealnej żonie... Jeśli by chciał znaleźć sobie kobietę i się ustatkować wystarczy, że wyszedłby na ulicę. Z pewnością ktoś o takim wyglądzie, jak Juan w kilka minut znalazłby masę kandydatek na swoją drugą połówkę. Jakby się postarał, to może nawet znalazłby taką, co byłaby zapatrzona w niego jak w obrazek. Nie musiałby się martwić tym, że go zdradzi... Jednak on chyba nie chce mieć za łatwo. Woli zmusić mnie do udawania idealnego związku, nie liczy się z moimi uczuciami. To, co mu powiedziałam, jest prawdą, zabrał mi wszystko. Odebrał mi wolność, moje życie rodzinne, chociaż już i tak było ubogie, możliwość decydowania o sobie.

Narzucił mi swoje zdanie i liczy, że się do tego dostosuję.

Wiem, że stawianie się komuś o takiej pozycji, jaką ma Caballero jest jak wkładanie głowy pod naostrzony topór, jednak mój charakter nie pozwala mi na bierne patrzenie, jak ten Hiszpan rozwala mi życie.

– Chciałem dać ci więcej czasu – zaczął po chwili, nadal wpatrując się w pokryty nocną mgłą ogród. – Ale widzę, że moje słowa odbijają się od ciebie jak od ściany.

– W przeciwieństwie do ciebie, jak dokładnie wiem, co mówię. Wiem, co z tego wszystkiego jest realne i jakie jest prawdopodobieństwo sukcesu. Twój plan nic takiego nie przewiduje – mówiłam spokojnie, ważąc każde kolejne słowo, jakby to miało nieco uspokoić zarówno mnie, jak i Juana. – Nie wziąłeś pod uwagę, że nie będę chciała współpracować. Doskonale wiesz, że gdybyś tylko chciał, każda kobieta z własnej woli byłaby twoja.

– Ale ja chcę ciebie – wtrącił, gwałtownie odwracając się przodem do mnie. – Od kiedy zobaczyłem cię w tej przeklętej firmie, nie potrafiłem przestać myśleć o twoich zielonych oczach. Prześladowały mnie dosłownie wszędzie.

– To już zakrawa o obsesję – wyszeptałam i dla bezpieczeństwa, choć tylko pozornego, zrobiłam dwa kroki w tył, dopóki moje łydki nie otarły się o brzeg jednej z kanap.

– Nie wykluczam tego – uśmiechnął się lekko, a ja rozszerzyłam oczy w zdziwieniu. On rzeczywiście ma coś nie po kolei z głową.

– Nie widziałeś innego wyjścia niż porwanie mnie? Nie wiem, może na początek jakaś kawa? Chociaż i tak nie wiem, czy bym wyszła z kimś takim jak ty.

– Widzisz, sama znalazłaś odpowiedź na swoje pytanie – kolejny uśmiech i kolejny krok w moją stronę. – Nie uciekaj, przecież powiedziałem, że nie spadnie ci włos z głowy. Dotrzymuję obietnic.

– Może włos z głowy mi nie spadnie, ale na pewno zniszczysz mnie psychicznie.

– A ty znowu o tym... – miałam wrażenie, że jego mój opór już przestał irytować, a zaczął bawić. – Przerabialiśmy już to, serduszko. Zostaniesz tu. Ze mną, jako moja żona – zaakcentował.

– Przerabialiśmy też już moją odmowę – wytknęłam.

– Jakoś nie pamiętam – zaśmiał się. Ten człowiek jest więcej niż nieobliczalny, w ciągu kilku minut zmienił swoje nastawienie, już nie krzyczy, nie denerwuje się...

Co on planuje?

– Usiądź, kochanie – podszedł do mnie w kilku krokach i położywszy mi dłonie na ramionach, pchnął mnie dół, abym zajęła miejsce na kanapie.

Spojrzałam na niego nieco zszokowana, ale w większości również zagubiona. Każdy jego krok był dla mnie zagadką, a każde słowo gwoździem do trumny. Bałam się, co tym razem mu przyszło do głowy, skoro nagle zmienił swoje podejście do mnie. Jeszcze nie wiem, w której wersji go wole, chociaż jeśli mam być szczera, nie lubię go w ani jednej.

– Jak już mówiłem, widzę, że słowa do ciebie nie docierają – przesunął dłoń z mojego ramienia, zatrzymując się na chwilę w łokciu, aby potem ująć delikatnie palce. Jego wzrok cały czas utkwiony był we mnie, jakby analizował moje reakcje. – Dlatego doszedłem do wniosku, że lepiej pokazać ci wszystko czynami.

Juan nieco mocniej ujął moją dłoń, a po chwili już widziałam, jak wyciąga z kieszeni swoich spodni małe pudełeczko.

Nie... On tego nie zrobi.

Caballero spojrzał na mnie z błyskiem w oku i otworzył wieczko. Srebrny pierścionek z delikatnym, niesamowicie błyszczącym i idealnie wyszlifowanym diamentem, aż śmiał mi się prosto w twarz.

– Zdajesz sobie sprawę, że nie klęknę przed tobą, ani nie zapytam się o twoją zgodę – zaczął, nadal uważnie przyglądając się mojemu zachowaniu. – Jednak mimo wszystko, uznałem, że chociaż należy ci się pierścionek zaręczynowy.

– Juan – westchnęłam, nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów. Jak miałam mu wytłumaczyć, że to, co robi, jest... No właśnie, jakie? – Nie odpuścisz?

– Mówiłem ci już – ujął moją brodę w swoje palce, abym nie odwracała od niego wzroku – Twoje miejsce jest przy mnie, tak zdecydowałem. Ty możesz tylko wybrać, czy wolisz żyć ze mną w zgodzie, czy toczyć ciągłą wojnę.

Nim zdążyłam mu jakkolwiek odpowiedzieć, pierścionek już zagościł na moim serdecznym placu. Jego ciężar, chociaż niewielki, będę odczuwała każdego dnia. Każdego pieprzonego dnia w tym domu, u jego boku... Bo tylko tak, mogę jakoś uratować i siebie i rodzinę.

Może kiedyś będzie mi dane uwolnić się od niego, jednak na ten moment najlepszym rozwiązaniem będzie dla mnie porzucenie wszelkiej walki.

To nie tak, że ja się poddaję, nie... Ja przesuwam to w czasie. 




Uczucia KobietyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz