Rozdział 29

466 41 11
                                    

W domu Juana nie zostaliśmy dłużej niż godzinę, a sam lot do Moskwy nie byłby aż taki zły, gdyby nie fakt, że nadal odczuwam konsekwencje wypadu do Rzymu. Jak tak dalej pójdzie, to w najbliższych dniach chyba wylatam jakiś swój roczny limit.

Razem z Grigorijem i Pierrem siedzieliśmy na przodzie samolotu, natomiast sypialnię i tyły zajmowali ludzie Juana, on sam oraz ciężarna Tatiana. Chociaż Caballero o mały włos nie został umieszczony w luku bagażowym. Nie powiem, nie miałabym nic przeciwko temu, a nawet czułabym się nieco lepiej wiedząc, że nie mam szans spotkania go w czasie lotu. Chociaż wszyscy dbali o to, by nikt nie kręcił się po pokładzie, jakaś część mnie obawiała się, że nagle jakimś cudem Juan się uwolni. Wtedy, mój koszmar zacząłby się na nowo.

Z każdym kolejnym kilometrem, z którym oddalaliśmy się od Stanów, czułam się coraz lepiej. Jakby jakiś niewidzialny ciężar z mojej piersi, znikał kawałek po kawałeczku. Dzięki obecności zarówno Maladenova jak i Gauthiera było mi łatwiej uspokoić szalejące we mnie emocje. Nadal czułam lekkie kołatanie serca, za każdym razem jak wracałam pamięcią jeszcze tych kilka godzin temu. Jednak to była już tylko przeszłość. Zostawiam to za sobą. Jeśli Marco się zgodzi, żebym poleciała z nim do Włoch, chyba już nigdy nie wrócę do USA. Postaram się zacząć od nowa, gdzieś indziej. Jak najdalej od tamtego miejsca i tamtych ludzi.

– Zaraz będziemy na miejscu – Pierre zerknął na mnie we wstecznym lusterku. Właśnie byliśmy w drodze do domu rodziny Romanov.

– Marco już jest? – zapytałam, uświadamiając sobie, że będzie tam nie tylko rosyjska mafia, ale również Bethany i Amy. Miło by było mieć, chociaż kuzyna po swojej stronie, bo coś czuję, że wsparcie z jego strony może być przydatne.

– Tak, jak tylko wystartowaliśmy z San Diego, on również wyleciał. Jak zwykle nie mógł usiedzieć w miejscu – śmiech Grigorija nieco mnie rozluźnił, ale tylko nieco.

– Jesteś jakaś spięta. Przecież już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna, Caballero zginie w ciągu kolejnych godzin, tak samo jak jego najwierniejsze pieski...

– Mam dziwne wrażenie, że to jeszcze nie koniec moich problemów. Jakoś tak, ciężko mi uwierzyć, że teraz będzie już z górki... – przyznałam się, chociaż wcale nie musiałam.

– Jeśli martwisz się o to, jak zostaniesz przyjęta na miejscu, to naprawdę nie musisz sobie tym zaprzątać głowy. Znam Aleksandra i jego ojca. Bethany już nieco mniej, ale oni mimo swojej reputacji, są naprawdę dobrymi ludźmi. A ty nie jesteś niczemu winna – widać, że słowa Bułgara były szczere, ale średnio mnie przekonały.

– Właśnie, to nie twoja wina. Może i postąpiłaś pochopnie, jadąc za Caballero na drugi koniec kraju, ale każdy popełnia błędy. Udało nam się ciebie uratować, więc tylko to się liczy. Teraz powinnaś wziąć się za siebie, poukładać wszystko w głowie i żyć dalej.

– Pierwszy raz słyszę, taką psychologiczną gadkę z twoich ust – zaśmiał się starszy.

– I ostatni, na coś takiego trzeba zasłużyć – Pierre puścił mi oczko, gdy nasze spojrzenia spotkały się we wstecznym lusterku.

Posiadłość Romanovów robiła wrażenie już od samego początku. Chociaż zamiast na samym jej wyglądzie to skupiłam się bardziej na osobach czekających w drzwiach. Nim samochód na dobre wyhamował przed schodami, Marco już otwierał drzwi z mojej strony.

– Nic ci nie zrobił? Jesteś cała? Dobrze się tobą zaopiekowali?

– Żyję – chwyciłam go za dłoń, wychodząc z auta. – Póki co, tylko to się liczy. Resztę z czasem da się poskładać – wyszeptałam, gdy zamknął mnie w silnym uścisku.

Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się w stu procentach bezpiecznie. Gdy sobie to uświadomiłam, do oczu napłynęły mi łzy. Ponad dwa tygodnie ciągłego strachu, wodzenia za każdym oczami, doszukiwania się zagrożenia we wszystkim, co było w zasięgu mojego wzroku... dopiero teraz dostrzegłam, jak bardzo męczące to było. Do tego ciągły strach o jutro i rodzinę, gwałt, próba samobójcza i te narkotyki. Wszystko wyniszczało mnie zarówno od zewnątrz jak i wewnątrz. Momentami czułam się jak pusta skorupka, jakby wszystko to, co wcześniej we mnie było, nagle zniknęło.

Teraz, w tym jednym momencie, poczułam, jakby na nowo zapaliła się we mnie ta radosna iskierka. Co prawda na razie malutka i niesamowicie blada, ale z czasem... Może w jakimś stopniu odzyskam siebie.

– Jesteś bardzo zmęczona? Na pewno chcesz odpocząć, a może jesteś głodna... – objęta ramieniem kuzyna, zostałam poprowadzona do wejścia. Wcześniej w domu zniknęli już członkowie mojej grupy ratunkowej wraz z chyba gospodarzem.

– Marco – zaczęłam, chwytając go za dłoń i przystając na chwilę w ogromnym holu. – Mam do ciebie prośbę.

– Dla ciebie wszystko, nawet nie wiesz, jak się martwiłem.

– Wiesz, jaka jest moja relacja z ojcem – te słowa dość ciężko przechodziły mi przez gardło, jednak wiedziałam, że póki co nie mam innego wyjścia. – Nie chciałabym wracać do domu, boję się, że tam posypię się jeszcze bardziej. Teraz jedynie adrenalina i ostatki silnej woli powstrzymują mnie przed zwinięciem się w kulkę i użalaniem nad sobą.

– Wiesz, że możesz na mnie liczyć – potarł moje ramię, nieustannie wpatrując się w moje oczy. – A Vitale może mnie w dupę cmoknąć.

– Mogłabym polecieć z tobą do Włoch? – stwierdziłam, że nie będę przebierać w słowach, bo zdążę się rozmyślić, albo ktoś nam przeszkodzi.

– Sam miałem ci to proponować – poczułam, jak wielki kamień właśnie spada z mojego serca. – Myślę, że z Adelaide możecie sobie nawzajem pomóc. Już nie wiem, jak mam do niej dotrzeć, a teraz jeszcze mam na głowie wściekłą Aurelię, która tylko czai się w cieniu, żeby zadźgać mnie na śmierć.

– To ta twoja uciekająca narzeczona? – zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć cokolwiek na jej temat.

– Taa, to dość długa i dramatyczna historia, coś na pograniczu tych romansideł, co czyta matka i Adela. A żeby ją opowiedzieć potrzeba długiego wieczoru i kilka butelek wina – mrugnął okiem, niemo obiecując mi taki właśnie wieczór.

– Trzymam za słowo. Zabiłabym za butelkę waszego wina. Nie dość, że pyszne, to i tyle wspomnień...

– Kto ma wspomnienia, ten ma... – zaśmiał się, drapiąc po głowie, przez co i mi kąciki ust lekko drgnęły.

– No tak, to ja byłam tą rozsądniejszą.

– Bo byłaś niepełnoletnia, maluchu. 

Myślę, że już czas oficjalnie potwierdzić, że wielkimi krokami zbliżamy się do kolejnej części.

Na moim instagramie pojawi się dzisiaj rolka z zapowiedzą tytułu i okładki 4 tomu.

Kto czeka na podróż do Rzymu? Wybierzemy się tam już 17.03

Ig: kasiunia18_wattpad

Uczucia KobietyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz