Rozdział 12

438 41 4
                                    

Melanie

Okropny ucisk na moje skronie sprawił, że chwilowo powróciła mi świadomość. Jednak ból był na tyle silny, że uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch. Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć, ani tym bardziej zarejestrować, gdzie tak w ogóle się znajduję.

Wszystkie bodźce docierały do mnie z niesamowitym opóźnieniem, a nawet najmniejszy dotyk powodował ogromny ból. Byłam wyczulona na wszystko, co tylko możliwe. W pewnej chwili czułam nawet niesamowity nacisk, jaki wywierała na mnie kołdra, którą ktoś mnie przykrył. Czułam, jakby zgniatała moje płuca, przez co coraz ciężej było mi nabrać w nie powietrza. Zaczęłam oddychać coraz bardziej chaotycznie, wdechy brałam krótkie, praktycznie niewystarczające. Słyszałam, jak serce mi przyspieszyło, czułam, jak krew przepływa przez moje żyły, nawet ona sprawiała mi nieznośny ból. Miałam ochotę poderwać się z miejsca, znaleźć jak najdalej tego wszystkiego, co sprawia, że cierpię, jednak gdy tylko wykonałam najmniejszy ruch, świadczący o mojej chęci zmienienia miejsca, ktoś stanowczo przycisnął mnie na nowo do materaca.

Kołdra została odrzucona na bok, a może to ja ją skopałam... Czyjeś dłonie przyciskały moje barki do poduszki. Momentalnie poczułam, jak skóra w tamtych miejscach pali mnie żywym ogniem. Zduszony krzyk wyrwał się z mojego wysuszonego gardła, raniąc je jeszcze bardziej. Wstrząsnęły mną dreszcze, na tyle silne, że praktycznie miotałam się po materacu.

– Uspokój się! Robisz sobie jeszcze większą krzywdę!– kolejne szarpnięcie wycisnęło ze mnie przeciągły jęk.

– Zawołam szefa – czyjś głos ledwo przedostał się przez te wszystkie bodźce.

– Ni...– mój głos niczego nie przypominał. Był niezwykle szorstki i cichy, mało zrozumiały.

Juan

Tatiana od momentu pojawienia się w moim domu Melanie, stała się nieznośna. Ciągle szuka sposobności, by zamienić ze mną kilka zdań, nie szczędząc sobie przy tym niemiłych komentarzy względem panny Shelton. Nie mniej, jest moją siostrą... chociaż czasami mam wrażenie, jakbyśmy się od siebie totalnie różnili, nie tylko w zachowaniu, ale też i fizycznie. Nie mamy ani jednej wspólnej cechy, a mógłbym nawet stwierdzić, ze jesteśmy sowimi totalnymi przeciwieństwami.

– Esteban, kochanie... dolej mi jeszcze soku – głos mojej siostry wyrwał mnie z chwilowego otępienia.

Powróciłem myślami do chwili obecnej, rozglądając się po jadalni. Byliśmy tam tylko my troje i gospodyni, która już podawała nam ostatnie danie tego wieczoru.

Tatiana od momentu, gdy dowiedziała się o swojej ciąży, stała się jeszcze bardziej rozkapryszona. Co prawda przy nieznajomych zakłada dopracowaną do perfekcji maskę, jednak w domu pozwala sobie na humorki. Momentami zachowuje się gorzej niż dziecko, a biedy Esteban skacze przy niej, ciągle podsuwając pod nos coś nowego.

Czyjeś szybkie kroki odbijały się od gołych ścian w korytarzu, niosąc się echem po całym piętrze, przez co jak na zawołanie całą trójką obróciliśmy głowy w stronę drzwi. Do jadalni wpadł zadyszany ochroniarz, któremu nakazałem pilnować drzwi od pokoju Melanie. Coś mi podpowiadało, że nie ma zbyt dobrych informacji.

– Jak nic uciekła – prychnęła Tatiana, unosząc szklankę z sokiem do ust.

– Mów!– nakazałem – A ty siedź cicho i zajmij się swoim talerzem – miałem powoli już dość jej zachowania, już dawno powinienem ukrócić jej smycz.

Mężczyzna przełknął ciężko ślinę i pochylając nieco głowę, wyrzucił z siebie to jedno zdanie, na które czekałem od wielu godzin.

– Obudziła się – zaczął, jednak po jego postawie widać, było, ze to nie koniec – Lekarz kazał znaleźć szefa, bo z dziewczyną nie jest...

Jak dla mnie nie musiał nawet kończyć. Podniosłem się z krzesła i po wytarciu ust białą serwetką, którą następnie rzuciłem niedbale na talerz, szybkim krokiem wypadłem z jadalni.

Od pokoju Melanie dzielił mnie całkiem spory dystans, jednak dzisiaj pokonałem go zadziwiająco szybko. Liczę, że podany jej narkotyk nie wyrządził dziewczynie za wiele krzywd, nie było go znowu tak dużo, aby trwale wpłynął na jej kondycję fizyczną, czy też psychiczną. Dawka, która mogła trwale jej zaszkodzić, była przynajmniej pięć razy większa...

Skręcając już w odpowiedni korytarz, słyszałem podniesione głosy z pokoju panny Shelton, co nieco mnie zaniepokoiło. Czyżby z dziewczyną nie było wcale tak dobrze, jak zakładałem? Przyspieszyłem jeszcze bardziej i już dosłownie po chwili stałem w drzwiach sypialni.

Melanie rzucała się po łóżku, starając wyrwać z mocnego uścisku lekarza i asystującej mu pielęgniarki. Jej blade i błyszczące od potu ciało wyglądało, jakby odessano z niego całą wodę. Skóra dziewczyny pomarszczyła się, miejscami pękając aż do krwi. Większe rany były już opatrzone, jednak te, które były widoczne, musiały powstać niedawno, najpewniej podczas szamotaniny.

– Potrzebuję pańskiej pomocy – głos lekarza sprawił, że przeniosłem spojrzenie z panny Shelton na niego.

Nasz lekarz był starszym mężczyzną, jednak mimo swojego wieku, nad wyraz silnym i sprytnym. Z wielką uwagą zajmował się Melanie, starając się nie wyrządzić jej jeszcze większej krzywdy.

– Co się z nią stało? Przecież dawka nie była na tyle wysoka, aby wystąpiła tak silna reakcja...

Stanąłem bliżej łóżka, przez co dokładniej mogłem ocenić jej stan. Skóra rzeczywiście nie wyglądała najlepiej, narkotyk musiał wyrządzić niemałe szkody, skoro stała się aż tak wrażliwa na dotyk.

– Wejdź na łóżko i usiądź za nią. Przez to ciągłe rzucanie się po łóżku narobiła sobie jeszcze więcej ran, które będę musiał opatrzeć, a skoro odzyskała już przytomność, nie będzie dla niej to nic miłego. Pielęgniarka sama nie da rady jednocześnie jej trzymać i mi asystować.

Wspiąłem się na materac i unosząc z pomocą lekarza dziewczynę, wsunąłem się za jej plecy. Melanie była wręcz lodowata, a jej ciało trzęsło się przy każdym, nawet najdelikatniejszym dotyku.

Złapałem dziewczynę w pasie na tyle mocno, żeby móc utrzymać ją w miejscu, ale nie na tyle, żeby wyrządzić jej jeszcze większą krzywdę. Shelton na moment rozchyliła powieki i kiedy jej wzrok spotkał się z moim, miałem wrażenie, jakby wróciły jej siły. Na nowo zaczęła wierzgać się i przebierać nogami. Z jej gardła wydobyło się coś na kształt skomlenia, a z oczu poleciały łzy.

Jej reakcja była dla mnie niemałym zaskoczeniem. Co prawda spodziewałem się, że mój widok może spowodować u niej atak paniki, jednak jej zachowanie wyglądało, jakby dosłownie walczyła o życie.

– Nie ruszaj się kochana – wypowiedziałem te słowa na tyle cicho, aby nie dotarły do uszu lekarza, nie potrzebowałem dodatkowych plotek – Gdy się tak wiercisz, robisz sobie jeszcze większą krzywdę.

Odgarnąłem jej z twarzy posklejane potem włosy i delikatnie pogładziłem po policzku. Z każda kolejną mijającą minutą, Melanie jakby nieco odpuszczała. Bardzo możliwe, że taki wysiłek był dla niej nie lada wyzwaniem, szczególnie biorąc pod uwagę, to jak jej skóra reagowała na najmniejszy kontakt z pościelą.

A to tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że Melanie Shelton ma niebywałą wolę walki.  

Jak tam po weekendzie?

Przepraszam za zeszłotygodniowy brak rozdziału, jednak postaram się w miarę możliwości nadrobić braki.

Z chęcią poczytam wasze komentarze

Uczucia KobietyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz