Dochodziła godzina szesnasta, a ja dalej siedziałam zakopana po uszy w mailach. Ludziom chyba odbiło, gdy dowiedzieli się o sprzedaży firmy przez Bethany. Teraz każdy nasz klient wypisuje na główną skrzynkę prezesa z czasami wręcz niedorzecznymi pytaniami. Przejrzenie tego wszystkiego wymagało ode mnie nie lada poświęcenia.
Po tylu godzinach bolały mnie nie tylko oczy, ale też kark i tyłek. O plecach już nie wspomnę, je przestałam czuć już w okolicach południa.
Caballero i Ortega niedawno wrócili z lunchu, na którym mieli umówione spotkanie z prawnikiem. Nie ma pojęcia, czego dotyczyło, ani jak przebiegło, ale nie wrócili z niego w dobrych nastrojach.
Niedługo powinnam kończyć swój dzień pracy, jednak nie wypada mi wychodzić przed prezesem. Nadal pamiętam, że kazał mi się stąd nie ruszać, bo musi ze mną pomówić.
Jednak od tamtego momentu minęło prawie osiem godzin, a on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Nie wiem, czy mam się z tego faktu cieszyć, czy wręcz przeciwnie.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i wyciągnęłam lekko spuchnięte nogi przed siebie. Poruszałam ścierpniętymi nadgarstkami, lekko się przy tym krzywiąc. Utkwiłam wzrok w kącie laptopa i odliczałam minuty do upragnionej czwartej.
Gdy tylko wybiła moja godzina, zerwałam się ze swojego miejsca i w bojowym nastawieniu, ruszyłam do gabinetu szefa. Zapukałam trzy razy i po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi, weszłam do środka.
Tym razem momentalnie spojrzałam na dwójkę mężczyzn. Zdziwiłam się nieco, widząc Caballero zasiadającego za biurkiem, a Ramona rozwalonego na kanapie w rogu pomieszczenia. Obaj patrzyli na mnie w ten sam sposób co rano, przez co ponownie poczułam się zagrożona.
Wyprostowałam plecy, ściągnęłam łopatki, wypinając przy tym biust i patrząc prosto w oczy właściciela Caballero Interiors, odezwałam się pierwsza.
– Wybiła czwarta, więc mój dzień pracy dobiegł końca. Chciał mnie jeszcze pan prezes dzisiaj widzieć, więc przyszłam – bardzo się starałam, aby mój głos nie drżał z nerwów, więc byłam wielce szczęśliwa, gdy udało mi się powiedzieć wszystko bez najmniejszego zająknięcia.
– Doskonale. Ramon, jesteś już wolny – Caballero odprawił znajomego, który wyglądał, jakby tylko czekał na znak do wyjścia.
Minął mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i dam sobie rękę uciąć, że gdyby tylko mógł, pogwizdywałby radośnie. Tuz przed samymi drzwiami, odwrócił się na pięcie i z psotną iskierką w oku powiedział:
– Życzę powodzenia, przyda się – mrugnął do mnie okiem, aby następnie czym prędzej zniknąć z gabinetu.
Nie mam pojęcia, do kogo kierował swoje słowa, zważywszy na to, jak zareagował Juan. Caballero praktycznie mordował go wzrokiem, wyglądał, jakby Ortega przekroczył pewną niewidzialną granicę, co wywołało czystą furię w mężczyźnie.
Chociaż patrząc na niego teraz, wydaje mi się, że życzenia powodzenia rzeczywiście mogą się przydać, w szczególności dla mnie.
– Siadaj – chociaż wewnętrznie odczuwałam niesamowitą potrzebę postawienia się szefowi, bez zająknięcia wykonałam jego rozkaz, bo prośbą tego nazwać nie było można.
Zajęłam jedno z dwóch postawionych przed biurkiem miejsc i czekałam, aż ponownie jego uwaga będzie skierowana na mnie, nie na ekran komputera. Caballero zawzięcie stukał w klawiaturę, ani na chwilę nie odwracając wzroku od monitora. W pewnym momencie westchnął ciężko i ze złością zamknął laptop. Teraz cała jego uwaga jest skierowana tylko i wyłącznie na mnie.
Siedzę z lekko zgarbionymi ramionami i ogólnie odnoszę wrażenie, że najchętniej to bym zniknęła z tego miejsca jak najszybciej. Wzrok mam utkwiony w miejscu, gdzie jego dłonie spotykają się z ciemnym blatem biurka.
– Możesz spojrzeć mi w oczy? Nie zwykłem rozmawiać z posągami – ponownie się odezwał, a wibracje, jakie niósł za sobą jego głos, przeniosły się po całym moim ciele, uderzając w najmniej spodziewanym miejscu. – Jako twój szef, wymagam bezzwłocznego wykonywana poleceń.
– Oczywiście – mruknęłam.
Uniosłam głowę i chcąc nie chcąc trafiłam spojrzeniem prosto w jego ciemne tęczówki. Wyglądem przypominały mi bezdenną otchłań, taką mroczną i przerażającą, ale jednocześnie niezmiernie intrygującą.
– Chciałem się jeszcze dzisiaj z tobą zobaczyć, gdyż jutro z samego rana wylatuję do siebie – zaczął. – Mam dla ciebie propozycję, jednak oczekuję natychmiastowej odpowiedzi. Czas gra tutaj bardzo ważną rolę.
– Zależy, jak bardzo wymagająca jest pańska oferta... – odparłam wymijająco. Co ten człowiek planuje?
– Chciałbym, aby przeniosła się pani ze mną do San Diego. Prowadzą tam między innymi firmę windykacyjną i chciałbym zaproponować pani . Wiem, jakie wyniki miała pani na studiach i to aż grzech, marnować swój talent jako sekretarka.
No i tym to mnie normalnie zagiął.
– I oczekuje pan, że właśnie w tym momencie podam swoją odpowiedź? – zapytałam, starając się pozbyć guli w gardle. – To niedorzeczne.
Pokręciłam głową. Czułam, że jeszcze chwila i wybuchnę histerycznym śmiechem. Czy ten człowiek jest normalny? Oczekuje ode mnie, że nagle rzucę wszystko, zostawię swoją rodzinę i popędzę za nim na drugi koniec kraju.
– Oczywiście pani wynagrodzenie będzie adekwatnie wyższe. Zapewniam transport prywatnym samolotem, jak również nie musi się pani martwić o mieszkanie. Wszystko byłoby załatwione od ręki. Firmowy samochód, wszelkie potrzebne sprzęty takie jak laptop, telefon... To wszystko jestem w stanie załatwić od ręki.
– Pan nie żartuje – zauważyłam. To, jak bardzo był przygotowany do tej rozmowy, nieco wbiło mnie w fotel.
– Ja nigdy nie żartuję – odparł pewien swego. – Obiecuję, że włos pani z głowy nie spadnie. Proszę pomyśleć o perspektywach, które daje pani praca w mojej firmie. Ta tutaj dopiero raczkuje na rynku... Póki co nie będzie za wielu klientów, co wiąże się z niższymi płacami – kusił mnie niczym sam diabeł w rajskim ogrodzie.
– Dlaczego panu tak bardzo zależy, abym się zgodziła. Moje wyniki nie są aż tak zachwycające – wytknęłam mu, na co Caballero lekko się skrzywił, ale było po nim widać, że jest w stanie dalej stać przy swoim.
– Lubię otaczać się mądrymi ludźmi – przyznał po chwili, nieco bardziej nachylając się w moją stronę. – Pani niewątpliwie do nich należy. Zależy mi, aby moim pracownicy wykazywali się czymś więcej, niż tylko suchą wiedzą pozyskaną na studiach. Po pani widać, że ponad teorię, cenisz sobie praktykę i doświadczenie, a to mogę ci zapewnić osobiście. Zgódź się, a nie pożałujesz, Melanie.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale czułam, że jego wypowiedź ma drugie dno. To wszystko brzmiało zbyt pięknie, by było prawdziwe. Przecież, takie rzeczy nie zdarzają się w życiu.
– Nie mogę ot tak podjąć, tak ważnej decyzji. Musiałabym zostawić tutaj wszystko, moją rodzinę, dom, psa.
– Pies nie stanowi problemu, możesz go ze sobą zabrać. Co do rodziny... Kontaktu nie musisz przecież z nimi urywać, będziesz miała wystarczająco dni wolnych, żeby móc przylecieć do Bostonu. Firma jest w stanie pokryć koszty podróży. Poza tym, przez pierwszych kilka miesięcy, dość często będę musiał pojawiać się w mieście, by osobiście kontrolować firmę. Ufam Ramonowi, jednak najlepszą formą kontroli jest ta osobista. Daje to też dobrą motywację dla pracowników.
– Czy mi się wydaje, czy jest pan przygotowany na każde moje pytanie... – zauważyłam, nieco przechylając głowę.
– Bardzo mi zależy, aby się pani zgodziła. Czy to coś dziwnego?
CZYTASZ
Uczucia Kobiety
RomanceTom III serii Siła Kobiet Melanie pomimo wątpliwości została w firmie, jednak czy aby na pewno był to dobry wybór? Jedną decyzją przypieczętowała swój los. Od niego nie ma ucieczki. Nie będzie patrzył na twoje uczucia. Schwyta cię, zabawi się, zm...