Rozdział 5

94 6 8
                                    

-Nieeeee!- wrzasnełam spanikowana otwierając szeroko oczy i rozglądając się po pomieszczeniu. Byłam sama. Leżałam, cóż teraz siedziałam na łóżku i oddychałam ciężko. Nie wiem, co się stało ani gdzie jestem. Nie pamiętałam nic, zupełnie nic. Co to za rok, dzień, godzina.

-Saturnina!- usłyszałam męski głos, dochodzący zza drzwi pokoju. Było słychać też rytmiczne walenie w nie i krzyk jakiejś kobiety.

-Panie Howlett, niech pan przestanie!

-Ona krzyknęła! Coś się musiało stać!- nadsłuchiwałam krzyków, wpatrując się w drzwi, które po chwili zostały dosłownie wyważone. Przestraszona próbowałam zejść z łóżka, jednak żadna z moich kończyn nie chciała się mnie słuchać. Po chwili uspokoiłam się, gdyż rozpoznałam znajomą twarz.

-Saturnina wszystko ok?- podbiegł do mnie mutant, po czym kucnął przy moim łóżku i pomógł mi wejść z powrotem na legowisko.

-Tak ... Logan- szepnęłam szczęśliwa, że go widzę. Bez zastanowienia przytuliłam go mocno. Trochę się zmieszał, lecz odwzajemnił uścisk- to był koszmar ...

-Nie myśl o tym- szepnął mi, powoli uwalniając się z mojego potężnego uścisku- jest dobrze i będzie dobrze- kiwnął głową, po czym zobaczyłam na jego twarzy delikatny uśmiech.

- No Neptun, napędziłaś nam niezłego stracha- do pokoju wszedł Tony, zakładając rękę na ręke, gdy się zaśmiałam.

-A ty tu czego?- mruknął niezadowolony Logan.

-Wypraszam sobie, ja ją znalazłem, więc mam prawo tu przebywać- postawił się mu Iron Man, ani myśląc ruszyć się z miejsca.

-Ej ...- szepnęłam, podnosząc powoli moją prawą rękę- czy ... to jest ...- gdy spojrzałam na nią, od razu zbladłam. Tak, że mogłabym wtopić się w ściane. Chłopcy zagubieni próbowali odgadnąć, o co mi właściwie chodzi. Na szczęście jeden z nich był na tyle rozsądny, że zrozumiał, o co ten cały szum.

-Chodzi jej o igłę- wtrącił się Bruce, stając przy wejściu. Czy ja powiedziałam, że to będzie jeden z nich?

-No jest igła- kiwnął głową Tony- aaa ma igłofobie?

-Na pewno to się tak nie nazywa- kiwnął głową Banner, gdy do pokoju weszła Eveline.

-Zamiast stać tak bezczynnie, to wyciągnęlibyście jej to- westchnęła, po czym wyciągnęła mi wenflon, tamując potem krew wacikiem, gdy cały ten czas tkwiłam w bezruchu. Mogła przynajmniej delikatniej ...

-Dobra ludzie mili, zrobiło się tu już tłoczno — do pokoju weszła pielęgniarka, ta sama, która pojawiła się w moim śnie ... Krótkie, rude, kręcone włosy opadały na jej smukłe ramiona a jej bystry wzrok, po tym, jak omiótł cały pokój, potrafił wyrazić więcej niż słowa. Każdy wtedy wiedział, że musi wyjść. Oprócz Logana oczywiście- a ty młoda damo musisz znów wsadzić igłę do żyły.

-Nie!- krzyknełam, wtulając się w Rosomaka przestraszona.

-Ten pomysł chyba nie wchodzi w grę. Nie ma innego sposobu?- spytał.

-Musimy jej pobrać krew- westchnęła, po czym powiedziała spokojnie- wysuń rękę, w którą wcześniej wbiłam ci igłę.

-To pani mi to zrobiła?!- pisnęłam.

-Wyciągnij rękę- powtórzyła, biorąc fiolkę do ręki.

-Ale ...

-Panno Halliwell- poruszyła głową, gdy niepewnie popatrzyłam na Logana.

-Nie bój się, nie zrobi ci krzywdy- odparł, powoli wyciągając moją rękę tak, jak pielęgniarka mnie prosiła. W tej chwili zdarzyło się coś, co nie wiedziałam, czy bardziej mnie zafascynowało czy obrzydziło ... z dziury po igle zaczął wychodzić taki sznur krwi. Zaczął unosić się w powietrzu z mojej rany, po czym powoli wchodzić do fiolki. To zdarzenie zdziwiło nawet naszego Rosomaka, który wpatrywał się w ten pokaz oniemiały.

X-Mengers Assemble | Avengers and X-Men FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz