Rozdział 36

18 0 0
                                    


-Stark?- zdziwiony futrzak przystanął w pracowni, patrząc na intruza.

-Tak Kochanie?- odparł mu, grzebiąc w jakichś narzędziach.

-Co tu robisz o tej porze?- spytał go gdy Tony tylko blado się uśmiechnął.

-Nie mogłem zasnąć- mruknął- więc postanowiłem popracować- wytłumaczył mu, przywołując do siebie skafander- Jarvis, zrób próbny przelot po siedzibie.

-ROBI SIĘ SZEFIE- po czym wyleciał z pomieszczenia, prawie zderzając się z szefem bazy ETA.

-Tony!- krzyknął gdy wołany popatrzył na niego ze stoickim spokojem.

-No co, trzeba być czujnym- bronił się gdy poszkodowany tylko zatrzepotał skrzydłami- ale szef i tak ma dobry refleks.

- Dziękuje- kiwnął głową, ale szybko zmienił temat- nie chce być niemiły, ale ...

- ... kiedy sobie stąd pójdziesz?- dokończył Hank gdy obgadywany, mrużąc oczy, przywołał swój skafander, przez co jego „goście" musieli się schylić, by na nich nie wpadł.

-Wcale mnie to nie zabolało- odparł obojętnie. A przynajmniej próbował sprawiać takie wrażenie.

-Zrozum, że twoja obecność tutaj tylko wszystkich drażni- wytłumaczył mu Angel, jednak Tony wydawał się niezainteresowany tym, co do niego mówił- wróć do sektora ALFA. Tam jest twoje miejsce- zdołał usłyszeć tylko końcówkę. Kochany Tony, jak zwykle nikogo nie słucha- idź, chociaż pogadaj z Kapitanem- prawie że go błagał. 

Blaszak jednak wydawał się być dalej w swoim świecie i miał gdzieś tych, z tego świata. Był bardzo uparty. Skoro Ameryka wybrał Buckyego to on nie zamierzał się wtrącać w ich „wielką miłość", jak to kiedyś ujął w rozmowie z Kurtem. Z tym ostatnim, od czasu do czasu, miała kontakt Eveline, która wszystko później przekazywała Rogersowi. Chyba czasami żałował, że ma nas wszystkich na głowie ... Z Ksenią, po tej okropnej wiadomości o jej przeniesieniu, kapitan rozmawiał często gęsto. Ani razu jednak nie spotkała się z Thorem. On zaś dalej nie wiedział, że za chwile jej może zabraknąć. Żadnej poczty pantoflowej? No tak, brak Tonyego brak ploteczek.

-Nie ...- usłyszeli we śnie nasi „strażnicy" – Nie śpię ... jestem przytomna ... nie włączajcie alarmu ... nie włączajcie alarmu!- ostatni krzyk rozbudził ich do końca ze snu, zrywając ich prawie że na równe nogi. W celi zobaczyli śpiącą brunetkę, przewracającą się nerwowo na boki mówiąc a czasem i krzycząc przez sen.

-Co się z nią dzieje?- szepnęła Fran, widząc, jak Digger siedział przy dziewczynie, delikatnie przytulając ją do siebie.

-Ma koszmary- wytłumaczył jej Harkness, gdy dziewczyna zaczęła wierzgać nogami- przynieście mi piwo- poprosił, lecz gdy Velvet zaczęła wrzeszczeć, krzyknął- już!- na te słowa Bucky zerwał się z miejsca, chwycił butelkę piwa, po czym podleciał do krat i podał mężczyźnie alkohol. Siostrzyczka zaś nie przestawała krzyczeć. Mówiła coś o gaszeniu światła, o niebiciu jej, o zostawieniu jej w spokoju, o alarmie. To było przerażające. Dla nich pewnie też. Digger w jednej chwili otworzył butelkę zębami, po czym wsadził ją do ust brunetki, budząc ją w międzyczasie.

-Już dobrze Gwiazdeczko- szeptał do niej gdy ta otworzyła oczy, dysząc ze zmęczenia, z przerażenia ... ze wszystkiego.

-Niech mnie nie zabierają ...- szepnęła- niech zgaszą światło ... niech zgaszą ten alarm ...- mruczała pod nosem, patrząc tępym wzrokiem w sufit, gdy mężczyzna podniósł ją, by było jej wygodnie, i dalej podawał alkohol. W jednej chwili opróżniła całą butelkę. Wsiu i nie było. Musi mnie tego nauczyć ... co ja gadam.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 04 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

X-Mengers Assemble | Avengers and X-Men FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz