Rozdział 8

80 5 1
                                    

-Są wszyscy?- spytał Angel gdy zdążyliśmy wejść do helikoptera, a ten wzniósł się w przestworza. Do akcji wkroczył Kapitan, który zaczął liczyć załogę.

-Są wszyscy- przytaknął mu Ameryka.

-Hej szefie!- usłyszeliśmy głos w głośnikach- jeśli mnie oczy nie mylą to widziałem tu mojego starego przyjaciela zapominajka!

-Ty lepiej zajmij się lataniem, bo skończy się jak z samolotem!- krzyknął mu Logan gdy usłyszeliśmy w głośnikach śmiech. W tym samym momencie maszyna się zatrzęsła- bo przyjdę do ciebie!

-Nic się nie zmieniłeś- nie przestawał się śmiać, pilotując dalej, jednak, na szczęście, turbulencje ustały.

- Widzę, że się znacie- zaśmiałam się, wycierając ręką krwawiące czoło.

-To Remy Lebeau, zwany też Gambitem. W sumie nawet nie wiem, jak się poznaliśmy, ale ...- zatrzymał się gdy spojrzał na mnie, marszcząc brew- ej no co tak stoicie? Może opatrzycie rannych?!

-Gambit miał racje, nic się nie zmieniłeś- za nim pojawiła się kobieta o krótko sciętych białych włosach. W pomieszczeniu migiem uniósł się lekki wiaterek, który delikatnie zaczął powiewać moimi długimi włosami.

-Saturnina, poznaj Burze- podniósł brew gdy kobieta o śniadej karnacji podeszła do mnie, po czym kucnęła, przecierając moją ranę.

-Co się stało, że wasz samolot się rozbił?- spytała, patrząc to na mnie to na niego.

-Wystarczyło, że Saturnina była za sterami- wtrącił się Tony gdy wywróciłam oczami.

-Nie słuchajcie go, to przez naukowców i ich podwładnych, którzy do nas strzelali- przedstawiła swoją tezę Lana.

-Ale po co?- spytał Blaszak, nie widząc w tym sensu.

-Mieli dość już twoich sarkastycznych komentarzy- zaśmiał się Cyklop gdy Stark zaczął go przedrzeźniać.

-Chłopaki, nie czas na sprzeczki- blondyna klepnęła lekko w ramie Scotta, po czym odwróciła jego twarz do siebie- przestań się odwracać, bo tej rany nigdy ci nie przemyje.

-Oj siostra, będziesz dobrą mamą- w naszym pomieszczeniu zjawił się kolejny superbohater, który miał przewieszony przez ramie łuk. Ubrany był w ciemno różowy strój. Kolejny przebieraniec.

-Ona każdego tak niańczy- zaśmiałam się, lecz od razu syknęłam, ponieważ rana zaczęła mnie szczypać.

-Nie ruszaj się- powiedziała mi Burza- idę po igłę, muszę ci to zszyć- jak tylko skończyła zdanie, a ja załapałam jego sens, ulotniłam się  stamtąd, zamykając się na cztery spusty w łazience.

- ... wspominałem ci, że boi się igieł?- podniósł brew Logan z cwaniackim uśmiechem gdy Burza westchnęła.

-Zostawiam cię na chwile a tu o! Co się dzieje- ciągnął dalej Hawkeye, siadając przy swojej ukochanej siostrzyczce.

-Nie masz przypadkiem strzał do polerowania?- uśmiechnęła się do niego Eveline, gdy ten pokiwał głową rozbawiony.

-Jakbym zaczął, to nigdy bym nie skończył.

-Dlatego ja wole mieć lasery w oczach- wtrącił się Scott, gdy blondyna uśmiechnęła się do niego promiennie.

-Ej ludzie! Widzieliście Ksenie?- spytał Thor, zjawiając się nagle u nich. Wszyscy pokiwali przecząco głową, szukając ją dookoła, jednak nikt nie mógł jej dostrzec. Kilkanaście metrów dalej w łazience siedziałam ja ... ciemno było, nie powiem, jednak nie mogłam nic zrobić, ponieważ nie wiedziałam, gdzie jest włącznik. Na szczęście prawie od razu udało mi się go znaleźć i w łazience ukazała się światłość no i ... krzyk! Moja reakcja na krzyk to taka, że też zaczynam krzyczeć.

X-Mengers Assemble | Avengers and X-Men FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz