Rozdział 4

81 5 4
                                    

Kilkanaście godzin później.

- Wreszcie- wypadł szybko z samolotu Logan, opierając się o pobliskie drzewo.

-A temu co?- podniosłam zdziwiona brew.

-A to, że niezbyt lubi latać samolotami- stanął przy mnie Thor, gdy patrzyliśmy na ledwo zipiącego Rosomaka.

-Jakby maraton przebiegł- pokiwałam głową. Chociaż znaliśmy się dość krótko, to przez ten czas ani razu nie widziałam go tak roztrzęsionego.

-X-Mengersi do mnie!- usłyszeliśmy głos Ameryki.

-Po co krzyczeć, wystarczyło zagwizdać- wywrócił oczami Tony, zaczynając już swoje marudzenie.

- W tym lesie Bruce wykrył kilka mutantów, których za wszelką cenę musimy sprowadzić do nas, by byli bezpieczni i podali nam kilka ważnych informacji o tych naukowcach.

-A skąd pewność, że w międzyczasie mutanci nie wezmą nas za wrogów i nie będą chcieli nas zabić?- podniósł blaszaną dłoń Iron Man.

-Cóż, pewności nie mamy, dlatego wysyłają nas. Musimy być gotowani na wszystko. Więc bierzmy się do roboty!- klasnął w ręce, po czym zaczął nas rozdzielać.

-Mi nie trzeba nikogo na doczepkę, sam sobie poradzę- odparł Blaszak, po czym wspiął się w przestworza.

-To, w którą stronę idziemy?- spytał po chwili Thor.

-A gdzie Tony poleciał?- wtrącił się Logan, patrząc w niebo.

-W prawo- odparł mu Cyklop.

-To idziemy w lewo- sprostował Rosomak, idąc naprzód- ale ty możesz iść w prawo, w sumie to zalecam ci iść w prawo ...- chwila ciszy-  idź w prawo- wskazał na Cyklopa, po czym udał się przed siebie. Kto posłuchał, to posłuchał, reszta poszła za nami. W trakcie wędrówki jednak niektórzy porozdzielali się i w końcu została nas czwórka. I właśnie ten, co miał być z dala od nas, był najbliżej nas.

-A więc, czego w ogóle szukamy?- spytała po chwili blondyna, gdy błąkaliśmy się po tym lesie już ładnych parę chwil.

-Nie wiem ... cokolwiek dziwnego. Albo raczej jakąkolwiek dziwną osobę- wzruszyłam rękami.

- Znalazłem- odparł Cyklop, wskazując na Logana, który chwycił delikatnie jego rękę i przekręcił palec w stronę właściciela.

-Ja też- kiwnął głową Rosomak. W tamtej chwili poczułam jakbym przerastała ich intelektem lub nagle znalazła się w przedszkolu. Ale wiadomo, że ja nie jestem lepsza. No cóż zrobisz z tymi ludźmi? No nic nie zrobisz! 

Ten las wydawał mi się coraz straszniejszy. Im bardziej w głąb, tym bardziej trzęsłam portkami, idąc przed siebie. Wydawał się niekończącą drogą pełną tajemnic. Rozglądałam się uważnie, ponieważ musiałam uważać na praktycznie wszystko. Nie byłam przecież niezniszczalna jak Wolverine, nie potrafiłam latać jak Iron Man, nie byłam straszliwa jak Hulk, nie władałam piorunami jak Thor i nie strzelałam laserami jak Cyklop. Co potrafiłam? Jedynie głośno się wydzierać. I czasem marudzić. I długo spać.

- Jasna cholera- przeklęłam pod nosem, gdy zauważyłam, że zostałam w lesie zupełnie sama. Gdzie reszta?! Ile ja niby gadałam sama ze sobą!? Spanikowana zaczęłam się rozglądać i szukać reszty sektora, jednak nikogo nie mogłam dostrzec. Nie wiedziałam nawet, czy ich wyminęłam, czy oni wyminęli mnie. Do tego wszystko nagle zrobiło się straszniejsze, a drzewa przestały się kołysać, ponieważ wiatr ustał- coś się kroi ...- szepnęłam. Puls pięćset- gdzie są wszyscy?

-A co, nie podoba ci się nasza obecność?- usłyszałam śmiech, po czym szybko obróciłam się, w dodatku przewracając o jakąś gałąź, która leżała na ziemi- witamy cię Saturnina ...

X-Mengers Assemble | Avengers and X-Men FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz