Rozdział 18

37 4 1
                                    

-Saturnina.

-Idź sobie- mruknęłam, leżąc na łóżku i nie mając najmniejszej ochoty cokolwiek robić.

-Chce porozmawiać.

-Ale ja nie chce- po tych słowach walenie w drzwi stało się o wiele mocniejsze niż wcześniej- Logan! Nie wpuszczę cię i koniec!

-Jak rozwalę drzwi, to nie będziesz miała innego wyjścia- po tych słowach zerwałam się z łóżka, po czym zaczęłam przesuwać szafę by przypadkiem to, co mówił, się nie sprawdziło.

-Logan!- Usłyszałam nagle drugi głos i zatrzymałam się- twój pokój jest w drugą stronę.

-Szukasz guza Blaze?- warknął, a ja od razu zaczęłam przesuwać szafę w drugą stronę.

-A nie bo nigdzie go nie zgubiłem.

-Wystarczy nam jeden przemądrzały gagatek w tej siedzibie, więc ty możesz się stąd zmywać- przeciągła pauza- chyba że ci pomóc.

-Heh nie przestraszysz mnie ani ty, ani te twoje wysuwane widły.

-To ja ani trochę nie boję się twojej chuderlawej fajczącej się czaszki z dymiącym się motorem, co wygląda, jakby zjadł gar fasoli- po tych słowach usłyszałam dźwięk wysuwających się szponów.

 Oho teraz to na pewno się pozabijają. W panice szybko zaczęłam otwierać drzwi.

-Tylko że ta fajcząca czaszka nie zna litości i jest bezwzględna.

-Bez czachy można cię posiekać, nie? Mogę zawsze podejść do cienia.

-Na litość Boską! Jak dzieci normalnie!- krzyknęłam, wychodząc na korytarz- takie stare kopy a tak się kłócą!- stanęłam między nimi gdy ci tylko wymienili się znaczącym wzrokiem i zadziornie uśmiechnęli.

-No, skoro wyszła to teraz ja łap- odparł Blaze gdy Logan chwycił mnie za rękę.

-Ameryka miał racje, jedno wielkie przedszkole- pokiwałam głową gdy ci zaczęli mnie ciągnąć w stronę Sali głównej- ej! Ja z wami nigdzie nie idę!- warknęłam, gdy Logan wziął mnie na ręce i szedł dalej.

-Czemu nie chcesz?- zaczął się wąchać Blaze- śmierdzę?

-Czuć na kilometr- zaśmiał się Logan gdy zła popatrzyłam na nich.

-Oskarżacie mnie o to, że mogłam wpuścić tych złoli.

-To Thor powinien wszystkich wyzabijać, bo podejrzewają też Ksenie- odparł mi Logan.

-Każdy, kto był wtedy w siedzibie, jest podejrzany, nie tylko ty- wytłumaczył mi Johnny gdy przed nami ukazał się brat Eveline.

-No siemka- uśmiechnął się do nas Clint gdy zdziwiona wpatrywałam się w niego.

-A ty co tu działasz?- podniosłam brew gdy ten trzymał w ręku strzałę, polerując ją szmatką.

-A przyszedłem w odwiedziny- odparł nam ze stoicki spokojem- do siostruni.

-Mhm czuje woń sarkazmu- mruknęłam.

-Wiecie przypadkiem, gdzie jest Cyklop?- spytał gdy zobaczyłam, jak Logan wywraca oczami.

-Trafiłeś pod zły adres- odparł mu Rosomak- akurat ja go omijam szerokim łukiem.

Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, czy nieświadomie, ale piękna gra słów mu wyszła.

-Bo muszę z nim zamienić parę słów- dalej mówił ze spokojem gdy ja aż byłam pod wrażeniem jego spokoju w tejże sytuacji,

-Tam jest jego pokój- wskazał mu Logan z uśmiechem gdy Clint podziękował i udał się we wskazane miejsce.

X-Mengers Assemble | Avengers and X-Men FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz