Rozdział 33

32 3 0
                                    


-Na czym stanęliśmy?- spytała po chwili siostra, odrywając się od brodacza.

-Na tym, że zaraz puszcze pawia- mruknełam gdy ona tylko się zaśmiała- ty to wiesz, jak zmarnować sobie życie.

-A ty jeszcze nic nie wiesz o życiu- cięta riposta. Tak cięta, że zaraz ona byłaby pocięta, gdyby nie kraty i reszta.

-Jezu, Saturn! Od kiedy jesteś taka agresywna?- aż odsunęła się od krat.

-Od kiedy tu przyszłaś!- krzyknęłam, na co Kapitan wymamrotał „nie sądzę" oddalając mnie od celi.

- Co ja ci mówiłem o rzucaniu się na nią?

-Ale mnie wyprowadza z równowagi! Nie da się po prostu z nią rozmawiać na spokojnie!- broniłam się.

-Jak na razie to ona zachowuje się spokojniej od ciebie- zwrócił mi uwagę Kapitan. W sumie trafnie. Velvet ładnie odpowiadała na pytania gdy ja po prostu miałam ochotę ją obedrzeć ze skóry. No ale trudno mi się dziwić.

-Ty jesteś młodsza, dobrze usłyszałem nie?- zmienił szybko temat Ameryka, gdy próbowałam złapać oddech, bo się zmachałam. Takie tam wagary z ćwiczeń.

- Tak- kiwnęła głową- o trzy lata.

-Trzy?- przeanalizowała nas po kolej Fran- w życiu bym nie powiedziała, że jesteś od niej młodsza. Pełnoletnia w ogóle jesteś?- podniosła brew zdezorientowana, na co siostra się zaśmiała.

-Jestem od ponad dwóch lat- uśmiechnęła się.

-W Ameryce pełnoletniość zaczyna się od 21- trafnie zauważył Tarcza.

-A to jeszcze nie- odparła po krótkim rozmyślaniu- ale niedużo mi brakuje- broniła się gdy zauważyłam, że Fran zaczyna przeliczać nasze latka. Ta za to wagarowała na matmie.

 W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł niepostrzeżenie, jakimś cudem, Blaze i zaczął macać pluszowego kucyka, który stał na stole koło broni.

-Ej! Gdzie z tymi łapami!- od razu oburzył się właściciel.

-Chciałem tylko dotknąć- podniósł ręce.

-Z nim lepiej nie zadzieraj- ostrzegłam brodacza zza krat- ani ty ani ty. Bo marnie skończycie.

-Co jest Johnny?- zwrócił się Kapitan do przybysza.

-Wszyscy czekają w sali- wskazał na drzwi- tak jak Kapitan prosił.

- Świetnie- przyciągnął mnie do Blaze'a- pilnuj jej, ja muszę coś załatwić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pierwsze promyki słoneczka wpadły, budząc przy tym ludzi słodko śpiących w łóżkach. Nowi, jeśli w ogóle można ich tak nazywać, byli pod stałą kontrolą. Ja, niestety, nie mogłam brać w tym udziału, ponieważ, cytuje „jak zostawimy je same, to się wyzabijają, a ja nie będę po nich sprzątał". Taki tam Banner leń. A może tak zejdziemy ze mnie i pójdziemy podglądnąć kogoś innego? Kogoś, kto przeżył dzisiaj upojną noc i smacznie sobie śpi ze swoją drugą ukochaną połówką obok siebie. Nie, to nie Ksenia, bo Thor sfochany. Nie, to nie ja, bo Logan sfochany. Nie, to nie Ameryka, bo i tak ma już za dużo kłopotów.

-Dzień dobry- uśmiechnął się Scott, widząc, jak jego królewna elfów się budzi.

-O Boże, a jednak- zaśmiała się.

- ... miłe powitanie- podniósł brew, śmiejąc się, ponieważ lubili sobie dogryzać tak z samego ranka. W „miłe słówka", najwyraźniej, chciała sobie pograć jeszcze jedna osóbka.

-Puk puk dzień dobry!- było słychać zza okna gdy Eveline zerwała się z łóżka i na nim usiadła. Po drugiej stronie szyby wisiał sobie jej ukochany braciszek. Pewnie się stęsknił za ukochaną siostrzyczką. Albo i nie.

-Clint!- to nie był krzyk. To bardziej podchodziło pod pisk opon- co ty robisz?!

-Naprawiam okna, które zostały wybite przez wieczornych przybyszów- wytłumaczył im pogodnie- a ty nie masz swojego pokoju?

-Wynocha Barton!- wrzasnęła.

-To wolny kraj siostrzyczko- na te słowa blondyna opatuliła się w kołdre, po czym zeszła z łóżka.

-Ej! Oddaj kołdrę!- przykrył się szybko rękami Cyklop- jest tylko jedna!- z tej paniki zakrył się poduszką.

-Chciałem ci życzyć miłego dnia!- to były ostatnie słowa, które Clint wypowiedział, zanim blondyna zasłoniła zasłony.

-Czemu ich wczoraj nie zasłoniliśmy?- spytała po chwili.

-Chyba nie było czasu- odparł ciut skrępowany, dalej zakrywając się tylko poduszką. Takie pobudki to ja rozumiem. A nie takie, jakie ja miewam.

-Saturnina ćwiczenia!- Walenie do drzwi i taki zniechęcony głos Logana. Już i tak jestem wkurzona to po kiego to pogłębiać? Dosłownie zrzuciłam pościel na ziemie, po czym poszłam się ubrać. Na sali ćwiczeń było w sumie mało ludzi. Bucky i Fran zostali ofiarami pilnowania więźniów, Thor, z racji tego, że unikał Ksenii, wolał się nie pokazywać, Kapitan gawędził sobie z Bannerem u siebie a reszta ... no samowolka totalna.

-A dobrego masz cela?- przejdźmy do osób, które nie podnoszą mi ciśnienia. Buckyego i Fran. Nawet jeśli przebywają z osobami, które trzykrotnie mi je podnoszą.

-A chcesz się przekonać?- podniosła cwano brew Fran.

-W sumie już się przekonałem- prawie jadł wzrokiem tę maszynerię Fuego. Oczywiście chodzi o spluwy. Chociaż bym się zastanawiała- a jak tyle tego zdobyłaś?

-Jest kilka wersji- odparła zakłopotana- ale większość zdobyłam raczej uczciwie.

-Raczej?- Bucky po cholerę drążysz.

-Każda kobietka coś ukrywa- odparł mu Digger, słysząc rozmowę- nawet ta najgrzeczniejsza.

-Dajże im spokój- wtrąciła się Velvet- faceci nie wszystko muszą wiedzieć. Połowę i tak albo zapomną, albo nie zrozumieją.

- Zapamiętam- wskazała na nią czerwona gdy siostra podniosła rękę z uśmiechem. Fuego co to za komitywy.

-To może nauczysz mnie z nich strzelać?- spytał Bucky gdy dziewczyna zdziwiona podniosła brew.

-Przecież umiesz strzelać- założyła rękę na rękę- podobno.

-Już zapomniałem- mhm od patrzenia na nią ci się zapomniało.

-To takie tu mają teksty na podryw- kiwnęła głową Velvet- już twoje były lepsze- leciutko popchnęła Diggera, który tylko się zaśmiał.

-Bucky, Fran- zwrócił się do nich Kapitan- potrzebuje Logana, Saturniny i Blaze'a. Idźcie po nich a ja z Bannerem popilnuje więźniów- na co wołani pokiwali głową i wyszli.

-To, co tam kapitanku?- Velvet wstając podeszła do krat- kolejna narada?

- Zgadłaś- kiwnął głową.

-A wczoraj to co, przerwa na herbatkę była?- zaśmiała się.

-Obmyślanie co z wami zrobić to nie jest na jedną naradę- uśmiechnął się- włamywacze od siedmiu boleści.

-No jak to, co- dołączył się do nich Harkness- wypuścić.

-Takiej opcji na pewno nie bierzemy pod uwagę- uspokoił ich zapał do wyjścia na wolność- jedną z najbardziej poprawnych byłoby oddanie was do więzienia- na te słowa od razu się wzburzyli.

-Niee tylko nie do mamra- jęknął.

-Wiesz, jak ciężko było rozbić ten mur?- dodała- i to jeszcze gołymi rękami?

-Na wolność was nie wypuszczę, wybijcie to sobie z głowy- podkreślił, jakby mógł, to zrobiłby transparent.

-A jest jeszcze jakaś druga opcja?- spytał z nadzieją Digger. 

- Jest- odparł gdy ci uradowani popatrzyli po sobie- ale nie cieszcie się za szybko. Muszą się wszyscy z tym zgodzić. Inaczej wracacie tam, skąd uciekliście.


X-Mengers Assemble | Avengers and X-Men FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz