Rozdział 6

78 5 7
                                    

-Za ile lądujemy?- spytał Logan, trzymając się poręczy przyczepionej do ławki, na której siedzieli.

-Pół godziny, może mniej może więcej- odparł z cwaniacką miną Cyklop, widząc, jak Rosomak był o mały włos od puszczenia pawia.

-Masz szczęście, że nie mam siły ci dokopać, bo byłyby to Twoje ostatnie słowa- warknął Logan gdy ten tylko podniósł ręce uśmiechnięty.

-Scott przestań- odezwała się Eveline- widzisz, że mu niedobrze to przynajmniej nie uprzykrzaj mu życia- popatrzyła na obydwojga, gdy Cyklop prychnął, a Rosomak wystawił mu szpona i wysłał fucka któryś już raz z kolei- to znaczy, że się chcecie wyzabijać czy rozejm? Bo jak pierwsze to budzę Tonyego- spytała, gdy spojrzeli na Iron Mana, który słodko sobie chrapał, śpiąc na siedząco na ławce. Zaśmiali się cicho gdy Logan pokręcił głową.

- ... Co to było?- spytał Howlett, podnosząc nagle głowe gdy zdezorientowani popatrzyli na niego.

-Już zaczynasz mieć urojenia Logan- zaśmiał się Cyklop gdy Logan wstał i migiem jego szpony znalazły się na wierzchu. W tej samej chwili Scott zamilkł. Bez wahania Rosomak zaczął chwiejnym krokiem podążać do graciarni, która znajdowała się na końcu samolotu. Szedł pewnym krokiem, jednak obijał się o ściany wielkiej machiny która ...

-Uwaga turbulencje, może trochę trząść! - ... zaczęła się trząść.

-Jasna cholera- mruknął do siebie Rosomak, próbując ustać w miejscu- jeszcze tego mi brakowało do szczęścia- zły powoli człapał dalej, gdy nagle przystał i zaczął węszyć. Powoli zaczął zamykać oczy, wsłuchując się w cisze, która go otaczała, jednak ta cisza okazała się być zdradliwa. W sekundzie wyciągnął dwa boczne szpony, po czym zamachnął się prawą ręką i ...

-Logan to ja!- krzyknęłam, gdy moja szyja była otoczona z dwóch stron wielkimi szponami, które przyparły mnie do ściany. Z twarzy Rosomaka zniknął gniew i powoli pojawiło się zdziwienie. Migiem wsunął szpony na ich miejsce i zaczął przyglądać mi się uważnie.

-Takie pytanie ...- zaczął Logan, przychodząc do reszty-kto tego małego gada wpuścił do samolotu?- spytał, ciągnąc mnie za rękę, gdy próbowałam się wyrwać.

-O hej Saturnina! Może jakbyś się nie tłukła, to nikt by się nie połapał- zaczął Tony, przebudzając się ze snu.

-Wiedziałeś o tym?- podniósł brew Logan.

-Trudno, żeby nie wiedział, gościu wszędzie wetknie nos- mruknęłam.

-Z tego, co pamiętam, rozkaz Kapitana był inny- założyła rękę na rękę Eveline, kiedy westchnęłam i usiadłam koło Tonyego.

-Ale skoro już jestem, to nie możecie mnie wyrzucić z samolotu nie?- zaśmiałam się, patrząc na ich poważne miny- ... nie?

Samolot leciał wysoko w przestworzach jeszcze przez kilkanaście minut, następnie wylądował na środku wielkiego lasu. Musieliśmy wyjść tak, by nikt mnie nie zauważył, oczywiście mowa była o Kapitanku.

-Melduj Logan, czy dotarliście do lasu?

-Tu Logan, dotarliśmy do lasu i jesteśmy gotowi na dalsze poszukiwania.

-Dobrze. Jeśli znajdziecie coś podejrzanego, meldujcie.

- Będziemy- odparł do krótkofalówki, po czym wsadził ją sobie do kieszeni.

-Jak nas Tarcza przyłapie, to będzie niezły bigos- odparł Cyklop, patrząc na mnie spod byka.

-To najwyżej go zjemy, wielkie mi halo- popchał go do przodu Tony, wstawiając się za mną, przy tym wywracając też oczami. No cóż, może z natury jestem leniwą osobą, jednak nie potrafię usiedzieć w miejscu, gdy w lesie na moich przyjaciół czyha zło! Wędrowaliśmy dalej w głąb lasu, odważnie, nie patrząc do tyłu. Jak wcześniej wszyscy chcieli iść w swoją stronę, tak teraz trzymaliśmy się blisko, jak grupka przedszkolaków. Coś czuje, że mogli się bać, że mi się coś stanie. Przewrażliwieni. Jednak podczas tej wędrówki było kilka alarmów, które postawiły naszą czujność do pionu, jednak były fałszywe. Ale ostatni alarm był naprawdę prześmieszny ...

X-Mengers Assemble | Avengers and X-Men FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz