Chapter 2

12.1K 867 765
                                    


Już następnego dnia przy śniadaniu okazało się że przeczucie go nie myliło. Jak tylko wszedł do kuchni wyczuł rzadką w ostatnim okresie, pozytywną atmosferę. Ojciec siedział przy stole z nosem prawie przytkniętym do ekranu laptopa i sprawdzał najnowsze notowania giełdowe spółek akcyjnych. Chyba wszystko szło po jego myśli, bo wyglądał na zrelaksowanego i niecodziennie spokojnego. Sączył swoją ulubioną kawę i notował coś skrzętnie w papierowym terminarzyku. Kiedy zauważył Krzysia podniósł na chwilę wzrok, obrzucił go taksującym spojrzeniem i wrócił do pracy.

- Pietrycki dzwonił - wymruczał w filiżankę ojciec. Nie uszło uwadze Krzysia, że zrobił to z wyraźnym zadowoleniem. Mógłby nawet przysiąc, że widział cień uśmiechu na jego twarzy - Powiedział że rokujesz, synu.

- A ty? Co myślisz? Rokuję? - oparł się biodrem o blat kuchennej szafki i prawie siłą wyciągnął Anetce z rąk filiżankę. Próbowała protestować cicho, ale w końcu westchnęła zrezygnowana i poddała się. Uwielbiał jej kawę. To była jedyna bezpośrednio z nią związana rzecz, którą lubił. Poza seksem, oczywiście.
Upił mały łyczek i jęknął z rozkoszy. Z przyjemnością wodził wzrokiem za jej skąpo odzianym ciałem, kiedy krzątała się po kuchni przygotowując sobie kolejną filiżankę kawy.

- A ty się nie masz w co ubrać, że mi tu po kuchni prawie goła biegasz? Chłopaka mi peszysz... - skrzywił się ojciec. Chyba zauważył cielęce uwielbienie w oczach Krzysia i poczuł się zmuszony zareagować.

- Spokojnie tato - upił kolejnego łyka, nie przestając łowić jej wzrokiem - Nie mam już siedmiu lat, nie takie rzeczy w życiu widziałem. Musiałaby się naprawdę mocno postarać, żeby czymś mnie speszyć...

Anetka prychnęła, usiadła na kuchennym blacie za plecami ojca i z wyrazem nieopisanej satysfakcji na jej pięknej twarzy, delikatnie rozchyliła uda. Popatrzyła na niego zaczepnie i uśmiechnęła się z wyższością, kiedy przyciągnęła jego wzrok dokładnie tam, gdzie zamierzała.
Tak, nie wydawało mu się. Nie założyła bielizny. Z wyraźnym trudem odwrócił wzrok i zamaskował szeroki uśmiech zakrywając usta filiżanką.

Bardziej od prezentowanego mu w tej chwili centrum kobiecości, interesowało go jednak to, czy ojciec wreszcie odda mu kluczyki do samochodu. Nie odważył się jednak wspomnieć o tym ani słowem. Wiedział, że zadawanie pytań i wykazywanie oznak najmniejszego nawet zniecierpliwienia, osiągało z reguły zupełnie odwrotny do zamierzonego, efekt. Im bardziej pokazywał, że mu na czymś zależy, tym większą szansę miał na to, że w ostatecznym rozrachunku stanie się to kartą przetargową w najbliższym, najmniejszym nawet sporze.

Miał już szczerze dosyć jeżdżenia wszędzie autobusem, albo proszenia Anetki, żeby go gdzieś podrzuciła. Nie po to robił prawo jazdy i namawiał ojca na kupno tego konkretnego modelu Porsche, żeby go teraz podziwiać stojącego w stanie spoczynku w garażu. Ojciec był łaskawy i nigdy na synu nie oszczędzał, ale kiedy syn nie spełniał pokładanych w nim nadziei i oczekiwań, potrafił z taką samą łatwością odbierać, z jaką wcześniej dawał. Krzysiowi trudno ostatnio było panować nad niepożądanymi, aspołecznymi zachowaniami i właśnie dlatego kluczyki do Panamery spoczywały teraz na dnie sejfu za obrazem.

- Wracając do tego, co mówił Pietrycki - zagadnął spokojnie Krzyś, choć żołądek zacisnął mu się w ciasny supełek - Uważasz, że ma rację?

- W sensie, że jest z tobą lepiej? - oderwał na chwilę oczy od monitora - Myślę, że ma. Zwłaszcza, że zacząłeś normalnie rozmawiać z ludźmi i przestałeś wszędzie nosić ze sobą te cholerne słuchawki...
Krzyś dyskretnie, acz nerwowo sprawdził, czy żadna ze wspomnianych wcześniej słuchawek nie wysunęła mu się przypadkiem z kieszeni.

sznÓrek (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz