Chapter 30

11.8K 823 192
                                    

- Jak się czujesz? - Krzysztof szedł lekko zgarbiony, z dłońmi zwiniętymi w pięści, wbitymi głęboko w kieszenie garnituru. Czy tego chciał, czy nie, czuł tremę. Wypalił trzy papierosy w ciągu pięciu minut i ciągle czuł niedosyt - Stresik jest?

Karolina nie odpowiedziała, ale nie zwolniła też kroku. Od urzędu stanu cywilnego dzieliło ich jeszcze kilkaset metrów. Popatrzyła na niego z politowaniem i uśmiechnęła się krzywo.

- Masz wątpliwości?

- Wątpliwości nie. Mam za to coś innego - mimo, że próbował brzmieć na wyluzowanego, sam słyszał, że nie brzmi. Zatrzymał się, wziął głęboki oddech, odchrząknął i ukląkł - Karolino - zaczął uroczyście - czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i zechciałabyś...

- Zechciałabyś - przerwała mu zniecierpliwiona. Złapała go za przegub dłoni, w której trzymał pudełeczko z pierścionkiem i pociągnęła za sobą - Już to chyba ustaliliśmy. Wstawaj, nie mamy czasu!

- Ale ja się nawet porządnie nie oświadczyłem - zaoponował - Mogę teraz?

- Nie, nie możesz - potrząsnęła energicznie głową, a widząc jego zdziwienie dokończyła - Nie możesz, bo jak to zrobisz, to cały ten ślub, nasze życie, to, co się dzieje... wszystko to zacznie być prawdziwe.

- A teraz jakie jest? Na niby? - ujął jej twarz w dłonie i uniósł, aby mieć pewność, że ich wzrok się spotka - Między nami nic nigdy nie było na niby. Mimo naszych debilnych zagrań, gierek i dziecinnych numerów, wszystko było na serio. Ja nie udaję. Nie potrafię. Nigdy dotąd nie byłem bardziej prawdziwy! Od śmierci mojej matki, do chwili, w której pojawiłaś się w moim życiu, byłem jak nieustający pożar śmietnika. I mimo, że nie płonęło nic godnego uratowania, mimo, że nie było sensu gasić, ty gasiłaś...

- Nie mów tak - potrząsnęła głową - przecież to ty mnie wiecznie wyciągasz z kłopotów.

- Czasem, aby uratować komuś życie, wystarczy go po prostu nie zepchnąć z dachu. Nie dokładać, wyciągnąć nóż z ręki, wysypać dragi do kibla, albo... schować sznur, który powinien być w szafce nad łóżkiem, prawda...?

- Wiedziałam, że będziesz zły, kiedy zauważysz, ale nie odniosę go z powrotem. O to mnie nie proś...

- O rękę chcę cię poprosić. Nie na niby. Na serio. Chcę, żebyś została moją żoną. I nie chodzi tylko o spadek. Gdyby nie ta sytuacja i tak bym chciał. Może nie teraz, nie już, ale na pewno kiedyś w przyszłości. Gdzie ja spotkam drugą taką jak ty? - przeciągnął szczupłymi palcami po jej policzku i uśmiechnął się łagodnie - Straciłem dla ciebie głowę i jestem gotowy stracić całą resztę.

- Mówisz serio - westchnęła trochę jakby z ulgą, a Krzysztof wyczuł, że nie było to pytanie.

- Nigdy nie byłem bardziej poważny. Teraz mogę...? - ujął jej dłoń i ukląkł. Wzięła głęboki oddech i zdecydowanie kiwnęła głową.

- Zostały nam cztery minuty. Jak się nie pospieszymy, to zamkną nam drzwi przed nosem.

- Nie zamkną. Mecenas Szyszkowski obstawia główne wejście, a młody czatuje przy ewakuacyjnym - roześmiał się, mrugnął do niej i otworzył pudełeczko - Karolino, bądź moja. Nie tylko na papierze.

- Będę, jak już ci tak bardzo zależy - westchnęła teatralnie, pozwalając mu włożyć pierścionek na palec. Przytuliła się do niego spontanicznie, a potem podniosła dłoń w górę i przyjrzała się z bliska - Jest tak piękny, że mam ochotę zrobić fotę i wrzucić na fejsa.

- Cóż cię powstrzymuje? - mruknął zadowolony.

- Ludzie, którzy mogliby to zobaczyć? - roześmiała się.

Kiwnął ze zrozumieniem głową. Z wrażenia zapomniał, że umówili się wcześniej, by dla własnego bezpieczeństwa utrzymać stan rzeczy w tajemnicy przynajmniej do momentu, w którym prawnicy uporządkują jego obecną sytuację finansową. Krzysztof wiedział, że ojciec będzie gotowy zrobić wszystko, żeby unieważnić ich małżeństwo. Skoro bez żadnych skrupułów dążył do ubezwłasnowolnienia syna, wiadomym było, że nie cofnie się przed niczym.
Wstał, strzepnął kurz z kolana, wygładził materiał marynarki, a Karolina ujęła go pod rękę. Choć nie była ubrana w klasyczną suknię ślubną, prezentowała się niezwykle elegancko w kremowej, długiej do kolan, sukience z miękkiej koronki.

- Czy ja ci już dziś mówiłem, że wyglądasz zjawiskowo?

- Nie, ale to nie jest słowo na niedzielę. I jeżeli jeszcze raz się zatrzymasz na jakiegoś smalltalka, to będzie to dla mnie znak, że faktycznie robisz wszystko, aby się spóźnić - przyspieszyła kroku.
Krzysztof roześmiał się, złapał ją wpół, przerzucił sobie przez ramię i nie zważając na jej protesty i popiskiwania, maksymalnie przyspieszył. Wbiegł po stromych schodach sadząc susy po dwa stopnie, wparował do wnętrza urzędu stanu cywilnego i tam dopiero pozwolił jej stanąć na własnych nogach. Karolina poprawiła włosy, posłała mu jedno ze swoich wymownych spojrzeń, po czym jak gdyby nigdy nic podeszła przywitać się z mecenasem Szyszkowskim.

- Gotowi? - i nie czekając na odpowiedź, gestem dłoni zaprosił ich do sali ślubów. W środku znajdowało się niewielu ludzi. Urzędnik, brat Karoliny, świadkowie w osobach Mecenasa, oraz Antoniny - przyjaciółki Agaty z dawnych lat i przyszli państwo młodzi. Nawet jeżeli urzędnika dziwiła ta niewielka liczba gości, nie wspomniał o tym ani słowem.

Ceremonia przebiegła spokojnie. Nikt nie przerwał jej nagłym wtargnięciem, nie wykrzyczał sprzeciwu, nie zniweczył planu. Obrączki z białego złota zdjęli od razu po wyjściu z sali. Zbyt mocno rzucały się w oczy. W drodze powrotnej zauważył, że Karolina założyła swoją na czas podróży, ale przed wejściem do domu schowała obie do portmonetki. Mimo, iż obiecali sobie dochować tajemnicy, Krzysztof nie mógł odmówić sobie przeniesienia panny młodej przez próg. Przepełniała go euforia emocjonalnego spełnienia, połączona ze smakiem zwycięstwa.

sznÓrek (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz