Chapter 28

11.8K 825 318
                                    

O piątej rano zaczął rozpoznawać u siebie wszelkie możliwe objawy manii prześladowczej. Brał pod uwagę prawdopodobieństwo tego, że ojciec założył mu podsłuch i był w pełni świadomy, że nie może rozmawiać z Karo swobodnie, aż do momentu, w którym znajdą się poza domem i samochodem. Cały ranek tak wspaniale udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że prawie sam w to uwierzył.

Jak gdyby nigdy nic, spakowali się, zjedli posiłek, wyjechali z domu, odstawili małego do przedszkola i dopiero kiedy znaleźli się pod prysznicem na pływalni, Krzysztof zaczął mówić. Karolina słuchała oniemiała, ani razu nie wchodząc mu w słowo. Kiedy skończył, w dalszym ciągu nie potrafiła wydusić z siebie niczego sensownego, poza stekiem soczystych przekleństw pod adresem Szymańskiego Seniora.

- Ojciec Szyszki ma podobno jedną z najlepszych kancelarii adwokackich w Warszawie - zasugerowała w końcu po namyśle, kiedy już zabrakło jej kolejnych inwektyw - Zagadaj do niej, może cię umówi na jakąś pilną konsultację. Prawnik to ci na pewno dobrze doradzi, zobaczysz.

Pomysł okazał się jak najbardziej trafiony, a sama Agata mocno zaangażowana. Otrzymanie porady prawnej wiązało się z szeregiem ryzykownych przedsięwzięć. Mecenas Szyszkowski oznajmił, że bez ostatecznej wersji testamentu nic nie wskóra, więc Krzysztof skrupulatnie zaplanował włamanie do sejfu i kradzież ostatniej woli matki.

Był wściekły na siebie, że nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, aby się z nim zapoznać. Musiał cierpliwie poczekać na wolną chatę, załatwić zwarcie instalacji elektrycznej, wprowadzić kumatego ziomka informatyka do zapętlenia nagrania z kamer, otworzyć sejf, znaleźć testament, porobić fotki i wysłać Mecenasowi.

I kiedy był w trakcie wdrażania swojego dopieszczonego do perfekcji planu w życie, wierząc, że nie ma rzeczy, która mogłaby pójść nie tak, zadziałało pierwsze prawo Murphiego i sprawa się rypła. Jednego nie przewidział - że ojciec może zmienić kod do sejfu. I choć się starał, jak tylko potrafił, nijak nie udawało mu się wstrzelić w nową kombinację cyfr.

Oparł się plecami o ścianę przeczesał włosy obiema dłońmi na raz, zacisnął pięści i tak trwał. Oddychał ciężko, czując wzbierającą w nim wściekłość i panikę, owijającą się ciasno wokół jego gardła. Zachował resztki opanowania tylko dlatego, że Karolina przyglądała mu się z równie rosnącym niepokojem.

- I co teraz? - zapytała ostrożnie, po tym, jak wykorzystał wszystkie możliwości, jakie tylko wpadły mu do głowy, począwszy od daty urodzin ojca, na dacie śmierci matki skończywszy.

- Nie wiem. Daj mi pomyśleć - wymamrotał nerwowo, ukrywając wilgotną twarz w dłoniach. W rzeczywistości wiedział, że myśleć nie musi. Znał rozwiązanie. Ryzykowne, ale niestety jedyne słuszne.

- Pójdę do Anety - mruknął niewyraźnie we wnętrze własnych dłoni.

- Chyba nie mówisz poważnie? - spojrzała na niego przenikliwie, jakby upewniając się, czy wszystko jest ok z jego poczytalnością - Przecież twój ojciec się dowie!

- Nie byłbym tego taki pewny - odrzekł spokojnie i wbrew temu, co mówił, wzrok miał, ku jej zaskoczeniu, nad wyraz przytomny - Gdyby miała mnie sprzedać, zrobiłaby to już dawno. Ojcu zależało, żeby doniosła mu o tym, że biorę, A ona, zamiast tego, większość czasu mnie kryła. Nie puściła pary z ust, mimo, że bywały takie miesiące, że w ogóle nie przestawałem ćpać. No co? Nie patrz tak na mnie. Tak było!

Milczała przez chwilę, próbując poukładać sobie w głowie ewentualne scenariusze rozwiązań, po czym westchnęła głośno.

- Wiesz, co robisz - stwierdziła stanowczo - Rób więc tak, jak ci intuicja podpowiada.

sznÓrek (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz