- Karolina! - zawołał Krzyś podrywając się z miejsca. Czekał na nią przy głównym wyjściu ze szkoły od ładnych paru minut. Widział jak przewraca oczami, naciąga kaptur na głowę i skręca gwałtownie w przeciwnym kierunku. Westchnął zrezygnowany i podbiegł do niej. Po raz kolejny schował dumę do kieszeni i zacisnął zęby. Starał się zachowywać swobodnie, naturalnie i spontanicznie. Zupełnie tak, jakby nie spędził całego dzisiejszego dnia na układaniu w głowie setek scenariuszy tej jednej rozmowy. Dogonił ją dość szybko, ale kiedy w ogóle nie zareagowała na jego obecność, wyprzedził ją o krok i zagrodził jej drogę swoim ciałem. Westchnęła zniecierpliwiona próbując go wyminąć, ale skutecznie jej to uniemożliwił - Może cię podwiozę, co? - zagadnął nieśmiało po raz kolejny tarasując jej przejście.
- Dzisiaj nie jestem spóźniona - rzuciła rzeczowo, nie uraczywszy go nawet jednym spojrzeniem. Utkwiła wzrok na wysokości jego klatki piersiowej, starając się jak najszybciej od niego uwolnić. Zrobiła energicznie krok w bok i w końcu udało jej się przejść obok niego. Poprawiła plecak na ramieniu, przytrzymała zsuwający się z włosów kaptur i przyspieszyła.
- Przecież mogę cię podwieźć bez względu na to czy jesteś spóźniona, czy nie... - nie dawał za wygraną.
- Nie, nie możesz - zacisnęła usta - Gdzie twój super drogi wóz?
- Na parkingu pod szkołą... - odpowiedział machinalnie i zatrzymał się. Przez chwilę miał nadzieję, że zdecyduje się jednak zawrócić i pojechać z nim, ale nawet nie zwolniła kroku.
- To wracaj tam. Nie możesz przecież tyle chodzić piechotą, bo ci serce stanie... albo co innego, jak się znowu zagalopujesz z podglądaniem... Miłego dnia! - rzuciła melodyjnym głosem i pomachała mu na do widzenia ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Czy ty dla wszystkich jesteś taka wredna i upierdliwa? - jęknął zniecierpliwiony.
- Tylko dla ciebie - zawołała, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem przez ramię.
Krzyś stał przyglądając się bezradnie, jak oddala się od niego.- Ty mi nigdy nie wybaczysz, co? - zawołał za nią zrezygnowany, nerwowo przeczesując palcami włosy.
- O! Zrozumiałeś wreszcie! - usłyszał w odpowiedzi jej pewny i silny głos - Czyli jednak coś do ciebie dociera.
Zaklął cicho. W pierwszym odruchu sięgnął po papierosy i odpalił jednego. Chciał wrócić po samochód, ale rozmyślił się. Nie po to czekał cały dzień na chwilę rozmowy z nią, żeby teraz dać się zbyć zwykłym "nie". Zaciągnął się mocno i nie zadając sobie nawet trudu zgaszenia papierosa, wyrzucił go daleko za siebie. Widział, jak Karolina znika za rogiem i puścił się biegiem w tamtym kierunku.
Kiedy był na tyle blisko, że bez trudu mógł wyłowić jej znajomą sylwetkę spośród dziesiątek innych, zwolnił nieznacznie zachowując bezpieczną odległość. Wystarczyło, że miał ją w zasięgu wzroku. Doskonale wiedział dokąd zmierza. Nie do końca był pewien po co za nią lezie, ale nie potrafił odmówić sobie przyjemności pogapienia się na jej plecy. Widział, jak wsiada do autobusu i zdążył wbiec do niego dosłownie w ostatniej chwili. Narobił trochę zamieszania, ale na szczęście nie przyciągnął jej uwagi. Była zbyt zajęta szukaniem czegoś w plecaku, żeby zauważyć, że jakiś idiota o mało co nie został zgnieciony przez tylne drzwi. Usiadł na jednym z ostatnich siedzeń i zsunął się na tyle, na ile pozwalały mu jego długie nogi. Bycie wielkim facetem miało wiele zalet, ale w tej chwili okazało się nie lada przeszkodą i groziło rychłym zdemaskowaniem. Naciągnął kaptur na głowę i odwrócił twarz w stronę okna. Obserwował ją teraz bezkarnie w odbiciu szyby. Widział, jak jakiś czarnowłosy chłopiec ustąpił jej miejsca. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, podziękowała i usiadła. Krzyś nie potrafił przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek zdarzyło jej się uśmiechnąć do niego w tak serdeczny sposób, a potem ze smutkiem stwierdził, że chyba nie miała ku temu powodu.
CZYTASZ
sznÓrek (zakończone)
RomanceOpowieść o grze pozorów i nieoczywistym splocie zdarzeń, gdzie nic nie jest takim, jakim się na pierwszy rzut oka wydaje. To historia o parze nastolatków, których los połączył wbrew wszelkim przeciwnościom, oraz na przekór ich własnej woli. On, kapr...