Chapter 32

12.4K 823 302
                                    

- Jeszcze raz mi mów, bo zasnąłem kilka razy w trakcie twojego monologu i nie łączę kropek - wymamrotał sennie do poduszki, podczas gdy Karolina próbowała streścić mu wydarzenia, które go ominęły.

Westchnęła i zaczęła od nowa.
- Kiedy uciekaliśmy, twój ojciec...

- Strzelił do mnie trzy razy - dokończył, jakby chcąc udowodnić, że jednak słuchał.

- Trzy razy trafił - poprawiła - Strzelał tak długo, aż mu się naboje w magazynku skończyły. Gdyby nie ojciec Dragana z całą obstawą...

- Zdążył - westchnął z ulgą i zamknął oczy.

- Pewnie, że zdążył, inaczej stary by nas wszystkich pozabijał. Śpisz?

- Nie śpię - mruknął sennie i podniósł powieki na dowód swoich słów. Ciężko mu się było poruszyć. Całe ciało zesztywniało mu od leżenia w jednej pozycji. Próbował rozruszać trochę mięśnie, ale od razu tego pożałował. Syknął.

- Boli cię - ni to stwierdziła, ni zapytała.

- Nie tak bardzo - skłamał gładko - Co mi popsuł?

- Nic, czego nie dało się naprawić. Kości masz całe, kule minęły ważniejsze narządy. Jesteś lżejszy o woreczek żółciowy i kawałek wątroby. Operowali cię kilka godzin i przetoczyli ci pięć jednostek krwi. Do tego masz złamane trzy żebra, bo zatrzymałeś się w karetce...

- Karetka się zatrzymała - poprawił ją odruchowo.

- Nie. Nie karetka. To TY się zatrzymałeś. Ustała akcja serca. Umarłeś, Krzysiu. Dwa razy. Żebra pękły przy reanimacji...

- Wspaniale - mruknął i ponownie zamknął oczy. Ścisnął mocno jej dłoń słysząc, jak bardzo drży jej głos - Jak Kuba? Aneta?

- Kuba ma się znakomicie. Jest w domu z Iwaną...

- Dom nie spłonął? - drgnął zaskoczony.

- Częściowo. W sumie to mocno ucierpiały tylko dwa pomieszczenia. Ogień nie zdążył się za bardzo rozprzestrzenić, bo po pierwsze twój ojciec, chcąc mieć pewność, że nie wyjdziemy z domu, pozaciągał wszystkie rolety i uszkodził system sterujący, a to, że nie dało się tych rolet podnieść, dość znacznie ograniczyło cyrkulację powietrza. Poza tym tata Roberta postawił na nogi policję, straż pożarną i ściągnął karetkę. W sumie tylko dlatego jeszcze żyjesz - dokończyła cicho.

- Aneta? - przypomniał niecierpliwie, mając przeczucie, że czegoś mu nie mówi.

- Nic jej nie jest. Leży na ginekologii. Ale... straciliście dziecko.

Dziecko. Odwrócił twarz w kierunku okna. W sumie... spodziewał się tego. Wiedział już wtedy, kiedy zobaczył ją w pralni, w kałuży krwi. Nie przypuszczał, że będzie tęsknił za czymś, czego nie planował i - bądźmy szczerzy - nigdy nie chciał. Ale czuł żal i pustkę.

- A ojciec? - zmienił szybko temat, bo czuł wilgoć zbierającą się pod jego powiekami.

- W areszcie śledczym. Posiedzi do procesu, a po wyroku pójdzie od razu do więzienia, więc pewnie długo się nie zobaczycie. Agata zadbała o to, żeby Mecenas Szyszkowski prowadził twoją sprawę z powództwa cywilnego, więc bez względu na to, ile lat dostanie, to mu pewnie dołożą jeszcze do tego ze dwa dożywocia - uśmiechnęła się łagodnie, a potem znowu złapała go za rękę - Krzysiu... - Oho, znał tę miękkość w głosie i ten ton. Wiedział, że coś jest na rzeczy - Czy Aneta może zamieszkać z nami? Ona naprawdę nie ma gdzie się podziać, a dom jest duży. Nie będziemy wchodzić sobie w drogę. Nie na zawsze, rzecz jasna - rzuciła szybko - Może do czasu, aż wydobrzeje i nie znajdzie jakiejś normalnej pracy?

- Insynuujesz, że jej dotychczasowa praca nie była normalna?

- Zdecydowanie to właśnie insynuuję - kiwnęła głową.

- Ty sobie zdajesz sprawę z tego, że ona ze mną sypiała? - popatrzył na nią z ukosa - Nie powinnaś być, nie wiem... co najmniej zazdrosna?

- W obecnej sytuacji jedyne, co czuję, to to że jesteśmy jej coś winni. Jakby nie patrzeć, jest kolejną ofiarą twojego ojca, nikim więcej.

- Rozmawiałaś już z nią na ten temat?

- Nie, ale zamierzam. O ile, oczywiście, wyrazisz zgodę - dokończyła dyplomatycznie.

- To także twój dom, twoje życie. Zrobisz, jak postanowisz. Jak ci serce podpowiada.

- Dużo mi podpowiada, a ja się staram go słuchać, czasem wbrew rozsądkowi. I wiesz co? Źle jeszcze na tym nie wyszłam. Również w twojej kwestii.

- Czyń więc to, co uważasz za słuszne. Ja ci daję zielone światło na wszystko. Tylko mi schroniska dla psów w domu nie zrób, bo mam uczulenie na sierść i towarzystwo czworonogów byłoby dla mnie średnio komfortowe - ziewnął.

- Krzysiu...

- Na twoją matkę, ani ojczyma też się nie zgadzam - uprzedził żartobliwie.

- Chciałam ci tylko powiedzieć... Kocham cię, wiesz? Dobrze, że żyjesz - pociągnęła nosem. Choć oczy miał zamknięte, wiedział, że płacze. Wyciągnął na oślep rękę w jej kierunku, przygarnął ją i mimo bólu, przycisnął do siebie resztkami sił.

- Ja też się cieszę. I też cię kocham, dzieciaku - pocałował ją w czubek głowy.

- Sam jesteś dzieciak - burknęła, ale nie odsunęła się. Zastygła z głową na jego klatce piersiowej.

- Sprawdzasz, czy bije mi serce? - uśmiechnął się szczęśliwy i wplótł palce w jej włosy.

- Bije - potwierdziła - I nie masz pojęcia, jak cholernie się cieszę, że bije.

Nie odsunęła się. Przylgnęła do niego ciasno i objęła ostrożnie. Wdychała jego zapach, pomieszany ze specyficzną wonią opatrunków i medykamentów i przyszło jej do głowy, że nigdy nie czuła się szczęśliwsza, bardziej beztroska i wolna.

- Dziękuję, że mnie wtedy nie skreśliłaś - wyszeptał cicho gdzieś w przestrzeń ponad jej głową.

- Drobiazg - rzuciła zdawkowo, uśmiechając się przez łzy.

sznÓrek (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz