- Krzysiu... - usłyszał jej głos, tak dziwnie miękki i drżący, że intuicyjnie wyczuł, że coś jest na rzeczy. Stała na jego łóżku, jedną ręką podtrzymując drzwiczki szafki, w drugiej dzierżąc dokładnie to, czego nie powinna była dzierżyć - Krzysiu, co to jest?
- A jak myślisz? - westchnął rozdrażniony, patrząc ukradkiem na bawiącego się na dywanie dzieciaka. Miał nadzieję, że niczego nie zauważył. Że też wybrała akurat TĘ szafkę.
- To jest sznur - powiedziała cicho, nie spuszczając go z oka ani na chwilę.
- To jest lina - poprawił ją spokojnie, udając sam przed sobą, że wcale nie czuje zażenowania - do wspinaczek wysokogórskich - doprecyzował z równym opanowaniem.
- Nie uważasz, że jest trochę za krótka, jak na linę do wspinaczek wysokogórskich? - w dalszym ciągu stała w tej samej pozycji, z ręką na drzwiczkach szafki. Miał wrażenie, że prawie nie oddycha.
- Mam słabą kondycję i lęk wysokości. Ta w zupełności odpowiada moim potrzebom - próbował przełknąć ślinę, pozbywając się nieprzyjemnej suchości w ustach i ścisku krtani. Bezskutecznie.
- Krzysiu... Co to jest? - powtórzyła cicho.
- To jest prosta odpowiedź na skomplikowane pytania - westchnął. Czuł się przyparty do ściany i wiedział, że tłumaczenia, jakiekolwiek by one nie były, prowadziłyby zupełnie donikąd. Uśmiechnął się smutno, obserwując jak przygląda mu się z przerażeniem.
- Czy ty... - zawahała się zupełnie tak, jakby zastanawiała się, czy drążyć.
- Ciągle jestem na etapie rozważania tej kwestii - zrozumiał ją bez zbędnych słów.
- Krzysiu, jak możesz? - usiadła na łóżku, ściskając w dłoni powód tej niewygodnej i jego zdaniem, niepotrzebnej rozmowy - Jesteś młody, zdrowy, masz kasy jak lodu, możesz mieć wszystko! Spełnić każde marzenie, od tak - pstryknęła palcami - Dostałeś za darmo coś, czego ja nigdy nie osiągnę, nawet gdybym na rzęsach stawała. I wierz mi, gdybym to ja była na twoim miejscu, korzystałabym z życia pełnymi garściami. Nie masz pojęcia, jak bardzo ci zazdroszczę i jak mnie wkurwia, że nie potrafisz docenić tego, co masz - spojrzała wymownie na trzymaną w dłoniach linę.
- Najwidoczniej bieda nie daje monopolu na depresję - wycedził bezczelnie przez zaciśnięte usta
- Jezu, skąd ty się urwałaś, że ciągle wierzysz, że pieniądze dają szczęście? W Świętego Mikołaja też wierzysz?
- Ja wierzę - powiedział Kuba, nie odrywając wzroku od nowej budowli z klocków lego.
- Łatwo jest ci mówić, że pieniądze szczęścia nie dają, bo nigdy nie byłeś głodny, nie musiałeś o nic żebrać po depeesach, o nic się starać, walczyć o stypendia. Wiesz jak to jest udawać, że masz urodziny w wakacje, żeby nikt się nie domyślił, dlaczego nie rozdajesz cukierków w klasie? Kiedy wszystkie twoje skarpetki są dziurawe, a musisz zmienić buty w szatni? Kiedy masz jedną parę spodni i ktoś postanowi nakleić ci gumę do żucia na krzesło? Masz rację, to nie pieniądze dają szczęście, tylko to, co można za nie kupić. Ja kupuję pełny brzuch Małego i cieszy mnie to cholernie, bo ciepły posiłek jest rzeczą o której nawet nie marzyłam w jego wieku. Zdrowie kupuję. Razem z aspiryną i syropem na kaszel. Ciepłe buty, które nie przemakają. Zapasową parę spodni i ciepłą kurtkę na zimę. Nowy zeszyt. Podręcznik, który pachnie jeszcze drukarnią, którego ktoś wcześniej nie zalał mlekiem i na którym nie ma pieczątki z napisem "egzemplarz darmowy", przypominającym, że nie było mnie stać na płatny i że jakiś nauczyciel ulitował się nade mną i odstąpił mi swój podręcznik, który dostał od wydawnictwa. Kupuję spokój i pewność, że w szkole nie wytykają Młodego palcami tak, jak kiedyś mnie i nie wstydzą się z nim przyjaźnić, dlatego, że rodzic któregoś z dzieciaków powiedział, że nie jest odpowiednim towarzystwem.
Słuchał jej w milczeniu. Mimowolnie odwrócił głowę i patrzył na małego, który po raz setny składał i rozkładał coś w całkowitym skupieniu. Potem westchnął ciężko, wstał i nie mogąc spojrzeć jej prosto w oczy, wyjął sznur z jej drobnych dłoni i wrzucił z powrotem na miejsce.
- Dam ci to wszystko - powiedział cicho - I już nigdy o nic nie będziesz się musiała martwić. Będziesz miała pod dostatkiem aspiryny, leków i zeszytów. Daj mi dokończyć, proszę - westchnął, kiedy zauważył, jak potrząsa głową i podnosi rękę - Ja sobie wszystko dokładnie przemyślałem i...
- Nie, Krzysiu - potrząsnęła głową - To byłoby nie w porządku. Doceniam to, że chcesz mi pomóc, ale ja nie mogłabym brać bez końca, nie dając nic w zamian. Teraz bawimy się w dom i jest cudownie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie będzie trwało wiecznie. Kiedyś przecież będziemy musieli wrócić i przed tym faktem nie uciekniemy.
- Myślisz, że zabierając cię stamtąd, w ogóle brałem taką opcję pod uwagę? Chyba nie mówisz poważnie. Nigdzie cię stąd nie puszczę - roześmiał się rozbawiony niedorzecznością jej toku rozumowania.
- Twój ojciec nie będzie zadowolony. Ledwo toleruje naszą obecność. Tak, słyszałam - popatrzyła na niego znacząco - Po tych pustych przestrzeniach głos się świetnie niesie. A wnioskując po tym, co mówił i jakim tonem mówił, raczej nie pozwoli nam długo zostać.
- Wyjdź za mnie. Wtedy nie będzie miał wyjścia - uśmiechnął się, ale widząc jej zszokowaną minę stracił cały animusz.
- Odbiło ci? - roześmiała się nerwowo.
- Mówię poważnie. Nie musiałabyś się już o nic martwić. I po ślubie moglibyśmy wnieść o adopcję małego, albo wnioskować o stworzenie mu rodziny zastępczej spokrewnionej. Czytałem o tym i...
- Nie mogę tak. Nie w ten sposób. Zwłaszcza że... - nie dokończyła, ale zauważył, że jej wzrok powędrował w stronę szafki nad łóżkiem.
- Przede wszystkim dlatego powinnaś - dokończył jej myśli za nią. Potrząsnęła głową raz jeszcze i mógłby przysiąc, że przez chwilę jej oczy stały się trochę bardziej szkliste, a wzrok rozmyty.
Pociągnęła nosem, wstała, swoim sposobem przeciągnęła otwartymi dłońmi po udach, po czym podeszła do okna i wsparła się biodrem o parapet.
- Karo, ja nie mam nic złego na myśli. Jeżeli nie masz ochoty być ze mną w prawdziwym związku, możemy załatwić to inaczej. Nie musiałabyś w ogóle mnie oglądać. Kupię ci mieszkanie, opłacę rachunki, pomogę ogarnąć opiekę nad młodym. Małżeństwo byłoby czysto formalne. Na papierze. Za to pole manewru dotyczące młodego miałabyś znacznie poszerzone. I święty spokój, na który zasłużyłaś. Pomogę ci... jak przyjaciel przyjacielowi. A jeżeli przyszłoby mi kiedyś do głowy zrobić użytek z tej liny i... trochę się powspinać, to wtedy tobie, a nie ojcu, przypadłby w spadku cały mój majątek.
- Zwariowałeś - ucięła krótko - Nie będę z tobą rozmawiała o twoim ewentualnym samobójstwie!
- W takim razie porozmawiajmy o ślubie - nie dawał za wygraną.
- Nie, Krzysiu. Bardzo doceniam twoje poświęcenie i to, że chcesz mnie ZNOWU uratować, ale nie mogę tego zrobić.
- Dlaczego nie? - zauważył, że się wycofuje, więc złapał ją za ramiona, odwrócił do siebie i uniósł jej twarz ku swojej tak, żeby patrzeć jej w oczy.
- Bo nie mogę wyjść za ciebie dla pieniędzy! - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- To wyjdź za mnie z miłości - palnął spontanicznie - Przecież mnie kochasz, tak?
Nie odpowiedziała. Krzyś obawiał się, że zamilkła dla świętego spokoju, ale miał nadzieję, że weźmie na poważnie jego propozycję. Bardzo mocno mu ostatnio zależało, żeby ją uszczęśliwić.
CZYTASZ
sznÓrek (zakończone)
RomanceOpowieść o grze pozorów i nieoczywistym splocie zdarzeń, gdzie nic nie jest takim, jakim się na pierwszy rzut oka wydaje. To historia o parze nastolatków, których los połączył wbrew wszelkim przeciwnościom, oraz na przekór ich własnej woli. On, kapr...