[XI] Sorry za błędy, to przez Razora.

64 3 1
                                    

Poszliśmy pod mój dom. Oni zostali przed wejściem, a ja przebrałam się w sportowe spodnie, koszulkę, która była lepsza do ćwiczeń i cieplejszą kurtkę. Spakowałam również parę rzeczy do torby i ją włożyłam. Wymieniłam Endorze wodę i sprzątnęłam jej kuwetę. Później ponownie zamknęłam ją w domu. Zeszłam do moich nowych przyjaciół. Bennett znudzony, chodził po trawniku, Razor i Fischl rozmawiali o czymś.

- O, już jesteś! Ile można czekać?!

- Przepraszam!

- Idziemy?

- Ta - Razor i Fischl zdecydowali, że będą podsłuchiwać naszą rozmowę, bo siedzieli cicho.

- Przypomnę tylko, że idziemy do opuszczonego domu, gdzieś przy ulicy Niebieskiej - Bennett się uśmiechnął. Zaczął iść w kierunku tej ulicy. Jeżeli chciał iść pieszo, mieliśmy długą drogę do przebycia. Spokojnie zaczęliśmy iść do tego miejsca. Podzieliliśmy się w dwójki, żeby nie zajmować całego chodnika. - Opowiadałem ci, jak spotkałem się z panem Zhonglim?

- Nie, ale z chęcią posłucham - uśmiechnęłam się.

- Słuchaj - jego oczy zapłonęły żywym zainteresowaniem. - Zaczęło się od tego, że chciałem pójść na wyprawę. Napisałem na Messengerze do Razora, ale okazało się, że jest chory. Później skontaktowałem się z Fischl, ale ona miała jakieś obowiązki, przynajmniej tak zrozumiałem z jej wywodu. Ostatecznie poszedłem sam. Smutno mi było, jedynie kopałem kamyk. Zauważyłem, że zbierało się na deszcz. Zapukałem do losowego domu. Wiedziałem, że z moim szczęściem to dom należy do jakiegoś wampira. No i należał. I nie takiego zwykłego.

- Był to Zhongli Xiangsheng, czyż nie?

- Zgadza się! Niesamowite, co?

- Co dalej? - spytałam zaciekawiona.

- Wpuścił mnie do domu, pozwolił usiąść w salonie i przeczekać deszcz. W międzyczasie opowiadał o starych czasach, co było ciekawe. Serio!

- Wierzę ci. Ja też spotkałam jednego z tych najbardziej znanych wampirów. Nie był to Zhongli, ale...

- Kto to był? - Bennett odpowiedział, będąc zaciekawionym.

- Childe - zrobił zdziwioną minę i nawet się zatrzymał.

- Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?

- Widocznie ktoś nade mną czuwa.

- Nie wiedziałem, że jesteś wierząca.

- Bo nie jestem. Ale to brzmi jak jedyne wytłumaczenie tego, że nic mi się nie stało.

- Jestem pod wrażeniem.

- Ja chce do Żabki - Razor powiedział. Byliśmy w pobliżu tego sklepu.

- Co z niej chcesz?

- Prowiant nie wziąść. My głodni.

- Pójdę - zaoferowałam. - Kupię jakieś batoniki, czy coś.

- Wszyscy pójdziemy - zarekomendował Bennett. - Każdy sobie coś wybierze. - weszliśmy całą czwórką do sklepu. Zrobiliśmy niemały tłok, ale każdy z nas coś wziął. Bennett oczywiście wywalił się na środku, ale szybko wstał. Zapłaciłam za zakupy.

Wyszliśmy z Żabki, a później szliśmy dalej, ciągle w takich samych parach. Fischl wyjaśniała coś Razorowi, ale on nawet chyba nie próbował zrozumieć. Zostało nam jeszcze parę kilometrów do końca podróży. Bennett zaczął podśpiewywać jakąś śmieszną piosenkę, a Razor i ja zaczęliśmy mu wtórować. Fischl odmówiła dołączenia, bo "księżniczkom to nie przystoi". Zaśmiałam się na jej słowa, a ona odwróciła głowę. Po skończonym śpiewie, Bennett powiedział:

The blood from the mist [Genshin Impact Vampire Au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz