[XIX] Prawda tego świata...

36 3 1
                                    

Tatarasuna.

Wyspa, gdzie to miało się wszystko skończyć.

Uzbrojona, jakbym była asasynem, wkroczyłam na nią. Czułam efekt elektryzacji, chociaż nie wiedziałam skąd pochodził. I podniecenie, że mogę przyczynić się do obalenia niesprawiedliwych rządów. Nie wzięłam ze sobą towarzyszy, albo inaczej mojego oddziału. Chciałam samotnie rozprawić się z Scaramouche'm. Nie wiedziałam, gdzie iść, ale same nogi zaprowadziły mnie do fabryki deluzji. Weszłam cicho, jak mysz.

Serce biło mi jak oszalałe. Strach dudnił w żyłach, wspólnie z adrenaliną. Efekt elektryzacji był tutaj większy, niż gdziekolwiek indziej. Rozejrzałam się. Duże machiny, robiące nie wiadomo co, mnóstwo żołnierzy rosyjskich. Co Rosja ma do tego? Może się pcha, gdzie nie trzeba?

Było ich za dużo, bym sobie poradziła. Przeszłam dalej. Kolejne pomieszczenie było puste, ale wydzielał się dziwny, elektryzujący dym. Przeczuwałam, że prawdopodobnie tutaj będzie jeden z Posłańców. Wyciągnęłam pistolet, by w razie czego móc go zastrzelić. Tak, jak myślałam, po chwili pojawił się Scaramouche. Był niskim wampirem z dużą czapką, tudzież kapeluszem. Jego outfit kojarzył się z typowymi osiedlowymi dresiarzami w lato. Oznacza to, że miał krótkie, czarne spodnie, sandały, ciemnofioletową koszulkę z logo, którego nie znałam.

— Wiedziałem, że tu przyjdziesz. Jak wrażenia po walce z moją mamą? — odezwał się drwiącym głosem.

— Po co to zrobiłeś? Naprawdę jesteś aż takim sadystą?

— Czego się spodziewałaś? Poznałaś chyba już Childe'a, co?

— Eh... — wycelowałam pistoletem w niego.

— Ty serio uważasz, że coś mi tym zrobisz — zaśmiał się. — To jest tak bezużyteczne, jak twoja pomoc tutaj. I tak nic to nie da. Wampiry przejmą władzę nad światem. — strzeliłam w niego, ale on zrobił unik. — Czy ty w ogóle mnie słuchasz? Głucha jesteś czy co?

— Zostaw niewinnych ludzi! — zaczęłam się wkurzać. Jego osobowość to chyba jakiś żart. Nagle poczułam, jakby ktoś zabrał całą moją siłę, a w tle Scaramouche się śmiał. — Co ty... — nie dane mi było dokończyć. Zemdlałam.

Obudziłam się z bólem głowy. Nie byłam u Ayato, ani u Kokomi. Miejsce, w którym byłam, wyglądało na jakąś świątynię. Chociaż pierwsze, co zobaczyłam, to była kobieta. Miała ona różowe włosy, uszy lisa i coś dziwnego na głowie. Ubrana była w biało-czerwone kimono.

— Powtarzaj za mną: trzy, dwa, jeden — powtórzyłam za nieznajomą.

— Kim jesteś? Gdzie ja jestem?

— Jestem Yae Miko. A jesteś w Wielkiej Świątyni Narukami.

— Dziękuję za pomoc.

— Nie ma za co. Musisz pomóc obalić te rządy, nieważne jak.

— Eh — mruknęłam. — Na początku myślałam, że to łatwe, ale jak teraz o tym myślę, to chyba się zbuntuję i wrócę do domu.

— Nie możesz — próbowałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie i upadłam na poduszkę. — Nie wstawaj na razie. Przyniosę ci wody — powiedziała kobieta, wychodząc. Zostałam względnie sama, nie licząc zakonnic, czy jak one tam mają. Spróbowałam wstać ponownie. Teraz udało mi się. Uciekłam z świątyni.

Znalazłam się w centrum Narukami, albo inaczej, Inazumy. Widziałam gdzieś Thomę, ale nie chciałam do niego podejść. Blondyn rozmawiał z Ayaką. Poszłam w przeciwną stronę. Wpadłam przez przypadek na jakąś dziewczynę. Była ona blondynką, która związała sobie włosy w wysokiego kucyka. Miała śmieszne kolczyki.

The blood from the mist [Genshin Impact Vampire Au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz