[XII] Trening, trening i jeszcze raz trening

55 1 0
                                    

Śniło mi się, że gdzieś płynęłam. Gdy miałam wysiadać, zaczęłam spadać. Nie utopiłam się, bo nagle znalazłam się w mieście. To było dziwne. Obudziłam się z krzykiem. Endora, która chyba wcześniej leżała obok mnie, syczała na mnie. 

— A… — ziewnęłam. — Spokojnie Endora, to tylko ja. — kotka zeszła z łóżka i poszła jeść. Typowy kot.

Wstałam z łóżka. Było jeszcze ciemno, ale zbliżał się grudzień. Spojrzałam na zegarek. 5:00. 

— Za jakie grzechy! — prawie krzyknęłam. Słyszałam, że Endorze coś nie pasowało, bo miauczała. Nie dość, że ma drogą karmę, kupioną przez Tego Rudego, to jeszcze marudzi.

Czułam, że śmierdzę od potu, który był produktem ubocznym koszmaru. Nie mogłam też zasnąć, więc zdecydowałam się na wstanie. Wzięłam coś do jedzenia, a później umyłam swoje ciało. Ubrałam się w dres. Usiadłam przy komputerze, chcąc zobaczyć, czy wniosek o zostanie Łowcą został rozpatrzony. Włączyłam skrzynkę mailową. Znalazłam odpowiedniego nadawcę. Dostałam odpowiedź!

Zastępca Wielkiego Łowcy napisała, żebym stawiła się w siedzibie do godziny 10. Byłam bardzo szczęśliwa! Wystraszyłam Endorę, która wróciła z kuchni. Sprawdziłam, kiedy otwierają siedzibę, by skontaktować się z Łowcami. Miałam trzy godziny, więc odpaliłam jakąś gierkę i ustawiłam budzik na 7:30. Żeby nie zapomnieć. 

O ósmej jechałam autobusem do centrum. Gdy tam dotarłam, poszłam w stronę siedziby. Przed nią zobaczyłam Bennetta, Fischl i Razora. Ten pierwszy miał na ręce bandaż, pamiątkę po naszej wycieczce. 

— Cześć! — krzyknęłam.

— Lumine! Żyjesz! — Bennett ucieszył się na mój widok.

— Jak ręka?

— Chyba się goi — odpowiedział, a po chwili syknął z bólu, bo dotknął. — Po co tu idziesz?

— Dostałam wiadomość od Zastępcy Wielkiego Łowcy. 

— O wow! — Bennett uśmiechnął się. Fischl zaczęła gratulować na swój sposób. 

— Jeszcze nic wiadome. Nie cieszcie się na zaś. 

— Nie chwal dnia przed końcem, co? — odpowiedziała Amber, która się zmaterializowała obok Razora. 

— Amber? Jak ty to…?

— Po prostu wyszłam z siedziby. Wchodzisz do środka? 

— Yhm — brunetka odsunęła się, a ja weszłam do środka. Wyglądała tak samo, jak ją zapamiętałam. W recepcji ponownie siedział Alhaitham. 

— Znowu do Amber?

— Nie, zostałam wezwana przez Zastępcę Wielkiego Łowcy.

— Dobra — otworzył drzwi, a ja poszłam prosto do schodów. Jednak coś podkusiło mnie do zajrzenia do pokoju wypoczynkowego. 

Było to duże pomieszczenie, w którym ustawiony był stół do bilardu, rzutki na ścianie, a nawet kanapa. Najbardziej zaciekawiło mnie to, co robili Kaeya z panem Diluciem. Mężczyźni dosyć agresywnie, kłócąc się, grali w bilard. Znając trochę zasady “ósemki”, Diluc miał całe, a Kaeya połówki. Bil na stole nie było dużo. Część z nich było w tak zwanych łuzach.  Diluc wygrywał, jemu zostały jeszcze do wbicia dwie. Z oddali wyglądało to nawet jak taniec. Nie wiedziałam, czy wejść, ale sam Kaeya spojrzał się na mnie. 

— Czy to nie ta pomocnica Amber? — powiedział Kaeya, przerywając grę.

— Nie, ja tylko raz jej pomogłam — zaśmiałam się niezręcznie. 

The blood from the mist [Genshin Impact Vampire Au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz