Budzik zadzwonił pięć minut później niż powinien. Przeklnęłam, wstając z łóżka. Wczoraj się nie spakowałam, więc musiałam zrobić to teraz. Spakowałam wszystko, co miałam w ubraniach. Na szczęście naładowałam telefon. Poza nimi w walizce znalazły się leki, mnóstwo podpasek, ładowarka, laptop, chusteczki, parę książek, notatnik. Broń wolałam nie transportować samolotem.
Endora spała w salonie. Poszłam cicho do kuchni, gdzie wsypałam jej mnóstwo chrupek i wlałam wodę do garnka. Sobie wzięłam rogala z czekoladą, croissanta. Powinno starczyć, oceniłam w myślach. Umyłam się, ubrałam w luźne, wygodne, ale eleganckie ubranie. Spojrzałam na godzinę. Czwarta trzydzieści.
Odezwał się mój telefon. Odebrałam. Okazało się, że był to Kaeya. Czekał pod blokiem. Zeszłam, mając na sobie kurtkę, zimowe buty, czapkę i szalik. Łowca pomógł mi schować bagaż. Usiadłam z tyłu. Kaeya zajął miejsce kierowcy.
— To co, jedziemy? — powiedziałam.
— Yhm, Beidou już czeka na ciebie na statku — Czy on powiedział statku? Jean mówiła o samolocie!
— Czekaj, mam płynąć, nie jechać? — zaakcentowałam trzecie słowo.
— Tak. Jean ci nie powiedziała?
— Powiedziała o samolocie. Nie było mowy o statku.
— Ah… No to i tak musimy jechać do portu.
— A co jeżeli mam chorobę morską?
— Nie masz. Widziałem w twoich aktach — odpalił silnik. Wyjechaliśmy z niemiłej okolicy starego, płytowego osiedla. Jechaliśmy do portu, którego widać było z daleka.
— Przepraszam, że cię musiałam obudzić.
— Nie spałem, byłem na joggingu — spojrzałam się na niego, odkrywając kłamstwo. — żartowałem z joggingiem — zaśmiał się. — jak cię odwiozę, to wracam spać.
— Dobranoc — mruknęłam. — Włącz radio. — wykonał polecenie. Rozległ się głos Childe'a, śpiewającego jakąś nową piosenkę. — Przełącz, proszę!
— Wiedziałem, że tak zareagujesz na niego — przerzucił, a z głośników samochodu poleciała muzyka klasyczna. — Zaraz będziemy.
— Pomożesz z bagażami?
— Jasne — dojechaliśmy do portu. Wyszłam z auta, a Kaeya pomógł mi z bagażem. Nie widziałam kapitan Beidou. Jedynie jej załogę. Pomogli ulokować moje bagaże.
— Pa, Kaeya!
— Do zobaczenia, Lumine — odjechał, gdy zostawił wszystkie bagaże.
Jeden z załogi, mężczyzna imieniem Juza, pokazał mi moją tymczasową kajutę. Nie wyglądała imponująco, po prostu stare, drewniane łóżko, okrągłe okno, jakaś szafa, która mogła być zrobiona w podobnym czasie, co pierwsze z mebli. Było jeszcze biurko z krzesłem, podobne do pozostałych. Usiadłam na łóżku.
Odleciałam w świat rozmyślań. Przypomniałam sobie o śnie, który miałam jakiś czas temu. Rejs statkiem, a później śmierć. Oby tak się nie stało.
Poczułam, że zaczęliśmy płynąć, głównie przez krzyki załogi. Jakiś czas później usłyszałam głosy na głównej części statku. Był to niewątpliwie głos damski i młodego mężczyzny.
— Kazuha, chodźmy do niej — powiedziała kobieta.
— Dobrze — odpowiedział mężczyzna, nazwany Kazuhą. Któreś z nich zapukało do zamkniętych drzwi mojej kajuty.
— Proszę — pozwoliłam na wejście. Weszli. Kobieta miała długie, ciemnobrązowe włosy, była wysoka. Ten mężczyzna okazał się być dosyć niski, jego włosy związane zostały w krzywy kucyk. Były one w białym kolorze, z czerwonym kosmykiem. Kazuha, jak najprawdopodobniej nazywał się mężczyzna, miał na sobie ciemnobrązowe spodnie, czerwonobrązową koszulkę z logiem Łowców i elementami liści. Kobieta włożyła ciemną koszulkę i fioletowe spodnie.
CZYTASZ
The blood from the mist [Genshin Impact Vampire Au]
FanfictionLumine nienawidzi wampirów. Zawsze jest bardzo ostrożna przy kontaktach z ludźmi, chociaż nigdy nie została Łowcą. Nie można, niestety, powiedzieć tego o Aetherze, jej bracie. Chłopak od zawsze próbował być miły dla wszystkich, co niestety niektórzy...