[XVI] Japonia, nadchodzę!

43 2 0
                                    

Budzik zadzwonił pięć minut później niż powinien. Przeklnęłam, wstając z łóżka. Wczoraj się nie spakowałam, więc musiałam zrobić to teraz. Spakowałam wszystko, co miałam w ubraniach. Na szczęście naładowałam telefon. Poza nimi w walizce znalazły się leki, mnóstwo podpasek, ładowarka, laptop, chusteczki, parę książek, notatnik. Broń wolałam nie transportować samolotem. 

Endora spała w salonie. Poszłam cicho do kuchni, gdzie wsypałam jej mnóstwo chrupek i wlałam wodę do garnka. Sobie wzięłam rogala z czekoladą, croissanta. Powinno starczyć, oceniłam w myślach. Umyłam się, ubrałam w luźne, wygodne, ale eleganckie ubranie. Spojrzałam na godzinę. Czwarta trzydzieści. 

Odezwał się mój telefon. Odebrałam. Okazało się, że był to Kaeya. Czekał pod blokiem. Zeszłam, mając na sobie kurtkę, zimowe buty, czapkę i szalik. Łowca pomógł mi schować bagaż. Usiadłam z tyłu. Kaeya zajął miejsce kierowcy. 

— To co, jedziemy? — powiedziałam.

— Yhm, Beidou już czeka na ciebie na statku — Czy on powiedział statku? Jean mówiła o samolocie!

— Czekaj, mam płynąć, nie jechać? — zaakcentowałam trzecie słowo. 

— Tak. Jean ci nie powiedziała?

— Powiedziała o samolocie. Nie było mowy o statku.

— Ah… No to i tak musimy jechać do portu. 

— A co jeżeli mam chorobę morską? 

— Nie masz. Widziałem w twoich aktach — odpalił silnik. Wyjechaliśmy z niemiłej okolicy starego, płytowego osiedla. Jechaliśmy do portu, którego widać było z daleka. 

— Przepraszam, że cię musiałam obudzić.

— Nie spałem, byłem na joggingu — spojrzałam się na niego, odkrywając kłamstwo. — żartowałem z joggingiem — zaśmiał się. — jak cię odwiozę, to wracam spać.

— Dobranoc — mruknęłam. — Włącz radio. — wykonał polecenie. Rozległ się głos Childe'a, śpiewającego jakąś nową piosenkę. — Przełącz, proszę!

— Wiedziałem, że tak zareagujesz na niego — przerzucił, a z głośników samochodu poleciała muzyka klasyczna. — Zaraz będziemy.  

— Pomożesz z bagażami?

— Jasne — dojechaliśmy do portu.  Wyszłam z auta, a Kaeya pomógł mi z bagażem. Nie widziałam kapitan Beidou. Jedynie jej załogę. Pomogli ulokować moje bagaże. 

— Pa, Kaeya!

— Do zobaczenia, Lumine — odjechał, gdy zostawił wszystkie bagaże. 

Jeden z załogi, mężczyzna imieniem Juza, pokazał mi moją tymczasową kajutę. Nie wyglądała imponująco, po prostu stare, drewniane łóżko, okrągłe okno, jakaś szafa, która mogła być zrobiona w podobnym czasie, co pierwsze z mebli. Było jeszcze biurko z krzesłem, podobne do pozostałych. Usiadłam na łóżku. 

Odleciałam w świat rozmyślań. Przypomniałam sobie o śnie, który miałam jakiś czas temu. Rejs statkiem, a później śmierć. Oby tak się nie stało.

Poczułam, że zaczęliśmy płynąć, głównie przez krzyki załogi. Jakiś czas później usłyszałam głosy na głównej części statku. Był to niewątpliwie głos damski i młodego mężczyzny. 

— Kazuha, chodźmy do niej — powiedziała kobieta.

— Dobrze — odpowiedział mężczyzna, nazwany Kazuhą. Któreś z nich zapukało do zamkniętych drzwi mojej kajuty.

— Proszę — pozwoliłam na wejście. Weszli. Kobieta miała długie, ciemnobrązowe włosy, była wysoka. Ten mężczyzna okazał się być dosyć niski, jego włosy związane zostały w krzywy kucyk. Były one w białym kolorze, z czerwonym kosmykiem. Kazuha, jak najprawdopodobniej nazywał się mężczyzna, miał na sobie ciemnobrązowe spodnie, czerwonobrązową koszulkę z logiem Łowców i elementami liści. Kobieta włożyła ciemną koszulkę i fioletowe spodnie.

The blood from the mist [Genshin Impact Vampire Au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz