Następny dzień zaczął się jak każdy inny. Wstałam, wypiłam kawę, zjadłam szybkie śniadanie i poszłam do pracy. Niestety, nie mogłam od tak się zwolnić. Nie miałam powodu. Na słuchawkach, gdy jechałam do pracy, leciała piosenka z musicalu Heathers. Kiedyś interesowałam się teatrem. Wraz z Aetherem owego czasu poszliśmy na ten spektakl. Jemu nie przypadł do gustu, szczególnie postać chłopaka głównej bohaterki. Ja natomiast ciągle miałam na playliście takie piosenki jak Candy Store, czy Dead girl walking w obu wersjach. To drugie akurat trafiło do kolejki, zaraz po Drugim walcu Szostakowicza. Może to głupie, przyznawać się do czegoś tak banalnego, ale utożsamiałam się z Veronicą Sawyer. Dziewczyna pokochała nie tego chłopaka, który byłby dla niej dobry. Kiedy zrozumiała swój błąd, było już za póżno. Całkiem jak ja i Childe. Przynajmniej wampir nie próbował rozwalić całego miasta. A ja nie musiałam pisać i wymyślać dziwnych wymówek, dlaczego musiał zabić.
Repryza Dead girl walking skończyła się akurat wtedy, gdy musiałam wyjść na przystanku. Chłodny wiatr muskał moją twarz. Nie byłam zadowolona. Chciałam wrócić do Inazumy. Tam było ciepło, przyjemnie. Moja mieścina nie chciała chyba, by ktokolwiek mieszkał w niej. Nie była przyjazna, to na pewno. Wpadłam w starą zaspę bardzo zimnego śniegu i zaczęłam, na czym ten świat stoi. Wpadłam, mokra, do siedziby. Przywitałam się z Alhaithamem i Kavehem, którzy rozmawiali, a bardziej kłócili, przy recepcji. Weszłam na korytarz, z którego następnie poszłam do Jean. Grzecznie zapukałam, a kobieta otworzyła mi.
— Witaj, Lumine. Dzisiaj prosiłabym cię o przybycie na bankiet wraz z Kaeyą, Amber, Eulą, Lisą oraz mną.
— Dobrze. O której godzinie się zaczyna?
— Za dwie godziny. Poza bankietem nie ma nic do roboty — obliczyłam w myślach, jak długo zajmie mi przygotowanie się na uroczysty bankiet, kto wie z jakiej okazji. Wróciłam na przystanek, a następnie do domu.
Endora, zapewne zdziwiona, czemu jestem wcześnie, kręciła się koło moich nóg. Odepchnęłam ją lekko. Poszłam do łazienki, gdzie nałożyłam piękny, choć delikatny, makijaż. Następnie ułożyłam włosy, najpierw dobrze je susząc. Ostatecznie, wybrałam piękną sukienkę, w czarnej barwie. Do tego pasujące szpilki. Byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek. Miałam pół godziny, czyli wystarczająco na podróż. Pobiegłam, ile sił w nogach na przystanek. Niemalże niszcząc wysoki obcas, wsiadłam do nadjeżdżającego pojazdu.
Pod siedzibą widziałam Kaeyę. Pomachałam mu.
— Hej! Ciebie też Jean zmusiła?
— Wolałbym pić wino z Albedo, niż być na bankiecie, ale czego się nie robi dla przyjaciół? — mruknął racjonalnie.
— W sumie prawda — po chwili dołączyły do nas dwie dziewczyny, Amber i Eula. Ta pierwsza upięła włosy w pięknego koka, oraz włożyła długą, czerwoną sukienkę. Eula została przy eleganckim garniturze damskim. Kto co woli.
— Hej hej — przywitała nas Amber. — Jeszcze nie ma Jean?
— Jak widzisz — odpowiedziałam. — O wilku mowa — mruknęłam, widząc kobietę, idącą z Lisą.
Bankiet odbywał się w znanej restauracji. Przybyliśmy jako jedni z pierwszych, więc mogliśmy zająć najlepsze miejsca. Usiadłam pomiędzy Kaeyą, a Amber. Przygotowane zostały już talerze, kieliszki, a nawet postawione parę napojów, głównie alkoholi. Kaeya spojrzał się na właśnie te butelki. No cóż, on lubi pić.
— Pięknie wyglądasz — powiedział Kaeya. — Nowa sukienka?
— Nie, kupiłam ją na studniówkę.
— Kiedy? Rok temu?
— Nie jestem aż taka młoda — odpowiedziałam, śmiejąc się cicho. Po jakimś czasie do sali bankietowej zaczęli napływać inni goście. Wystraszyłam się trochę, że będą tam też Tartaglia z Zhonglim, ale ostatecznie ich nie było. Na szczęście.
CZYTASZ
The blood from the mist [Genshin Impact Vampire Au]
FanfictionLumine nienawidzi wampirów. Zawsze jest bardzo ostrożna przy kontaktach z ludźmi, chociaż nigdy nie została Łowcą. Nie można, niestety, powiedzieć tego o Aetherze, jej bracie. Chłopak od zawsze próbował być miły dla wszystkich, co niestety niektórzy...