-12-

1.5K 128 11
                                    

Cały dzień upłynął w miarę normalnie, z tą różnicą, że siedziałem sam w pokoju. Z rana Roza i Zack pojechali na swoje uczelnie, mały Theo do przedszkola, Sophie i Emilly zajęły się obowiązkami domowymi, a Jack przystąpił do prac w ogrodzie. Biała kicia, której nadano imię Kulka, odwiedziła mnie kilka razy, a później słyszałem, że biegała po domu z Cyklopem. Miło widzieć, jak pies z kotem zaprzyjaźniają się. Pod wieczór jak co dzień stałe towarzystwo wpadło do mnie i wspólnie graliśmy, bawiąc się i śmiejąc w najlepsze. Po wczorajszej atmosferze nie było śladu, zupełnie jakby tamten wieczór nigdy nie nastał. Owszem, z tyłu głowy wciąż miałem w myślach Nicka i troskę o niego, ale wszyscy tak żarliwie zapewniali mnie, że nic mu się nie stanie, że w końcu uwierzyłem ich słowom. Później przyjaciele rozeszli się do swoich pokoi, a ja zostałem sam. Nie miałem ochoty jeszcze spać, dlatego sięgnąłem po nową książkę.

Zbliżała się druga w nocy i dopiero wtedy znużyło mnie czytanie. Zwlokłem się z łóżka, wyszedłem na korytarz, kierując się do łazienki i przystanąłem jak wmurowany.

- Hej, Tommy. Jeszcze nie śpisz?

Przede mną w otwartych drzwiach swojego pokoju stał Nick. Był trochę blady, brudny, zmęczony, ale żywy.

- Wróciłeś. – Odetchnąłem z ulgą. Na szczęście moje sny nie okazały się prorocze.

- Jak widać. – Wzruszył ramionami. – Mówiłem, że wrócę. – Uśmiechnął się słabo. Przyjrzałem się uważniej chłopakowi, podświadomie czułem, że coś jest nie w porządku. Zbliżyłem się kilka kroków, ale Nick cofnął się. – Pogadamy później, Tommy. Jestem wykończony. – Nie czekając na odpowiedź zamknął drzwi. Nie wiem, co mną kierowało, ale bez pukania wszedłem za nim. Nick stał półnagi przy otwartej szafie, w dłoniach ściskał zmiętolony czarny golf. Jak głupi wytrzeszczyłem oczy nie mogąc oderwać wzroku od jego nagiej, perfekcyjnie klaty.

- Tommy? – zdziwił się chłopak. Oprzytomniałem z trudem odwracając spojrzenie.

- Nick, co się dzieje? – spytałem ostrożnie.

- Nic. Jestem tylko zmęczony. – Ponownie wzruszył ramionami. Zrozumiałem, co nie dawało mi spokoju w jego zachowaniu.

- Twoja ręka, dlaczego ją chowasz?

- To tylko draśnięcie, nie przejmuj się – powiedział wymijająco, sięgając po podkoszulek, który założył, ku mojemu rozczarowaniu.

- Nie okłamuj mnie, proszę – szepnąłem błagalnie. Na te słowa Nick westchnął i odwrócił się tak, że mogłem zobaczyć jego prawe zabandażowane ramię. Przez śnieżnobiały opatrunek przesiąkła krew, co jeszcze bardziej zaniepokoiło mnie. – Co się stało, dlaczego zostałeś rany? Przecież miałeś być bezpieczny! – Ostatnie słowa wykrzyczałem, Nick błyskawicznie zasłonił mi usta dłonią.

- Ciii, nie budź pozostałych. – Ostrożnie odsunął się, upewniwszy się, że nie będę krzyczeć. – Jedna ze złamanych rzuciła się na nas z nożem. Dostała takie polecenie od kogoś. Całe szczęście mój wuj był w pobliżu, sprawnie rozbroił dziewczynę i obezwładnił ją. Tylko mnie zraniła, innym nic się nie stało. Jak już mówiłem, to nic wielkiego, więc nie martw się.

- Ale ty krwawisz – upierałem się, obserwując czerwony ślad.

- Tak bywa. – Nick usiadł na łóżku. – Skoro już tu jesteś, mogę prosić cię o przysługę, Tommy?

- Oczywiście – odpowiedziałem bez wahania.

- Pomóż zmienić mi ten opatrunek. Najpierw przynieś apteczkę z łazienki – polecił chłopak. Prawie wybiegłem z pokoju, szybko odnalazłem białą skrzyneczkę z czerwonym krzyżem i wróciłem do Nicka. Usiadłem obok niego.

- Nie wiem, co robić – przyznałem zakłopotany.

- To nic trudnego. W pierwszej kolejności zdejmij stary bandaż. – Wykonałem jego polecenie. Moim oczom ukazał się paskudny widok. Rana wyglądała okropnie, ząbkowane ostrze zostawiło nierówny, poszarpany, długi i głęboki ślad. Jeden ze szwów pękł i z tego miejsca dość obficie wypływała stróżka krwi. Ręce trzęsły mi się jak galaretki, panicznie bałem się, że przez nieuwagę mogę wywołać u Nicka niepotrzebny ból lub zaszkodzić mu. Jednak chłopak w pełni mi zaufał, cierpliwie instruował i nadzorował każdą czynność. Odetchnąłem z ulgą, nowy opatrunek oplatał ramię, na szczęście obyło się bez komplikacji.

- Dzięki za pomoc, Tommy. – Nick uśmiechnął się słabo. Oczy ledwo miał otwarte. – Mam jeszcze jedną prośbę.

- Słucham.

- Nie mów nic Sophie o tej ranie. Ona i tak ma za dużo na głowie – poprosił półprzytomnie, kładąc się. Zasnął zanim odpowiedziałem. Ostrożnie przykryłem go kołdrą i zostawiłem samego.


-/-

Rozdział się podobał? W takim razie poproszę o gwiazdeczkę~⭐! Dziękuję i do następnego~ 😃


Yaoi - "Blizny"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz