-19-

1.3K 118 3
                                    

Podczas śniadania Nick zawiadomił nas, że zaraz pojedzie do Any po Zacka i przy okazji przywiezie kogoś nowego, kto z nami zamieszka. Z tego powodu Sophie i Emilly zajęły się przygotowywaniem wskazanego przez Nicka pokoju, Artur udał się do sadu z powodu jakichś zgłoszonych problemów. Jeszcze przed wyjazdem chłopaka, Sophie i Nick jednogłośnie stwierdzili, że nie powinienem się przemęczać, więc siłą rzeczy to na Rozalię i Jacka spadł obowiązek opieki nad rozbrykanym Theo, który podczas posiłku dziś za swój cel obrał sobie ojca. Opieka nad brzdącem wyszła im tak umiejętnie, że po kwadransie malec sam zawitał do biblioteki.

- Theo, co ty tu robisz? - zdziwiłem się, wyglądając znad czytanej książki.

- Nie wiem - odpowiedział. Rozglądał się po pomieszczeniu, wyglądał na zagubionego. Pociągnął nosem i spojrzał na mnie. Odłożyłem książkę na parapet, na którym siedziałem i zbliżyłem się do malca.

- Chodź - powiedziałem z uśmiechem i wyciągnąłem do niego rękę. Dziecko bez ociągania ufnie złapało mnie i mocno, jak na niego, ścisnęło moje palce. Podprowadziłem Theo do regału pełnego książeczek dla najmłodszych. - Wybierz coś - zachęciłem go.

- Hmmm... - Brzdąc z poważną miną zbliżył się i zaczął przeglądać grzbiety książek. Puścił moją rękę i ostrożnie wyciągnął jedną z pozycji. - Tia jes ladna. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, dumny ze swojego działania.

- Dobry wybór - pochwaliłem go i zaprowadziłem do najbliższej sofy. Usiadłem i z zaskoczeniem przyglądałem się jak szkrab nieporadnie wdrapuje się na moje kolana. Ze śmiechem objąłem dziecko i otworzyłem książkę na pierwszej stronie.

- Śupel! - zachwycił się Theo, oglądając kolorowy obrazek. Ufnie wtulił się we mnie, kiedy zacząłem czytać.

Maluch z zachwytem przewracał kolejne kartki, opowiadał o tym, co widzi na obrazkach przed noskiem, po swojemu dyskutował ze mną odnoście każdej książeczki, którą wspólnie przeczytaliśmy, bo na jednej nie skończyliśmy. Świetnie się bawiłem i wiem, że Theo też był zachwycony wspólnym czasem. W sumie spędziliśmy tak kilka godzin, dopóki nie przyszła zmartwiona Sophie.

- Wszędzie go szukaliśmy, a on tu się ukrył - wyszeptała z ulgą, wpatrując się w śpiącego w moich ramionach łobuza. Roza przyszła zaraz za nią i dopiero po chwili odzyskała mowę.

- Tommy, nie ruszaj się! Sophie nie zabieraj jeszcze Theo! - wydała nam rozkazy jak zawodowy żołnierz i gdzieś pobiegła. Zaraz wróciła w towarzystwie Emilly. - Cykaj fotki, trzeba to uwiecznić - nakazała zdezorientowanej przyjaciółce. Emilly szybko otrząsnęła się, gdzieś zniknęła tylko po to by wrócić z aparatem.

- O, nie - jęknąłem. Naprawdę nienawidzę być po tej stronie obiektywu.

- Nie marudź. - Roza przewróciła oczami.

Flash błysnął po raz pierwszy. Zamrugałem chwilowo oślepiony. Zerknąłem na Theo, bojąc się, że harmider może go obudzić, ale dziecko nadal spało jak zabite, a podjudzana przez Rozę Emilly dopiero się rozkręcała. Zawsze taka cicha i nieśmiała, teraz pląsała wokół nas uwieczniając tę chwilę na najróżniejsze sposoby. Ja jedynie siedziałem, czujnie zerkając na małego śpiocha, którego nic nie obchodziło.

- Och, wystarczy już tych zdjęć - powiedziała niecierpliwie Sophie. Ostrożnie wzięła ode mnie synka w swoje ramiona. Maluch mruknął coś przez sen i wtulił się w matkę. Zaraz za kobietą bibliotekę opuściła Emilly z uwieszoną na ramieniu Rozalią, która rozpływała się nad zdjęciami. I takim dziwnym sposobem znów tego dnia zostałem sam.


-/-

Rozdział się podobał? W takim razie poproszę o gwiazdeczkę~⭐! Dziękuję i do następnego~ 😃



Yaoi - "Blizny"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz