-14-

1.8K 143 92
                                    

Po posiłku każdy rozszedł się w swoją stronę. Artur rowerem udał się swojej pracy, gdzieś w sadzie, ale jeszcze nie dopytałem o szczegóły. Jack i Sophie pojechali na zakupy jednym z samochodów, przy okazji zabierając Theo do przedszkola. Drugi z pojazdów wykorzystali Roza i Zack, by jak najszybciej dostać się na uczelnie. Emilly korzystając z chwili chaosu gdzieś się ulotniła. Zostaliśmy z Nickiem sami. Spojrzałem na chłopaka wyczekująco.

- Oprowadzę cię po domu – zaproponował. Podrapał się po lekko zarośniętym policzku. Wciąż nie mogę pojąć, jak on to robi, że jego zarost zawsze wygląda jakby miał najwyżej trzy dni. To mu dodaje nieziemskiego wręcz uroku, ale jakim cudem nigdy nie jest ogolony na gładko i nigdy nie ma mocniejszej brody? - Może zaczniemy od ogrodu? - zastanawiał się Nick. Ledwo wypowiedział słowa, a powietrze przeszył huk.

- Co to było? - pisnąłem wystraszony.

- Zapowiadali na dzisiaj burzę – powiedział obojętnie, wyglądając przez jedno z wielkich okien jadalni. - Ale jeszcze nie pada, więc spokojnie możemy wyjść. - Odwrócił się w moją stronę. Po tych słowach kolejny raz rozszedł się donośny odgłos grzmotu. Przerażony wtuliłem się w przyjaciela. To był odruch, nad którym nie mogłem zapanować, moje ciało samo zareagowało.

- Boisz się burzy? - spytał zdziwiony Nick. Niepewnie objął mnie. Jego silne ramiona jak zawsze dodały mi otuchy i sprawiły, że momentalnie poczułem się lepiej.

- Mhm – przytaknąłem, zażenowany swoim głupim zachowaniem. Już chciałem wyplątać się z uścisku, gdy ponownie dało się słyszeć groźny huk. W konsekwencji jeszcze mocniej wtuliłem się w Nicka w myślach przeklinając mój bezsensowny strach.

- Już dobrze, jesteś tu bezpieczny. - Chłopak próbował mnie uspokoić, delikatnie gładząc moje włosy. To działało, mój oddech uspokoił się, serce przestawało bić jak szalone.

- Przepraszam – wymamrotałem zażenowany. Niezdarnie wyplątałem się z uścisku.

- Nie masz za co. - Nick uśmiechnął się wyrozumiale. Za jego plecami na zewnątrz głucho dudnił deszcz i co jakichś czas niebo rozbłyskało tylko po to, by zaraz dało się słyszeć złowrogi odgłos burzy. W pewnym momencie na horyzoncie zobaczyłem jaskrawy zygzak i widok ten zmroził mnie do szpiku. Może za wcześnie odstąpiłem od Nicka i jego silnych, bezpiecznych ramion?

- Chodź. - Nie czekając na moją odpowiedź, chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął, odwracając mój przerażony wzrok od okna. - Zajmę twoją uwagę czymś milszym, niż to, czego się boisz. - Puścił do mnie oczko.

Wyszliśmy z jadalni na długi korytarz.

- Na górze, jak łatwo domyślić się, są nasze sypialnie i trzy łazienki. Podstawowe zasady, jakimi kierujemy się tutaj, to bycie rodziną. Szacunek, tolerancja i wsparcie. Pomaganie innym i unikanie działań mających na celu szkodzenie domownikom. Rozumiesz?

- Tak – odpowiedziałem zdecydowanie, za wszelką cenę próbując zapomnieć o szalejącej na zewnątrz nawałnicy.

- Początkowo to moi rodzice prowadzili ten dom. Wtedy zapoczątkowali zasadę otwartych drzwi, która jest kontynuowana.

- Co to za zasada? - zaciekawiłem się, nigdy o czymś takim nie słyszałem.

- Że o każdej porze dnia i nocy możesz szukać tutaj pomocy i wsparcia. Każde drzwi stoją dla ciebie otworem. - Lekko zawahał się. - Chociaż czasem lepiej zapukać – powiedział dziwnym tonem.

- Dlaczego? - Wpatrywałem się w Nicka nierozumiejącym wzrokiem. Przecież Nick nigdy nie puka, kiedy do mnie wchodzi, to samo pozostali oprócz Sophie i Emilly, ale one robią to chyba tylko z grzeczności.

Yaoi - "Blizny"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz