-17- *Nicholas*

1.8K 160 209
                                    

Całe moje życie wywróciło się do górny nogami, kiedy pewnej nocy przerażony, nagi, zalany krwią nastolatek wpadł prosto w moje ramiona. To był odruch, że go złapałem. Nie on pierwszy i nie ostatni. Wielokrotnie w ten sposób łapałem spanikowanych niewolników. A jednak tamta sytuacja była inna pod każdym względem. Pomimo ran, bólu i wyczerpania chłopak ze mną walczył. Próbował mnie oszukać i uciec, co, muszę przyznać, było ciekawym doświadczeniem. Z reguły na co dzień mam do czynienia z osobami grzecznymi, wręcz uległymi, albo co najmniej wdzięcznymi za ocalenie. On był inny. Walczył na wszelkie możliwe sposoby, w każdej sytuacji szukał drogi ucieczki. Jego zachowanie ciekawiło mnie, może nawet fascynowało. Młody, nieustraszony wojownik był powiewem świeżości w monotonnym życiu. Sam do końca nie wiem, co mnie podkusiło, ale jak tylko dostrzegłem, że Emma prowadzi otulonego w koc chłopaka do przydomowej kliniki, niemal natychmiast udałem się ich śladem. I dobrze. Mały spryciarz wykorzystał okazję i ponownie próbował uciec. Cóż, wtedy ledwo go złapałem, a jeszcze trudniej było opatrzeć jego rany i jednocześnie nie dopuścić do kolejnej próby ucieczki. Oczywiście Emma do dziś nie wybaczyła mi małego kłamstwa, Ana wcale jej nie potrzebowała, ale z niewiadomych mi powodów sam chciałem zaopiekować się tym wyjątkowym chłopakiem. Chociaż nigdy szczególnie nie ciągnęło mnie do pierwszej pomocy.

Wciąż pamiętam, jak zmartwiona Ana zastanawiała się, co począć z rannym chłopakiem, który był nie lada utrapieniem z powodu swojej waleczności, nieposłuszeństwa i niesubordynacji. A ja niby przypadkiem podsunąłem jej pomysł, że sam mogę się nim zająć. Kuzynka początkowo nie chciała się zgodzić na taki układ. Długo ją przekonywałem, argumentując, że moi podopieczni świetnie sobie radzą sami, nie potrzebują mnie na każdym korku, że mieszkam bliżej miasta, dzięki czemu nabzdyczony doktorek będzie mógł szybciej interweniować. Z każdą kolejną chwilą utwardzałem się w przekonaniu, że MUSZĘ mieć tego chłopaka przy sobie. Chociaż sam tego do końca nie rozumiałem. I wciąż nie rozumiem. Po prostu... ciągnie mnie do niego. Chcę być przy nim cały czas. Chcę z nim rozmawiać, śmiać się, wygłupiać. Chcę go obserwować, kiedy śpi, pocieszać, kiedy płacze, wspierać, kiedy tego potrzebuje. Chcę go przytulać. Chcę go całować. Ja... pragnę go całym sobą.

I chyba tylko dlatego przyszedłem do niego tej nocy. Mógłbym wybrać każdy inny pokój, przecież jeszcze dwie sypialnie mamy wolne. Ale jakimś sposobem znalazłem się w miejscu zajętym przez Thomasa. Raczej tłumaczenie, że stąd jest najbliżej do mojego pokoju, gdzie obecnie śpi Justin jest równe beznadzieje jak moje szczeniackie zachowanie.

Tommy mruknął coś przez sen i odwrócił się. Teraz leżał twarzą do mnie. Przybliżyłem się odrobinę, dzieliło nas kilka centymetrów. Gdybym tylko chciał, mógłbym go teraz pocałować. Może powinienem? Ciekawe jakby na to zareagował? Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w niego. Z nikłym uśmiechem podziwiałem okrągłą twarzyczkę, lekko zadarty nosek, długie ciemne rzęsy okalające duże, teraz zamknięte oczy. Szalenie podoba mi się ich odcień, są prawie tak ciemne, jak czekolada i czasem mam wrażenie, jakby Tommy zaglądał wprost do mojej duszy. Po chwili swój wzrok skierowałem niżej. Nigdy nie mogę napatrzyć się na jego asymetryczne usta, cieńsza warga górna i odrobinę pełniejsza dolna dodają mu niespotykanego uroku. Po jego policzku pociekła samotna łza. Delikatnie otarłem ją. Co noc śnią mu się rodzice, widać, że chłopak bardzo za nimi tęskni. Wiele bym dał, by jakoś pomóc mu uporać się ze stratą, tak bardzo chciałbym, by mi w pełni zaufał.

Wcześniej nie miałem czasu zastanawiać się, co tak naprawdę do niego czuję. W ostatnim czasie wszystko działo się w zbyt szybkim tempie. Najpierw walczyłem z każdą jego próbą ucieczki i starałem się, by jakimś cudem obdarzył mnie chociaż szczątkowym zaufaniem. Dzień, w którym pozwoliłem Thomasowi na ucieczkę był dla mnie piekielnie trudny. Instynktownie chciałem go powstrzymać przed zrobieniem sobie krzywdy, ale wiedziałem, że to jedyny sposób, by chłopak wreszcie zrozumiał swoje nieracjonalne zachowanie i pozwolił mi się sobą zaopiekować. Później przypałętała się ta okropna gorączka. Nie dość, że miałem wyrzuty sumienia, to jeszcze bałem się, że Tommy z tego nie wyjdzie. Nawet doktor Adams nie był najlepszej myśli. Dlatego nie odchodziłem od jego łóżka, dopóki nie obudził się. Jeszcze nigdy nie czułem takiej ulgi, jak w momencie, kiedy nasze spojrzenia spotkały się. Tommy o tym nie wie, ale doktor podłączył mu kilka kroplówek. To one uratowały jego kruche życie. Oczywiście nabzdyczony buc chciał zabrać chłopaka do szpitala, ale nie wyrażałem na to zgody. Wiedziałem, że Tommy przeraziłby się, gdyby obudził się w obcym miejscu. I wtedy jeszcze trudniej byłoby mi zdobyć jego zaufanie. Na szczęście dzięki dobrze dobranym lekom Thomas zdrowieje w oczach. Mimo poprawy jego stanu zdrowia, pozwolenie lekarza, by chłopak mógł swobodnie wstawać z łóżka i opuszczać swój pokój dalej niż za łazienkę, wcale mnie nie cieszy. To znaczy... To skomplikowane. Owszem, cieszę się, że zdrowieje, ale przez to już nie będę mógł spędzać z nim całych dni, udając, że go pilnuję. Teraz chłopak jest w pełni wolny, może chodzić gdzie tylko chce i jakoś wątpię by zechciał przesiadywać w moim gabinecie, kiedy pracuję. Tommy jest zafascynowany tym domem, co mi pochlebia i widać, że ciągnie go do kontaktu z pozostałymi domownikami, co też jest dobrym znakiem. I co najważniejsze – inni też go polubili. Tommy idealnie wpasował się w naszą dziwaczną rodzinkę. Ale teraz wszystko się zmieni, już nie będzie jak wcześniej. Ja z powrotem będę całe dnie przesiadywał w swoim gabinecie, a on będzie żył własnym życiem. Żal zakuł mnie w sercu. Czy teraz, kiedy nie będziemy spędzać ze sobą całych dni, nasza relacja zmieni się? Właściwie na czym polega ta nasza relacja? Jesteśmy przyjaciółmi? Czy może istnieje cień szansy, że Tommy i ja moglibyśmy być czymś więcej?

Yaoi - "Blizny"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz