ROZDZIAŁ PIERWSZY

1.2K 47 31
                                    




Wyciągam szyję i staję na palcach. Staram się dostrzec jak długa jest jeszcze kolejka do wejścia do jednego z najlepszych klubów w centrum. Chyba w końcu zaczęli wpuszczać, bo kolejka rusza się do przodu, a na zewnątrz coraz bardziej milkną roześmiane głosy wszystkich czekających. Ze środka dochodzi już głośna muzyka i chociaż słyszy ją chyba cała ulica, to nie jestem w stanie zweryfikować słów. W głowie szumi mi już od alkoholu, a nogi chodzą w miejscu, sugerując mi tym, że naprawdę chciałabym być już na parkiecie.

    Stoimy przed nowo otwartym klubem w samym centrum tego miejskiego gówna. To jakieś nowe miejsce, otworzyło się w miejscu poprzedniego, którego właściciel podobno zbankrutował. Szkoda, tamten lubiłam. W tym jestem pierwszy raz ale klimat kojarzę. Zuzka była tu już nie raz, lubi takie rzeczy. To jeden z tych nowoczesnych klubów, gdzie spotyka się ta cała zamknięta warszawska śmietanka. Od gówniarzy, którzy na krzywy pysk wchodzą do środka po pokazaniu zdjęcia podrobionego dowodu, aż po troszkę zagubionych w czasoprzestrzeni czterdziestolatków, starających się wyczuć aktualne rytmy i wpasować w trendy. Nie lubię takich rzeczy, za to moja przyjaciółka tak, jednak ona już dość długo siedzi w tych klimatach.

— No i ja mam tak przejebane, że jak nie wrócę do chaty przed drugą to ona ciągle dzwoni i truje mi dupę — piszczy jedna z blondynek przede mną, której makijaż na pewno nie wzbudza podejrzeń wiekowych. Nawet bym się nie zastanawiała.

— Stara ale ty masz za miesiąc osiemnastkę — kręci głową druga, jak mniemam jej przyjaciółka. — To jeszcze nie tak źle. Potem twój stary nie będzie cię też nigdzie puszczał, a potem w chacie zrzędził, że zupa nie taka, kotlet chujowy. Ja to nigdy ślubu nie wezmę jak słucham moich starych.

Prycham obok nich, na co zwracają na mnie uwagę.

— A ty co, księżniczko? Problem jakiś? — Zwraca się do mnie ta blondi, a ja marszczę brwi.

Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, że jest ode mnie prawie dziesięć lat młodsza. Chociaż patrząc po stylizowaniu się na dany wiek, to prędzej mnie zapytaliby o dowód, nie ją.

— Czasem posiadanie męża jest fajne — wzruszam ramionami. — Wozi was, kupuje prezenty, głaszcze po włosach. Przecież my to lubimy.

Zapewne gdyby nie dwusetka wódki wypita przed wyjściem z domu, to nawet bym się nie odezwała.

— Skąd ty to możesz wiedzieć, małolato?

Znów prycham śmiechem. Nie wiem, czy powinnam grać w tę grę, czy może pokazać swoją wyższość i w tym momencie wyciągnąć dowód. Gdybym chciała, to jednym słowem na bramce udupiłabym te laski i nigdzie by nie weszły. Jednak tym razem wzruszam jedynie ramionami i nie chcąc drążyć tego tematu odwracam głowę.

Gdzieś w głębi siebie chyba chcę im o wszystkim opowiedzieć. To zapewne przez te rozkładające się w mojej krwi procenty, które uderzają mi do głowy. Chcę wyżalić się randomowym małolatom w kolejce do klubu w centrum Warszawy. Najlepiej opowiedzieć im całe moje życie, nie oczekując żadnej odpowiedzi. Chcę je sobie po prostu na nowo poukładać w głowie, powspominać, uśmiechnąć się.

Widzę jego uśmiech. Uśmiechał się zawsze. Gdy trzymał mnie za rękę, gdy milczał i słuchał jak mówię, gdy prowadził mnie w nieznane. Tylko jemu ufałam, tylko on był dla mnie wszystkim. I tylko on wciąż się dla mnie liczy.

Jestem o krok od rozpłakania się, kiedy otulam swoje ramiona dłońmi. Chyba muszę się napić, żeby znów zapomnieć. Nie jestem jednak w stanie przeanalizować jak długa jest kolejka, bo czuję mocne szarpnięcie za ramię.

— Zocha chodź! — Krzyczy Zuzia, a ja nawet nie protestuję gdy wyciąga mnie z kolejki.

Jestem tak zamroczona myślami, że ślepo podążam za przyjaciółką. Ciągnie mnie kilka kroków do przodu, a ja staję przed drugim wejściem do klubu i marszczę brwi.

Lazur Twoich oczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz