ROZDZIAŁ SZESNASTY

423 14 31
                                    


to jeden z moich ulubionych rozdziałów<3


Ostatnie tygodnie mijają mi nad wyraz spokojnie. W końcu odpoczywam. Żyjemy z Wiktorem w pięknej harmonii. Spędzam u niego w mieszkaniu niemal całe dnie. Wychodzę do pracy od niego i wracam też do niego. Jest nam tak dobrze, bo oboje potrzebujemy sporej ilości uwagi i akceptacji siebie pomimo wszystko. Wiktor wychodzi z domu dość często, tłumacząc się pracą. Ja nie dociekam — dokładnie tak jak mnie prosił. Nie dzieje się nic, za co mogłabym być zła. Mało tego, muszę przyznać, że Wiktor naprawdę się stara. Opiekuje się mną, nie denerwuje mnie, rozmawia ze mną o sobie i swoich uczuciach. Widzę, że wszystko to przychodzi mu z trudem ale imponuje mi to, że naprawdę mnie słucha i stara się robić wszystko o co go poproszę. Jestem też troszkę z siebie dumna. Jak patrzę na chłopaka jakiego poznałam kilka miesięcy temu, to teraz widzę jak długą drogę razem przeszliśmy i w jak dobrym kierunku zmierza nasza relacja.

Relacja, która wciąż nie ma nazwy i która wciąż spędza mi sen z powiek. Ale na razie, kiedy wszystko jest dobrze to zupełnie się tym nie przejmuję. Tkwię w swojej bezpiecznej bańce, otulona ramionami najcudowniejszego faceta jakiego mogłam teraz poznać, w miejscu gdzie nie liczy się moja praca, żaden ojciec Wiktora, żaden Konrad czy Gabi i jej pies, za którym w sumie trochę tęsknię.

W tajemnicy przed Wiktorem zrobiłam jeszcze kilka testów ciążowych. Wszystkie wyszły negatywne i kiedy w końcu dostałam okres, to niemal wzniosłam dłonie do nieba. W takiej sytuacji w życiu nie wyobrażałabym sobie nas jako rodziców. Mnie Wiktor mógł zwodzić i okłamywać na temat tego co robi i czym się zajmuje ale dociekliwego dzieciaka raczej ciężko byłoby zadowolić słowem "nieważne". Dobrze, że przynajmniej niewinnej istoty nie wmieszaliśmy w nasze chore życia.

Rana Wiktora goi się bardzo dobrze. Trochę trwało zanim z szycia przestała sączyć się krew i jej miejsce zastąpił ogromny strup, a potem zaczęła powoli zrastać się skóra ale jakoś to przetrwaliśmy. Pomagałam Wiktorowi zmieniać opatrunki, zabroniłam mu się ruszać i starałam się odciążyć go najlepiej jak potrafię. Całe szczęście akurat w tej kwestii się mnie słuchał i nie wdało się żadne zakażenie. Wiktor szybko odzyskuje siły i w tym momencie gdyby nie to, że widzę proces gojenia się jego rany, to w życiu nie pomyślałabym, że cokolwiek się wydarzyło.

Ja natomiast znów tkwię w dziwnym marazmie. W pracy jest okej. Po prostu, okej. Bez żadnych sukcesów ale też bez skarg. Robię co muszę i wracam do Wiktora, prosto w jego ramiona, w których czuję się bezpiecznie. Przynajmniej w momencie, w którym szepcze mi do ucha, że jestem najlepsza i zrobi wszystko żeby było dobrze. Czy mu w to wierzę? No właśnie nie wiem. Dlatego nie odzywam się, tylko siedzę cicho, robię to co zawsze i po prostu trzymam go najmocniej jak mogę, żeby tylko mi nigdzie nie uciekł.

— Co jest, myszko? — Słyszę obok siebie i wyrywam się ze szponów myśli. Przenoszę wzrok na Wiktora, który właśnie wchodzi do sypialni.

— Zamyśliłam się — posyłam mu delikatny uśmiech.

Wiktor podchodzi do mnie i przytula mnie od tyłu. Ilość czułości, jaką dostaję od niego ostatnio czasem przerasta mnie samą. Uwielbiam to, ale powoli czuję gdzie mnie to prowadzi.

W mieszkaniu panuje półmrok, bo dni są już coraz krótsze i na zewnątrz jest już szaro. Palą się jedynie lampki, które zapaliłam przy telewizorze.

— Chciałabyś coś zjeść? — Pyta chłopak, na co wzruszam ramionami. — Znam fajną restaurację niedaleko. Możemy się nawet przejść.

Uśmiecham się delikatnie i wtulam w jego klatkę piersiową. Mam dziś jakiś spadek nastroju i Wiktor chyba to widzi. Ostatnio zresztą coraz bardziej rozumiemy się bez słów.

Lazur Twoich oczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz