ROZDZIAŁ JEDENASTY cz. 1

1K 28 6
                                    

ta część troszkę nudna, ale jutro wstawię drugą tam już ciekawiej <3


Ten dzień jest kolejnym krokiem do mojej osobistej porażki. Mimo że do pracy wracam z wymuszonym uśmiechem, na wysokich szpilkach i w nowej marynarce, to nie czuję się tam dobrze. Każdy patrzy na mnie spod byka, szefowa stoi nade mną cały dzień i patrzy mi się na ręce, a ja sama nie potrafię się odnaleźć.

Cały dzień mam w głowie tylko Wiktora. Jego słowa, jego dotyk i jego cudowny uśmiech, który skierował tylko do mnie. Mógłby robić to częściej. Mam ogromną ochotę zadzwonić do niego, napisać, poprosić żeby mnie stąd zabrał. Ale wmawiam sobie, że jestem silna i tego nie zrobię, bo muszę jakoś żyć. Wiktor mnie nie utrzyma, choćbym tylko przy nim czuła się przeszczęśliwie. Pora wziąć się w garść i żyć tak jak każdy człowiek na tej planecie.

Średnio mi idzie cokolwiek. Widzę, że zawodzę moją szefową i okropnie boję się, że moje dni w tym banku są policzone. Ale wiem też, że są braki kadrowe i zwolnienie mnie w tej sytuacji nikomu nie byłoby na rękę. Staram się, naprawdę bardzo się staram. To nie moja wina, że wszystko mi się ostatnio posypało.

Cięzko jest mi się wdrożyć w tryb pracy, w dodatku nowa dziewczyna zupełnie mnie się nie słucha. Dobrze, że jest moja przełożona, bo inaczej nie zrobiłybyśmy dziś absolutnie nic. W ogóle mam wrażenie, że w ciągu tych dwóch tygodni została wprowadzona tu istna samowolka. Ale nie komentuję, bo obawiam się, że każdy taki komentarz byłby kolejną kreską na tablicy powodów do zwolnienia mnie.

— A ty się dobrze czujesz dzisiaj? — Pyta Marta, stając za moimi plecami.

Podskakuję wystraszona, od razu przenosząc wzrok na moją szefową. Po tonie jej głosu nie jestem w stanie wywnioskować, czy to atak na mnie, czy po prostu zwykłe zmartwienie. Postanawiam udać idiotkę, w końcu i tak nie mam już nic do stracenia.

— Średnio — stwierdzam. — Cały ten tydzień leżałam chora w łóżku, chyba mi jeszcze nie przeszło.

Nie wiem dlaczego kłamię, ale przychodzi mi to aż zbyt naturalnie. Marta prycha, a mnie oblewa gorąco.

— To lepiej się wylecz, bo jeśli masz pisać takie głupoty w formularzach to lepiej żebyś się tu nie pojawiała.

Drętwieję. Ona nigdy się tak do mnie nie zwracała ale Marta taka już jest. Jeśli chodzi o wyniki w pracy, to jest niezłą kosą. W końcu my wszyscy pracujemy na jej premię, nie tylko na naszą. Kiedy my nie wyrabiamy założeń w mojej placówce, to automatycznie ona ma ucięte wynagrodzenie. Strasznie irytuje mnie ta robota ale nie mogę jej na razie zmienić. Nie wiem nawet gdzie mogłabym się podziać.

Zerkam na wniosek, który podstawiła mi pod nos szefowa. Faktycznie, wpisałam zupełnie niepasujące liczby w jakieś przypadkowe rubryki i wszystko jest do poprawy. Robię to w nieopisanym pędzie, bo kiedy widzę, że zegarek wskazuje piętnastą sześć to niemal w biegu podrzucam Marcie poprawiony formularz. Wybiegam z pracy jak stoję i to nie dlatego, że gdzieś mi się spieszy. Po prostu kiedy wychodzę z placówki to jakoś lepiej mi się oddycha. Z ulgą zamawiam taksówkę i zapalam papierosa, zanim kierowca podjedzie. Wracam do domu, gdzie panuje nieopisany bałagan.

Na krześle przy stole wisi bluza Wiktora, która wciąż jest wilgotna od moich łez. Muszę ją wyprać i mu ją oddać. Kiedy dotykam materiału mam ochotę dotknąć jego. Marzę o nim, jednak widzieliśmy się wczoraj. Przeleżeliśmy w łóżku cały dzień, zjedliśmy w łóżku zamówiony obiad, rozmawialiśmy o sobie i nie tylko. Wysłuchał mnie, pytał o moje życie, o plany, o marzenia, opowiadał mi o tylu pięknych rzeczach. I ani razu nie zrobił nic, na co nie miałam ochoty. Chyba zaczynam go bardzo ale to bardzo doceniać.

Lazur Twoich oczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz