ROZDZIAŁ TRZYNASTY

428 15 15
                                    



Przecieram oczy i mrużę je, kiedy widzę jak jasno jest w pokoju. Jest przyjemnie, choć to zapewne za sprawą klimatyzacji. Nie jest mi jednak ani za zimno ani za ciepło. Jedynie słońce wkrada się przez nieprzysłonięte zasłony, które teraz rozsunięte na boki opadają falami na mahoniową podłogę. Mam ochotę dalej iść spać ale rzuca mi się w oczy godzina i stwierdzam, że jest już dość późno jak na mnie.

Wyspałam się. Mimo tego, że w środku nocy budziłam się parę razy i sprawdzałam, czy Wiktor wciąż przy mnie jest. Wtulałam się w niego i znów zasypiałam, żałując, że nie mogę odpocząć z otwartymi oczami, byleby tylko cały czas na niego patrzeć. Nawet nie wiem kiedy mi uciekł. Duże, małżeńskie łóżko w jego sypialni jest w połowie puste, kiedy przeciągam się i ziewam. Pewnie znów wyszedł rano załatwiać sprawy. Szkoda, bo to mój ostatni dzień wolnego. Ten weekend planuję spędzić w moim mieszkaniu, które ostatnio totalnie zaniedbałam. Nie mogę wiecznie przesiadywać u Wiktora, mimo że tu czuję się najbezpieczniej.

Bawię się telefonem, jednak odrzucam go w bok, kiedy drzwi do sypialni się uchylają. A jednak. Już myślałam, że tak bez słowa mnie zostawił. Uśmiecham się do Wiktora, który staje w progu i przeciągam ponownie.

Nie powinnam była się uśmiechać i zachowywać w ten sposób. Wciąż jestem zła i coraz mniej mu ufam ale nie umiem tak bardzo się gniewać. Nie, kiedy on stoi przede mną w samych bokserkach, a jego ciało błyszczy od wody. Jest jeszcze trochę mokry, ma wilgotne włosy i doprowadza mnie do białej gorączki, kiedy tak wygląda. Lustruję jego ciało wzrokiem. Ma idealnie rozbudowane barki, jego klatka piersiowa jest umięśniona, brzuch zresztą też. Bokserki ma spuszczone tak nisko, że widzę układające się w literkę V na dole jego brzucha. Zaciskam nogi i chyba się ślinię. O matko.

Wiktor kręci głową i uśmiecha się półgębkiem, po czym ignoruje mnie i idzie do okna, żeby je zasłonić. Gdyby tego było mało, to gdy się odwraca stwierdzam, że plecy ma jeszcze piękniejsze. Pięknie wyrzeźbione, duże i rozbudowane. Znam już na pamięć wszystkie konstelacje z pieprzyków na jego skórze i ciągnę po nich wzrokiem aż do samego dołu. Oblizuję usta, widząc dwa dołeczki na samym dole jego pleców i uświadamiam sobie, że Wiktor ma w sobie wszystko co mogłoby mnie kręcić w mężczyźnie.

— Ślinisz się — rzuca i odwraca się gwałtownie, a ja zamieram.

Oblizuję usta i dopiero teraz patrzę prosto w jego oczy. To przerażające, że gdy posyła mi takie spojrzenie to mam ochotę zrobić dla niego wszystko. Wszystko co mi każe.

— Chodź tutaj, kotek — mówię i wystawiam ku niemu dłoń.

— Kotek? — Powtarza i prycha cicho.

— Nie mogę mówić do ciebie ciągle Wiktor. Czasem jesteś na to zbyt słodki.

Chwyta moją dłoń w swoją, a materac ugina się pod jego ciężarem. Nachyla się nade mną i zastyga w takiej pozycji. Nie mogę powstrzymać się od spuszczenia wzroku w dół i zlustrowania jego mięśni. Łapie mnie za brodę i przytrzymuje moją twarz w pozycji prostej, żeby patrzeć w moje oczy. Chcę go pocałować, więc wyciągam głowę w górę i marzę o zetknięciu się z jego ustami. Wiktor jednak ode mnie ucieka. Łapię go za gumkę od bokserek i przytrzymuję, zaraz delikatnie ją zsuwając.

— Możesz rozebrać mnie jako pierwszy — szepczę cicho i oblizuję usta.

Wiktor bierze głęboki wdech i patrzy na moje palce wkradające się pod materiał jego bokserek. Łapie mnie za dłoń i zabiera ją, a ja nic nie rozumiem.

— Poczekaj chwilę.

Mówi to i schodzi z łóżka, a ja odprowadzam go wzrokiem do wyjścia. Zaciskam nogi, bo zostawił mnie w naprawdę złym stanie i lekko unoszę się do góry. Na szczęście za sekundę Wiktor wraca i widzę, że dzierży w dłoni jakieś małe pudełeczko. Zaraz jednak spuszczam wzrok na zdecydowanie zbyt imponujący rozmiar w jego bokserkach.

Lazur Twoich oczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz