11

217 7 1
                                    

- Dobra, ale za piątkę z matmy. - postawiłem warunek.

Ten się tylko zgodził i poszedł do pracy. Ja i Kluska postanowiliśmy, że jeszcze wstąpimy szybko do sklepu.

- Wiesz, że zgodziłeś się na randkę? - zapytała, gdy brałem energetyka z lodówki.

- Nie powiedział, że to randka. - odpowiedziałem zastanawiając się nad drugim energetykiem.

- Ty jesteś głupi, czy głupi? - chyba straciła wiarę we mnie.

- Ani tego, ani tego u mnie nie stwierdzili. - wzruszyłem ramionami postanawiając, że jedna puszka energetyka mi całkowicie wystarcza.

- Czyli idiotycznie głupi. - ruszyła do kasy.

- O co ci chodzi? Tak, wiem. Zaprosił mnie na randkę, ale halo. Do koni. - powiedziałem, dając puszkę kasjerowi. - Przecież wiesz, że przy tych zwierzętach on będzie dla mnie gówno warty. - powiedziałem dając, mężczyźnie za ladą, pieniądze i odbierając mój napój.

- Acha... Czyli mimo wiedzy, że osoba, której nie lubisz, zaprasza cię na randkę masz to gdzieś, ze względu na konie? - wyszliśmy ze sklepu.

- Dokładnie. I po pierwsze, dzwonek mamy za osiem minut. - schowałem puszkę do plecaka. - Po drugie, możesz przestać mówić randka? To słowo zaczyna mnie wkurzać.

- Dobra... - przewróciła oczami.


Siedziałem w ławce, nudząc się na historii. Nic nie rozumiałem, czułem się jakby nauczyciel mówił jakimś innym, nie znanym mi językiem. Mimo to mam same dobre oceny. Nie, nie dlatego, że nauczycielem jest mój ojciec. Siedzę z mądralą, który nie zauważa, gdy od niego ściągam. 

Zaraz miał być dzwonek, czyli coś czego, jak zawsze wyczekuję najbardziej. Ale teraz najbardziej, bo idę na obiad z Vladdy Daddy i Kluską. Pewnie dojdzie do nas Marchti ze swoim chłopakiem. I się nie da zjeść w spokoju. 

- Możecie się spakować. Nicholas zostaje. - miałem to gdzieś, bo myślałem o pysznym szkolnym obiedzie. 

Wszyscy zaczęli się pakować, a ja siedziałem oparty o ścianę. Spakowałem się od razu gdy tata powiedział, że nie będziemy już nic pisać. Czekałem na dzwonek, a czas jak na złość się wydłużał.

Położyłem się na ławce, czekając na uwagę od nauczyciela. Otrzymałem ją niemal od razu. Podniosłem się i ponownie oparłem się o ścianę. Miałem zamknięte oczy, więc nie widziałem debilizmu, który odprawiała klasa. Niestety słyszałem, bo przecież nie można słuchać muzyki w szkole. 


Byłem na obiedzie. Gadaliśmy właśnie o jutrzejszej kartkówce z matematyki. 

- Umiecie coś? - zapytałem nadziewając kotleta na widelec. 

- A jak myślisz? - zapytał retorycznie Wróbel. 

- Nic. Absolutnie nic. - ugryzłem coś co ma czelność nazywać się zjadliwym. 

- Nick... Bo nikt nie umie na tą kartkówkę. Mógłbyś poprosić pana o przełożenie... - nagle pojawił się Karzeł. A za nim Fanek i Rudy. 

- Mordo, nie znaczy nie. Możesz mnie błagać a i tak tego nie zrobię. - wytłumaczyłem i wziąłem do ust buraki. Całkiem niezłe.

- Kupimy ci książki i coś dla koni. - powiedział Fanek. 

- Mhm... Nadal nie przekonujecie. - miałem ich dość.

Spojrzeli na mnie błagalnie. Sam dobrze wiem jaką mam władzę, ale nie mam zamiaru wykorzystywać jej.

- Będziemy musieli sami to zrobić. - stwierdził Fanek.

- Brawo geniuszu. - powiedziałem i wstałem z talerzem.

Vladdy Daddy spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym wszystko. Szybko poszedłem i odłożyłem talerz, po czym wróciłem i usiadłem na miejsce. Chłopaków już nie było. Było mi z tego powodu bardzo dobrze.

- A dla mnie chociaż? - zapytała Vladdy Daddy. Nie mogłem jej odmówić.

Następny dzień, godzina przed matematyką. Wszyscy przez cały dzień byli dla mnie bardzo mili. Nie było to dla mnie dziwne, ale wkurwiające. Jakby miło, że nosili mój plecak, ale niemiłe jest to, że nie rozumieją słowa "nie". 

Idioci...






Nie bić, proszę... 

I Tak Cię Nienawidzę | Boy x BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz