19

945 43 68
                                    

Za ścianą stała Japonia, która zapewne śledziła nas przez cały ten czas. Nadszedł mój koniec.

Dziewczyna podeszła do mnie, zawalając mnie pytaniami dotyczącymi mnie i nowej dziewczyny z klasy.

-jak randka? Kochasz ją? Odwzajemnia to? Nie jesteś gejem? Nie jest ona lesbijką? Skąd masz pewność? - dziewczyna nie przestawała pytać

-Japonia, śledziłaś nas? - stałem w szoku

-no, może... - dziewczyna się zaśmiała.

-jak mogłaś... I widziałaś to wszystko..

-tak. Jesteście słodką parą~

-przestań - uderzyłem ją lekko

-ał! dobra, dobra...

Pov. Polska

Usłyszałem pukanie do drzwi.

-wiesz co... - usłyszałem Węgra - przepraszam za to, że cię ignorowałem. Powinienem ci wcześniej o tym powiedzieć, ale wyszło tak niespodziewanie...

Ta...

Otworzyłem mu drzwi.

-czego chcesz? - spytałem się.

-spędzić trochę czasu ze swoim bratem - uśmiechnął się, jak za dawnych czasów.

-spędzić trochę czasu? Dokładniej?

-nie wiem - odpowiedział - możemy pograć w minecraft, wyjść gdzieś, zaprosić kogoś, np. Czecha lub Niemca

-to wolę już wyjść. Możemy iść na pizzę w sumie

-no dobra - zgodził się - składamy się na pół. Idę po pieniądze - i wyszedł.

Wyjąłem z szafy bluzę i włożyłem ją na siebie, a następnie włożyłem pieniądze do kieszeni. Tak, jak zwykle.

-jestem - w moim pokoju zjawił się mój brat - chodź.

Otworzyłem drzwi i zaczęliśmy się kierować w stronę miasta. Do naszej ulubionej pizzerii. Mają dobrą pizzę, a jednocześnie przystępne ceny. Nawet po inflacji.

Dawno nie byliśmy tu razem.

Gdy szliśmy, usłyszałem znajomy mi śmiech... Rozejrzałem się po okolicy. Obok drzewa stał Lichtenstein, z kimś... Chyba tym "Luksemburg'iem", nie jestem pewny. Wydawali się szczęśliwi razem... A tak w ogóle, to Lichtenstein nie miał czasem zakazu spotykania się z Luksemburg'iem?

Przyspieszyłem trochę. Nie chcę teraz mieć kontaktu z rodziną mieszkającą obok mnie.

Nagle przypomniało mi się, że jutro mam się spotkać z Litwą. Nasze spotkanie i tak już się przełożyło, więc lepiej, abym pamiętał... Tyle lat jej nie widziałem..

-ej, tutaj - Węgry uderzył mnie w ramie. Faktycznie... Zamyśliłem się.

Wszedliśmy do środka i wybraliśmy pizzę, składając się na pół. Spędziliśmy ten dzień tak, jak kiedyś...

***

-ej, bo zbliża się 19 - zaczął Węgry - ja muszę jeszcze się jutro z kimś spotkać...

-austria? - spytałem się wprost wiedząc, że nie pomyle się.

-no... Tak - podrapał się po głowę - będziemy się już zbierać? Poza tym najadłem się, nie dam już rady...

-naprawdę? Myślałem, że zjesz ostatni... Nie zjem tego - odpowiedziałem.

Zawsze był problem z dojedzeniem ostatniego kawałka.

Nie mając wyjścia zanieśliśmy talerz z tym kawałkiem.

-może chcielibyście opakowanie na wynos? Jest darmowe - usłyszałem głos, jak się okazało, pracownika.

Od kiedy mają opakowania na wynos do pizzy?

Zgodziliśmy się i dostaliśmy jedno opakowanie wykonane z kartonu kształcie trójkąta. Kawałek pasował idealnie. Podziękowaliśmy i wyszliśmy.

Nagle Węgry zaczął się śmiać.

-co? Zauważyłeś coś? - spytałem się

-nie - odpowiedział ledwo powstrzymując się od śmiechu - przypomniało mi się coś...

-co?

-pamiętasz, jak mieliśmy około siedem lat? Szliśmy raz na wesele kogoś i nie mogliśmy się pobrudzić. A ty wtedy niespodziewanie... - przerwał.

-dobra, nie musisz mówić nic więcej - odpowiedziałem zażenowany swoim zachowaniem sprzed lat, gdy przypomniała mi się opowiedziana przez niego sytuacja.

Tak. Potknąłem się na kamień i wywaliłem się akurat na odchody psa, brudząc drugie spodnie i buty. Ojciec był zły... Ale miałem wtedy siedem lat... Dlaczego?

Idąc pomiędzy zielonymi listkami trawy, "krzaczorami" tworzącymi coś, co zwane jest żywopłotem i chodnikiem z kostki brukowej zauważyłem kogoś, kogo nie chciałem widzieć.

Niemcy.

-chodź szybciej - szepnąłem do Węgra.

-co? - spytał się - goni nas ktoś?

-nie. Po prostu w pobliżu jest ktoś, kogo nie chce teraz widzieć.... I tak już za późno.

Na moje nieszczęście Niemcy musiał nas zauważyć i do nas podszedł.

-hej - przywitał się - co robicie o tej porze? Ciemno już

Faktycznie, jak na listopad dość wcześnie zrobiło się ciemno.

-hej stary - przywitał się Węgry jakby nigdy nic - a co ty tu robisz?

-jaaa... Przyszedłem po lichtenstein'a - odpowiedział chłopak

-to nie przyszedł z tobą? - zdziwiłem się.

-nie - odpowiedział normalnie - uciekł z domu.

-uciekł? - spytał się Węgry - i twój ojciec się nie dowiedział?

-nie. Kryłem go, nie chcę, by wpadł w kłopoty.

-ale wiesz, że jak będziesz mu pozwalać na wszystko, to wrośnie za przeproszeniem na gówniarza, który niczego nie szanuje i myśli, że wszystko mu wolno? - odpowiedziałem. Co jak co, ale to prawda.

-wiem, ale... - zamyślił się - właśnie. A co wy tu robicie?

-byłem z Węgrem na pizzy - odpowiedziałem.

-chyba w pizzerii* - mój brat mnie poprawił. Odpowiedziałem "zamknij się". Mam dość jego "poprawiania" mnie. Niemcy się zaśmiał.

-pojdziemy razem? - zaproponował.

-jasne - Węgry się zgodził, a ja nie miałem nic do gadania. Zobaczyliśmy Lichtenstein'a i podeszliśmy do niego

-chodź! - krzyknął Niemcy. Zdezorientowany lichtenstein odwrócił się w stronę dźwięku i ujrzał... Swojego starszego brata (wow, nikt się nie spodziewał)

-już? Tak w ogóle nikt miał o tym nie wiedzieć - podszedł do nas

-oni nie wyglądają - zapewnił Niemcy - chodź do domu

Lichtenstein pożegnał się z Luksemburg'iem, i zaczął iść z nami w stronę domu.

***

Przepraszam was za długą przerwę, ale nie miałam chęci do pisania, a poza tym nauka...

nieznajomy ° gerpolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz