6

1.2K 47 124
                                    

Pov. Niemcy

Dziś sobota. Ojciec cały od rana chodzi zdenerwowany, wyzywając Lichtenstein'a pod nosem.

-Nosz... Zadzwoń do niego jeszcze raz, gówniarz nie będzie rządził!! - usłyszałem krzyk ojca. Kiwnąłem głową na 'tak', i udałem się do swojego pokoju na górze po telefon. Dzwoniłem do niego godzinę temu. To nic nie da. A jeśli nie uciekł, tylko ktoś go porwał?

Mając głowę zapełnioną złymi myślami spojrzałem na biurko, i ujrzałem szukane urządzenie. Wziąłem je do ręki i wybrałem odpowiedni numer. Siedziałem na łóżku, patrząc się w sufit. Gdy już traciłem nadzieję, nagle usłyszałem sygnał. Odebrał. Jednak zanim zdążyłem się odezwać, usłyszałem jego głos:

-Ciszej, nie mów nikomu o naszej rozmowie. Jesteś sam?

-nie - odpowiedziałem - w pokoju. Ojciec-

-wyjdź na dwór i oddzwoń - rozłączył się. Tak, jak powiedział, wyszedłem na dwór tłumacząc się, że muszę iść do psa, i usiadłem na plastikowym krześle obok dużego drzewa znajdującego się na moim podwórzu. Zadzwoniłem. Po krótkim czasie odebrał.

-LICHTENSTEIN, co to ma znaczyć????!!! - zacząłem od razu. Nastała chwila ciszy, lecz po chwili znów się odezwał. Jego głos był pełny spokoju, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ma przesrane.

-Jestem bezpieczny, nie martw się. Jestem z kolegą z klasy w domku na drzewie na łące! Jest super! Przyjdziesz? Tylko nie mów nikomu

-...

On sobie chyba żarty robi.

-no i jak? - młodszy wyczekiwał odpowiedzi

-Lichtenstein, nawet nie wiesz, jak bardzo masz przesrane. Jak ojciec cię zobaczy, to rozerwie cię na kawałki. Zapomniałeś, jaki on potrafi być, gdy coś go zdenerwuje?

-no... - usłyszałem odpowiedź

-wracaj w tej chwili, albo znajdę ciebie i sam się ciebie pozbędę.

-mam dość tych ograniczeń. Nie pozwalasz mi grać w gry, sam też ze mną nie spędzisz czasu. Z Luksemburg'iem jest mi lepiej.

-a jak ci zabraknie pieniędzy? A jak rozładuje ci się telefon? - kontynuowałem bezsensowną rozmowę

-nudziarz z ciebie - odpowiedział i się rozłączył. To tak zamierza grać?

Zdenerwowany wbrew temu, co gadał, poszedłem do domu przekazać ojcu to, co powiedział. Wiadomość ta jeszcze bardziej podsyciła gniew ojca.

-już ja mu dam... - wściekłe powiedział pod nosem

U nas w rodzinie nie ma miejsca na wygłupy. Nie ma miejsca na żadne "akcje" typu bycie innej orientacji, chorowanie na depresję, uciekanie z domu, pobicie kogoś. Wszystko musi być normalnie. Przynajmniej dla ludzi z zewnątrz, by nie zepsuć naszej reputacji. A szczególnie reputacji ojca.

-powtórzysz mi nazwę tego jego "kolegi"? - znów usłyszałem coś od Rzeszy.

-Luksemburg - odpowiedziałem prosto.

-luksemburg... - zamyślił się - Luksemburg! Dzieciak z sąsiedztwa, ma bogatych rodziców, zmyśla, aby manipulować innymi, i ucieka z domu.

-skąd o tym wiesz? - spytałem się niepewnie

-nie ważne - odpowiedział - weź Austrię i idź znajdź go, może jest gdzieś w okolicy. Weźcie tego psa, może na coś się przyda, w co wątpię.

-dobrze - odpowiedziałem i skierowałem się w stronę schodów, zawołać Austrię. Po chwili mój brat zszedł ze schodów. Opowiedziałem mu wszystko, co uważałem za potrzebne, i wołając psa, wyszliśmy z podwórza.

nieznajomy ° gerpolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz