30

26 3 0
                                    

Kilka tygodni minęło powoli i naturalnie, powodując ogólne zdziwienie, że wszystko zaczęło się tak niecierpliwie wlec.

Youngjae podawał herbatę jak zadowolony z siebie gospodarz. Specjalnie wyręczył w tym pomoc domową, aby osobiście rozpieścić przyjaciół i choć na chwilę odpocząć i zapomnieć o pracy. Tego wieczoru miał tylko trzy kubki, ale nie musiał już kurczowo trzymać wszystkich przy sobie; okolica w końcu zrobiła się bezpieczna, a mieszkając wspólnie spędzali razem wystarczająco dużo czasu by rozejść się w swoje strony. Potrzenowali tego w szczególności Wonpil i BamBam, dość prędko łapiąc nić porozumienia na początek przyjaźni.

Coś natomiast dręczyło Youngjae. Nie pamiętał kiedy ostatni raz wziął urlop i od miesięcy jego myśli zapełniały wyłącznie badania, a w trakcie spełniania największego ze swoich planów myślał tylko o jednym. Zupełnie tak jak jego kariera się zaczęła, teraz również skupiał się wyłącznie na Jacksonie.

Wspólnie z Markiem zdecydowali, że jest za wcześnie na wdrażanie testów, a nawet gdyby nie było, jeszcze na jakiś czas chcieli pozostawić wszystko bez zmian. Jackson nie wiedział jak to jest czuć wiele ludzkich odruchów, części z nich bowiem nie zdążył nawet doświadczyć — Mark natomiast zapominał o tym i z sentymentalnym przemyśleniem zaczynał za tym tęsknić.

— Nie chcę psuć takiej przyjemnej chwili — zaczął Youngjae biorąc oddech.

— To jej nie psuj — poprosił Jackson.

Jego głos był łagodny, a intencja szczera. Wystawił jedną rękę przed siebie, a drugą objął kanapę za plecami Marka. Odrzucił głowę do tyłu jakby jechał samochodem z otwartymi szybami, aż Mark zaśmiał się serdecznie na jego gest rozluźnienia.

— Nie będzie lepszego momentu — uznał Youngjae z politowaniem. — Zawsze może być lepiej, prawda? Więc wolałbym mieć to już za sobą. Mam wyniki twoich badań.

Zgodnie z podejrzeniem Youngjae, Jackson wolał tego nie słyszeć. Po przesłuchaniu Jaebeoma powoli wracał do siebie ze swoim wampirzym zdrowiem i jego medycznym wsparciem, ale mimo to wiedział, że zyskał obrażenia, których może nigdy do końca nie wyleczyć. Przymknął oczy jakby nie chciał tam być, aż Mark musiał delikatnie trącić go łokciem. Wrócił świadomością z takim wywróceniem oczami jakby faktycznie zmartwychwstawał.

— Zastanawiałem się nad przeszczepem dla ciebie albo sztuczną skórą żeby połączyć ci nerwy w poparzonych tkankach — podjął Youngjae. Wydawało się, że będzie rozmawiał wyłącznie z Markiem, ale nie potrafił się na niego złościć. Po czymś, co przeżył, sam nie chciałby już mieć nic wspólnego z lekarzami. — Ale nigdy nie przeprowadzałem operacji na wampirach, moi koledzy również nie. Jak mógłbym oddać cię anestezjologom jeśli nie można monitorować twojego tętna? Obawiam się, że nie odzyskasz czucia tam, gdzie Jaebeom zranił cię najdotkliwiej.

Dla Jacksona nie był to wcale szok. Przewidział, że tak będzie, a w czasie walki był nawet gotów oddać swoje życie, więc kiedy udało mu się przeżyć, nie do końca wiedział co robić dalej. Uszkodzone przez srebro połączenia nerwowe były małą ceną za zwycięstwo. Mark natomiast znacznie przygasł, jakby posmutniał i skurczył się w sobie. Jackson zauważył to i złapał go za ramiona, aby spojrzał mu w oczy.

— Mark, to nie twoja wina — rzekł poważnie. Youngjae znów zakłopotał się jakby im przeszkadzał. — Zrobiłeś, co mogłeś. Sam się w to wmieszałem, sam na siebie to ściągnąłem. I niczego nie żałuję. Poza tym, to tylko kilka oparzeń i brzydkich blizn. Twarz dalej mam przystojną.

Youngjae faktycznie chciał bez słowa wyjść i dać im chwilę dla siebie, ale kiedy przechodził obok, niespodziewanie Mark złapał go za rękaw.

— Dziękuję ci za wszystko co dla nas zrobiłeś — zaczął, patrząc w górę na twarz Youngjae niemal jak w niebo.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz