12

89 10 2
                                    

Przystosowanie się do nowych warunków, strefy czasowej i nawet niewygodnych materacy zajęło im kilka dni. BamBam spał w salonie, Mark z Jacksonem zajęli sypialnię. Kiedy mieli już pewność, że okolica nie zmieniła się i wydaje się bezpieczna, Jackson postanowił odwiedzić swojego starego przyjaciela i przedstawić mu dwóch nowych.

Doktor Choi z kolei nie mógł narzekać na warunki. W jego domu musiało pomieścić się laboratorium i gabinet, a oprócz tego miał mnóstwo przestrzeni dla siebie. Automatyczna brama wpuściła ich do środka, bo Jackson wiedział, że właściciel posiadłości ucieszy się z tej wizyty. Od razu w oczy rzuciło im się ogromne podwórko.

— Tak kiedyś mieszkałem — niemal zapłakał BamBam z żalem wyglądając przez okno.

Młody mężczyzna niemal od razu wyszedł im na powitanie, wymieniając radosny uścisk z Jacksonem. Markowi i BamBamowi skinął głową.

— Długo się nie widzieliśmy, Youngjae — dodał Jackson. — Wybacz, że nie powiedziałem wcześniej, ale sytuacja mnie do tego zmusiła. To moi przyjaciele.

Youngjae spojrzał na nich ponownie, a w jego oczach było coś w rodzaju serdecznego zaskoczenia. Prędko wpuścił ich do środka, gdzie zajęli miejsca w pokoju obok gabinetu. Luksus kapał nawet w pomieszczeniu sanitarnym. Krzątał się nerwowo i natychmiast poprosił kogoś z pracowników o ugoszczenie ich.

Nie mieli czasu na wspominanie ani luźne rozmowy.

— Ten pan jest ścigany przez innych łowców wampirów — wytłumaczył Jackson, wskazując na Marka kciukiem. — Wylali go z roboty, bo mi pomagał. A BamBam od tygodnia uczy się jak mówić po koreańsku i być wampirem.

— I nic z nim nie zrobiłeś?

Youngjae od razu poderwał się na równe nogi, podchodząc do Tajlandczyka. Skóra bladła mu coraz bardziej, tak że nie przypominał dłużej dawnego siebie. Kły miał jeszcze tępe i do tego nie potrafił panować nad zmysłami. Jego serce wciąż biło, choć tętno spadało. Nadal potrzebował zwyczajnego snu aby zebrać energię.

W przeciwieństwie do Jacksona, który dorastał jako wampir i był nim od prawie piętnastu lat (co nadal dla długowiecznego wampira było krótkim okresem), BamBam miał jeszcze mnóstwo człowieczeństwa w sobie. Jackson nie potrzebował już snu, miał ledwie wyczuwalne tętno i oddech. Praktycznie nie żył.

— Niesamowite — mruknął Youngjae do siebie. — Mogę z tobą porozmawiać w gabinecie? To bardzo mi się przyda do badań. Twoja grupa krwi? Jak przebiega mutacja? Daliście mu wodę kokosową?

— Jackson nie pozwala mu się odwodnić — odparł Mark ze śmiechem.

— A zew krwi? Pojawił się?

— Nie i raczej go nie planujemy — odrzekł Jackson poważniej. Mark potaknął, a BamBam średnio rozumiał o czym mowa, dlatego zagadnął o to Marka.

— Zew krwi pojawia się często na początku mutacji, ale nie zawsze — uświadomił go. — No wiesz, twój organizm świruje, bo dzieje się z nim coś nowego, więc ma ochotę spróbować do czego jest zdolny. Występuje albo na samym początku, albo kiedy odstawisz wodę kokosową i się wymęczysz, albo kiedy zamiast niej pijesz prawdziwą krew.

— Jest strasznie uzależniająca — dodał Jackson ponuro, coś wspominając. — Jeśli złapie cię zew krwi w takiej sytuacji, to prawie niemożliwe się go pozbyć. Przynajmniej nie w żaden naturalny sposób.

— Od tego są leki jeśli nie chcesz masakry w mieście. —  Youngjae wyraził się kolokwialnie, naśladując ton Jacksona. — Pracuję nad nimi od lat z ojcem, ale chcę czegoś więcej. Udało mi się zahamować objawy. Myślę, że jestem bliski całkowitego usunięcia mutacji. Możemy porozmawiać?

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz