22

42 6 0
                                    

Ustalania musiały pójść krok dalej gdy Mark ściskał list jakby był jakimś niebezpiecznym ptakiem, gotowym wydrapać im wszystkim oczy gdy tylko rozluźni uścisk.

Jackson usiadł obok niego, opierając się na kanapie i w geście otuchy położył mu dłoń na łopatkach. BamBam sztywno siedział w fotelu, analizując wszystko po cichu, co nie podobało się żadnemu z nich, ale mieli wtedy większe zmartwienia. Natomiast Youngjae spacerował po salonie aby zebrać myśli.

- Jeśli wiedzą, że tu jesteśmy, nie będziecie bezpieczni - wypalił Mark. - Może nie zabiją Youngjae, ale BamBama nie obejmuje ochrona zawodowa. Poza tym to nie przeszkodzi im w ewentualnym wzięciu zakładników i torturowaniu.

- Myślisz, że posunęliby się aż tak daleko? - zagadnął Jackson. Beznamiętnie gładził materiał jego ubrania, niemal wzdrygając się na odważne stwierdzenie.

- Musimy być gotowi na wszystko - założył stanowczo. - Znam swojego szefa. Nie zawaha się przed niczym. Powinniśmy się wyprowadzić.

- Mamy znowu uciekać? - Zawód w głosie najmłodszego zwrócił nawet uwagę doktora Choi.

- Moje poprzednie mieszkanie nie będzie bezpieczne - uznał Jackson, nie patrząc na nikogo. - Jeśli chcemy wyjechać, musimy znaleźć nowe miejsce.

- Przecież oni nie szukają mnie - wtrącił BamBam tonem pełnym żałości. - Jeśli nie będę przy was, to nie powinienem być w niebezpieczeństwie, prawda?

- Och, na litość boską, przestańcie - podjął Youngjae konkretnie. - Nikt się nigdzie nie wybiera. Szef chce się z tobą dogadać, prawda? Nie sądzisz, że to trochę podejrzane? Nie wie, że jesteś wampirem, więc dlaczego z całego wachlarza szantażu wybrał sobie tylko anulowanie przysięgi posłuszeństwa? Zastanów się, Mark. Może go nie znam osobiście, ale coś mi tu nie pasuje. Nie ścigałby cię aż do Korei tylko po to, żeby cię zwolnić. Poza tym przypominam ci, że dopiero co wypowiedział wam wojnę. Więc albo ktoś jemu siedzi na ogonie i chce sobie oczyścić otoczenie, albo dowiedział się o waszym epizodzie w klubie.

Cała trójka skamieniała na wyrzuty Youngjae, ale niezaprzeczalnie trafił do każdego z nich swoją bezpośrednością. Jaebeom nagle zmienił zdanie, a więc musiał się kryć za tym jakiś powód. Mark powoli pokiwał głową, dokonując już w myślach wyboru. Jackson nie odezwał się, mierząc się ze wszystkimi dotychczasowymi lękami i zmartwieniami dotyczącymi wyjazdu. Dobrze wiedział, że uciekając do Korei nic nie będzie łatwe i teraz gotów był podjąć własne ryzyko aby ochronić Marka. Zależało mu na nim już nie tylko jak na przypadkowym chłopaku zamieszanym w coś większego, tak jak miało to miejsce w Ameryce, ale naprawdę traktował go jak rodzinę.


Nad ranem pozwolili Youngjae chwilę się przespać, wiedząc już, że czeka ich długi dzień. Jackson zniknął na kilka godzin aby skontaktować się z Sungjinem i ponownie prosić go o pomoc, jak zakładała przysięga. Stwierdzili, że wyjadą choć na kilka dni aby obserwować ruchy Jaebeoma i zrobią to z najdogodniejszego miejsca - klasztoru jednego z kleryków związanych z badaniami nad mutacją. Mark w tym czasie pakował ich rzeczy i ponownie mundurował się, wracając myślami do czasów, gdy spał ze srebrnym nożem pod poduszką. Teraz było to zbyt niebezpieczne, podobnie jak przeładowywanie srebrnych kul, ale skórzana pochwa miała na stałe zawisnąć przy jego pasie - dla ochrony.

Chociaż dzień pełen był zamieszania i ciągłego napięcia, minął szybko. Po zmierzchu Youngjae skierował się wraz z nimi do wspomnianego duchownego, dbając o to aby nikt nie zwrócił na nich uwagi. Mark czuł się jakby jechał na swoją własną egzekucję, dlatego Jackson nie zdejmował dłoni z jego kolana w dodającym otuchy geście. BamBam, jak miał w zwyczaju, zwracał uwagę na inne rzeczy.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz