24

45 5 0
                                    

Od tamtej chwili rozpoczął się wyścig z czasem.

Do Sungjina przybyli później niż planowali, choć przecież podróż metrem trwała tyle samo. Odpowiadając za siebie nawzajem jakoś dotrwali do tylnego wejścia klubu, witając gospodarza jedynie pochmurnymi spojrzeniami. Yugyeom posłusznie zajął miejsce obok niego, nie czekając na żadne wyjaśnienia.

Sungjin był zmartwiony, ale nic nie wskazywało aby był w jakikolwiek sposób zaskoczony.

- Chciałem was przed tym ostrzec - wyjaśnił zezłoszczony na siebie samego. - W tej sytuacji nie wiem już co mam robić. Nie chciałem aby Yugyeom wam wyjaśniał co się dzieje, bo sam nie wie wszystkiego żeby przypadkiem ktoś go nie porwał i nie skrzywił dla informacji. Sam nie mogłem jechać żeby nie zostawiać klubu pustego, a nie chciałem ryzykować pozostałych. A kiedy postanowiłem, że to wy odwiedzicie mnie, stało się to, przed czym miałem was ostrzec.

Sungjin tym zdaniem zakończył wstęp. Wstrzymał się z rozwinięciem myśli, mierząc krytycznie rany Marka i Jacksona, aż w końcu dostrzegł największą z nich, na łydce Wanga. Nie mógł też ukryć krwawych kącików ust, które natychmiast zdradziły co wydarzyło się w wagonie.

Rzucił mu pudełeczko tabletek od Youngjae i nalał szklankę wody kokosowej. Jackson doskonale wiedział, że jego przyjaciel jest lekarzem i posiada całą wiedzę swojego ojca, ale i tak nie był do końca pewny czy zwyczajne proszki będą w stanie powstrzymać coś tak podniosłego i nieludzkiego jak zew krwi. Nie mógł kwestionować umiejętności Youngjae tylko dlatego, że już raz mu pomógł w tej sytuacji.

- Nie będę tak siedzieć i czekać - wypalił.

Mark sam opatrywał sobie rany w kącie pokoju, ale w tej chwili podniósł na niego spojrzenie znad ramienia. Sungjin rozprostował delikatnie ramiona, wprawiając materiał długiej koszuli w poruszenie. Wszystko kojarzyło mu się teraz z mrokiem.

- Mogę znów spróbować transmutacji - podjął.

- Nie, nie możesz - zadecydował stanowczo Mark. Zazwyczaj unikający sporów Tuan teraz nie mógł znieść sprzeciwu, nawet jeśli buntownicza pustawa Jacksona wydawała się początkowo silna.

- Mark ma rację - poparł go Sungjin, zajmując pozycję. - Jesteście wycieńczeni walką. Zostałeś postrzelony srebrną kulą i udało ci się tu przyjść tylko dlatego, że dopływ świeżej krwi działa jak adrenalina. To nie jest pierwszy taki przypadek. Kilku moich znajomych zgłosiło mi, że wdali się w nieprzyjemne starcia z innymi, obcymi wampirami. To może się powtórzyć i będzie się powtarzać.

- Dlaczego nagle ktokolwiek miałby być przeciwko nam? - spytał Jackson z wyrzutem do świata. - Nic nikomu nie zrobiliśmy.

- Podejrzewam, że to może mieć coś wspólnego z waszym byłym znajomym - wtrącił Sungjin zanim zdążył zrobić to Mark. - Możliwe, że Jaebeom przekupił wampiry z tej okolicy aby zdobyć sojuszników do nieczystej walki.

- To by miało sens - uznał Mark, krzyżując ramiona aby ułatwić sobie dostęp do ran nad łokciem. - W Ameryce też miał dużo kontaktów i szybko został szefem agencji gdy poprzedni... Po prostu zniknął.

- Co masz na myśli mówiąc, że zniknął? - Tym razem wtrącił się Yugyeom.

Jackson spojrzał na niego tak, jakby właśnie sobie przypomniał o jego obecności. Sungjin podszedł kilka kroków bliżej, zastanawiając się co jego przyjaciel ma na myśli i starając się wyprzedzić jego tok rozumowania.

Mark dołączył do pozostałych, których spojrzenie przeniosło się z Yugyeoma.

- Kiedy mnie zwerbował, nie był jeszcze szefem - wyjaśnił. - Wtedy ktoś, kto był tak nisko postawiony jak ja nie miał kontaktów z szefem. Gdy awansowałem, już JB wszystkim zarządzał.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz