Do domu wrócili wypożyczonym samochodem, który Wang zostawił kilka ulic dalej. Długo się do siebie nie odzywali, chociaż próbowali to zrobić, ale za każdym razem kończyło się na gwałtownym wdechu i wzroku spuszczonym na kolana. Gdy Jackson zaparkował w końcu pod swoim mieszkaniem, zamknął drzwi od środka. Musieli to wyjaśnić.
— Mark...
— Nic nikomu nie powiem — wtrącił. — Obiecuję, że cię nie wydam. Masz słowo łowcy... i Marka Tuana — dodał, jakby Jackson miał uznać za puste obietnice agencji.
Jackson skinął tylko głową patrząc w przestrzeń, choć do powiedzenia miał jeszcze wiele. To nie był świeży wypadek. Nie był wampirem od wczoraj, ani od zeszłego tygodnia, ani nawet od zeszłego roku. Ten cholerny wirus tkwił w nim od lat, mutując jego komórki, sprawiwszy, że stał się przestępcą i podejrzanym wbrew swojej woli, choć przecież był niewinny.
A pracą Marka było takich ludzi wyszukiwać, rejestrować, obserwować, a często ścigać i zabierać przed sądy. Nigdy nie karał ich bezpośrednio, choć często zdarzały się polecenia unicestwienia. Prosty rozkaz. Ktoś znika bez śladu. Wkrótce ludzie zapominają. Idealny sposób sprzątania społeczeństwa.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — wypalili niemal w tym samym czasie. Mark oparł dłonie przed sobą, prawdopodobnie żeby ukryć ich drżenie, a Jackson wyjął głowę z między ramion. W milczeniu mierzyli wzrokiem tą komiczną scenę. Wampir i łowca wampirów. Zdobycz i myśliwy. Głód zemsty i głód pieniędzy, który jakoś dziwnie żadnego z nich nie dotyczył.
Jackson oparł się wygodniej na fotelu, jakby przygotowywał się do długiej rozmowy. Nie pierwszy raz ukrywał to, czego bał się najbardziej.
— Nie chciałem... Nie chciałem cię stracić, Mark. — To sekundowe zawahanie w głosie było tylko podkreśleniem jego słów. Nie bał się, że Mark uzna go za słabego czy naiwnego, bo nawet jeśli by się tak stało, nie było to ważne.
Mark zamilkł nie wiedząc, co dodać w tej sytuacji. Szok nadal się go trzymał, a na dodatek wisiała nad nim możliwość utraty pracy. W takim przypadku każda znajomość mogła być na wagę złota. W końcu odchrząknął, czując, że musi wytłumaczyć również swoje stanowisko.
— Ja bałem się, że uznasz mnie za dziwaka kiedy powiem ci, kim jestem — pocieszył go na swój sposób. — W pracy sami kazali mi udawać wampira, żebym mógł się z nimi bratać i łatwiej móc ich pojmać. Oni zawsze lubili się mnie trzymać. Ale ty jesteś inny. Ty jesteś dobry.
Jackson chciał mu przerwać i prosić aby nie rzucał pochopnych osądów, jednak nie powiedział tego na głos. Skomplikowana sytuacja przyniosła ciężką, namacalną atmosferę. Obu ścisnęło im to gardło. Choć wydawało się, że w swojej naturze nie powinni nigdy czuć strachu, teraz zaczynał obejmować ich oboje. W bardzo nieprzyjemny sposób poczuli, jak to jest tchórzyć.
— Zostaniesz dzisiaj u mnie na noc? Ž poprosił Jackson cichutko, przerywając milczenie i jakby chowając się w fotelu kierowcy; wcale nie wyglądał na groźnego krwiopijcę.
Bo Jackson nie był niebezpieczny. Nie chciał być wampirem, nie afiszował się tym, nie wykorzystywał umiejętności do złych celów. Jedyne, co zrobił złego, to pobił kobietę (którą swoją drogą pobić pozwolenie, a nawet nakaz miał Mark) w jego obronie.
Z przyjemnością oboje zrzucili kurtki w chłodnym mieszkaniu.
Gdyby Mark nie podpadł swojemu szefowi, byłoby prościej. Nadal miałby dobrze płatną pracę i nienaganną reputację, jednak teraz Jaebeom miał go na oku, a Jackson nie mógłby go kryć w nieskończoność. Zegar zaczął bardzo głośno tykać.
CZYTASZ
𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSON
أدب الهواةGdzie Mark jest łowcą wampirów, a Jackson lubi ryzyko. ¤ atticess 2018; poprawione w 2022 ¤ got7 (pobocznie day6) ¤ jackson wang x mark tuan ¤ vampire au; alcohol, curse words warning! Uwagi: Dawniej "When the sun goes down". Charaktery pos...