26

41 6 0
                                    

Wszystkie ich plany okazały się zgodne z prawdą kiedy po dziesiątej ktoś wszczął alarm w pobliżu szkoły.

Jackson, zniecierpliwiony spędzając ten czas w biurze Sungjina, wstał niemal od razu. Stary wampir nawet nie próbowałby go zatrzymywać, dlatego tylko kiwnął mu głową i jednym haustem skończył kieliszek z kradzioną krwią. Oblizał wargi jak na znak, że mogą wyruszać w drogę.

- Weźmiemy kogoś żeby pilnował tyły? - zaproponował.

- Lepiej nie, nie mamy wiele osób - odparł Jackson rzeczowo. Za pas schował zabezpieczony srebrny nóż i wyprzedzając Sungjina zbiegł po schodach na parking. - Gdzie jest Mark?

Z tego co było mu wiadomo, chciał wrócić do Youngjae, ale obiecał przed zmierzchem zjawić się z powrotem w klubie. Czas mijał, a jego nigdzie nie było widać, dlatego Jackson zmartwił się, że w teren będą musieli wyjść we dwójkę. Sungjin nie widział w tym żadnego problemu, piłujac sobie paznokcie i obracając w dłoniach kluczyki.

Nie ukrywał, że imię Marka dziwnie brzmiało mu w ustach. Nie potrafił objąć rozumem nadchodzącej walki, a co dopiero tego, że chłopak, przez którego wplątał się w to wszystko i przeniósł sobie wojnę do Korei, nie jest mu już kimś bliskim. Całkowicie ignorwał to, dobrze wiedząc, że w obliczu zagrożenia i tak wolałby ratować Marka niż siebie.

Zadaniem kilku osób w grupie było zwabić ludzi Jaebeoma w pobliże szkoły, a kiedy już się to uda, obiecali niezwłocznie dać sygnał. Jackson czuł jak ledwie wyczuwalne tętno zaczyna mu przyspieszać gdy zdał sobie sprawę z tego w jak poważnej sytuacji się znaleźli. Od budynku szkoły w warunkach, w jakich lekkomyślnie prowadził Sungjin, dzieliło ich raptem kilkanaście minut samochodem. Tylko tyle mieli na przygotowanie.

- Kiedy będziemy na miejscu, nie będę mógł zbliżyć się do budynku - przypomniał Sungjin. - Zostanę w cieniu i tam będę cię krył. Zyskasz w ten sposób przewagę.

Jackson powoli skinął głową, wpatrując się w drogę z większą dokładnością niż kierowca. Nie wiedzieli nic o ataku Jaebeoma, ile osób sprowadzi ani ile wampirów ma po swojej stronie. Nawet dojazd do szkoły nie gwarantował im od razu konfrontacji - możliwe, że pojedyncze osoby zjawiły się tam zupełnie przypadkiem, bo przecież oni także nie wiedzieli o planach przygotowawczych. Gdyby tak szybko zwabili Jaebeoma na miejsce, musiałby porzucić wszelkie dawne plany aby skupić się na zemście.

Pewne było tylko to, że jedyne wampiry jakie uda mu się przekonać pieniędzmi i krwią, będą w wieku Jacksona. Wszystkie tak wiekowe jak Sungjin nie dałyby się przekupić, a to oznaczało niedoświadczoną armię i przewagę.

Dojeżdżając na miejsce, żaden z nich nie czuł zupełnie nic; jakby spokój zawładnął ich umysłami jak przed burzą. Wszystkie pozostałe działania miały być tylko kwestią wyczucia kroków i dostosowania się z racji niewystarczającej liczby informacji. Jedyne na czym mogli polegać, to domysły.

Cisza zastała ich także na miejscu. Sungjin bezszelestnie zamknął za sobą drzwi, pozostawiając samochód z dala od szkoły. Na miejsce przeszli w cieniu lasu, w każdej chwili spodziewając się ataku. Jacksonowi wydawało się, że wyczuł niewyraźne pulsowanie w miejscu, w którym trzymał dłoń na ostrzu.

Postanowili rozdzielić się z Sungjinem. Bez słowa wykonał lekki gest aby wskazać mu drogę, a sam odszedł w przeciwnym kierunku. Każdy krok stawiał ostrożnie jakby miał go zdradzić i rozglądał się dookoła niemal bez poruszenia głową.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz