10

100 16 3
                                    

Przed południem Jackson wrócił z dwiema walizkami, torbą wypełnioną bronią i paczką z Subwaya.

— Co jest w środku? — zagadnął Mark, powoli podnosząc się do siadu. BamBam wciąż spał, dlatego co jakiś czas Mark musiał sprawdzić, czy jeszcze oddycha.

— Kanapki — odparł zaskoczony. Kiedy Mark ściągnął brwi z niedowierzaniem, uśmiechnął się głupio i wskazał na walizki. — Wszystko, co będzie nam potrzebne. Jest jeszcze trochę miejsca jeśli potrzebujesz zabrać coś więcej. Twoja broń też się przyda. Masz jeszcze srebrne naboje?

Mark mruknął twierdząco. Jeśli chodziło o broń, miał sporo srebra i innych śmiercionośnych przedmiotów, jednak nie potrafił zrozumieć jak Jackson zamierza to wszystko przewieźć ani dokąd właściwie uciekają.

Ich głośne rozmowy w końcu postawiły młodszego na nogi. Mark zaciągnął wcześniej zasłony, a oni przenieśli się do kuchni żeby zjeść śniadanie. Kiedy chwiejnym krokiem BamBam dołączył do nich, nie dało się określić, czy wygląda bardziej jak nastolatek na kacu, czy młody wampir. Oba te twory miały tak samo bladą skórę i przekrwione oczy.

— Kto to jest?

— To jest Jackson, pomoże ci zrozumieć co właściwie cię spotkało — wyjaśnił Mark, popijając kawę.

BamBam przetarł szyję dłonią, natrafiając na ślady ugryzienia. Wszystko w momencie do niego dotarło. Podszedł do Marka i z ciekawości złapał go za dłoń, na której nosił pierścionki. Odskoczył, dosłownie poparzony.

— Nie wierzysz nam? — Jackson uniósł brew.

— Nic nie rozumiem - burknął, siadając przy stole. — Byłem na imprezie. Znajomi kupowali mi drinki. Jak jakiś wampir mógł mnie zmolestować?

— Ile razy ci mówiłem, żebyś nosił szklankę przy sobie? — odgryzł się Mark, wiedząc, że jego przyjaciel dostał aż zbyt surową nauczkę. — Teraz mamy większe kłopoty. Jackson też jest wampirem. Ja jestem poszukiwany. Ty możesz zostać tutaj i narażać się na złapanie przez łowców albo uciekać z nami.

— Uciekać? — Jeśli to możliwe, BamBam zbladł jeszcze bardziej.

— Mam dobrych znajomych w Korei Południowej.

— W Korei? - Tym razem to Mark przejął pytający ton. Mógł spodziewać się wszystkiego, ale nie sądził, że Jackson wybierze kraj na drugim końcu świata.

Co prawda też znał tam kilka osób, jednak nie sądził, aby było to najbliższe bezpieczne miejsce. W zasadzie żadne takim nie było. Nawet jego szef pochodził z Korei i nie było możliwości aby nie miał tam kontaktów.

— To zawodowcy. Nikt nie ochroni nas tak dobrze jak oni. Poza tym, w Korei jest mnóstwo wampirów. Jeśli jesteś jednym z nich, to dla ciebie najbezpieczniejsze miejsce.

Mark i Jackson wymienili oczekujące spojrzenia, po czym przenieśli je na BamBama.

— Przecież zna mnie całe LA — odparł z wyrzutem. — Nigdy nie będę tutaj bezpieczeny. Zaraz koledzy Marka przyjadą pod mój dom.

Nie dało się ukryć, że miał rację. Tak wyglądał ten system. Teraz Mark nie mógłby chronić go drogą prawną, bo sam nie należał do agencji, a za jego głowę pewnie ktoś już wyznaczył dużą sumę - a jeśli nie zrobił tego jeszcze, to zrobi to kiedy minie termin stawienia się na rozprawie.

— Jak chcesz dostać się do Korei? — podjął znów Mark. — Ja jestem poszukiwany, BamBam jest znany, a ty, nienotowany wcześniej, jesteś przy nas po prostu dziwny. Jeszcze chcesz przewieźć całą torbę broni. Myślisz, że nie zatrzymają nas na bramkach?

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz