17

48 6 0
                                    

Dla Jacksona noc dopiero się zaczęła, ale wcale nie miał zamiaru z nikim rozmawiać ani nawet wychodzić z sypialni. Zamknął się tam kiedy Marka nie było w pobliżu, pogrążając się w przemyśleniach dotyczących realnie jego przyszłości i losu.

Markowi natomiast udało pozbyć się BamBama, który stwierdził, że poćwiczy kilka godzin sam. Nie mógł dłużej udawać, że nie widzi jak młodszy chłopak oddala się od niego, ale był to problem, który musiał zaczekać. Robiło się coraz później, dlatego aby nie tracić czasu wrócił do Youngjae. Zegary biologiczne całej czwórki dawno zostały zaburzone.

- Czego chciał Sungjin? - zagadnął po wejściu do gabinetu.

Youngjae przeglądał jakieś dokumenty na szklanym stole, uzupełnione świeżymi, odręcznymi notatkami. Stał nad nimi ze skrzyżowanymi dłońmi zupełnie jakby czekał, aż papiery przemówią.

- Wiesz, że ma ponad sto lat? - zagadnął pod wrażeniem.

Mark nie wiedział do końca jak na to zareagować, a ton Youngjae nic mu nie podpowiedział. Równie dobrze mógł wyrazić zachwyt, co przerażenie.

- Lampy go oślepiały - ciągnął Choi - a te do fototerapii raniły go prawie jak słońce. Fascynujące, prawda? W przypadku młodych wampirów pomagają im, a w połączeniu z syntetyczną witaminą D ułatwiają leczenie ran, ale spowalniają szkodliwe ludzkie procesy, choćby starzenia się. Natomiast na dorosłe, starsze wampiry mają przeciwne działanie i długotrwałe wykorzystanie może zrobić im krzywdę.

- Te obserwacje będą mieć jakieś zastosowanie? - zagadnął Mark, przeglądających wzrokiem niektóre z notatek.

- Wszystko co wiem na temat wampirów prędzej lub później się przydaje - odparł. - Ale współpraca z Sungjinem mogłaby dać nam coś więcej. Gdyby zgodził się na kilka badań, moje postępy w wynalezieniu leków poszłyby gwałtownie do przodu. To może być przełom. Poza tym rozmawiałem z ojcem. Stowarzyszenie, o którym mówił istnieje. Nie kłamał.

- A czego chciał w zamian?

Youngjae podszedł do sekretarzyka i wyjął z niego niewielkie pudełeczko z tabletkami.

- Mówił, że ma przyjaciela, który przechodzi na wegetarianizm - odparł, potrząsając pudełkiem. - Dlatego potrzebuje tego na zew krwi. Nie zapytałem Sungjina, czy on pije krew... - Youngjae dodał to jakby do siebie, ze smutkiem orientując się, że było to ważne pytanie.

- Myślisz, że on i jego znajomi zabijają? - Mark skrzyżował ramiona, mając już przed oczami mechanizmy wampirów, które w Ameryce łapał. Tam morderstwa jakoś przechodziły, głównie przez gangi, które i tak miały swoje porachunki w bogatych dzielnicach. W Korei natomiast takie morderstwa od razu zwróciłby czyjąś uwagę.

- Większość wampirów, które znam i nie są wegetarianami, okradały banki - wyjaśnił. - Ja na przykład mam kontakty i kiedy potrzebuję, dostaję krew do badań. Znałem też kilku takich, którzy mieli znajomych lekarzy czy chirurgów, więc czasami przemycali im coś ze szpitala. Korupcja jest wszędzie - skwitował.

- W Ameryce robili to trochę inaczej - odparł Mark powoli, wiedząc, że Youngjae rozumie co ma na myśli.

Youngjae jeszcze chwilę przyglądał się dokumentom kiedy nagle przerwał mu odgłos szybko zatrzaśniętych drzwi. Mark również podniósł głowę z irytacją, zastanawiając się co wywołało taki hałas. Miał już zamiar zwrócić uwagę któremuś z pozostałych domowników gdy echem poniosły się szybkie kroki i do gabinetu wpadł zaaferowany BamBam. Gdyby mógł, pewnie zbladłby jeszcze bardziej.

- Ktoś... Ktoś był na podwórku - wyharczał z przerażenia.

Youngjae posadził go na fotelu i wyjął butelkę wody kokosowej z sekretarzyka. W tej chwili nieprzekonany Mark podszedł do monitora aby sprawdzić podgląd kamer. Skrzyżował ramiona i odsunął się aby lepiej przyjrzeć się nagraniu.

Po chwili Youngjae dołączył do niego, kątem oka zerkając na ekran. Widzieli dokładnie BamBama, który zaczął trening wcześniej, ponieważ Jackson odpoczywał w sypialni. W pewnym momencie podejrzana sylwetka zjawiła się w rogu ekranu, a następnie lśniący przedmiot przeszył widok przez środek. Po tym BamBam od razu wbiegł do środka.

- Cofnij trochę - poprosił Youngjae, który dostrzegł coś, czego tamci dwaj nie widzieli.

Kiedy Mark zrobił jak mu powiedziano, mogli dostrzec niewielki zarys, plamę, może cień przed pojawieniem się sylwetki. Przedmiot, którym rzucał, wcale nie miał trafić w BamBama - miał tylko przelecieć bardzo blisko aby ten się wystraszył.

- Rzucił we mnie srebrnym nożem! - wykrzyknął Tajlandczyk gdy już głos mu wrócił. - Chciał mnie zabić! Nie jesteśmy tutaj już bezpieczni!

- Przestań dramatyzować - skarcił go delikatnie Mark. - Pójdę po ten nóż. Wydaje mi się, że to mogła być wiadomość. Nie chciał cię zabić tylko nastraszyć.

BamBam złapał Marka za rękę aby zatrzymać go w pomieszczeniu, ale on odwzajemnił spojrzenie i powoli kiwnął głową.

- Zaczekaj, ja pójdę - zaoferował się Youngjae. - Tak będzie bezpieczniej.

- A jeśli oni na to czekają? - wydawało się, że BamBam zaraz podda się panice.

- Nic mi nie zrobią, bo prowadzę badania nad lekiem, który sami chcieliby mieć. Poza tym, gdyby zabili lekarza takiego jak ja, mieliby pewność, że żadna agencja nie będzie już istnieć.

Mark posłusznie został w środku i kolejny raz obejrzał podejrzane wideo. Wcale nie spodobał mu się wyraz twarzy Youngjae kiedy wrócił po krótkiej chwili. W jednej dłoni trzymał srebrny nóż, który wbił się w drzewo obok BamBama, a w drugiej zwitek papieru, widocznie do niego przywiązany.

- Może obudź Jacksona - zaproponował. W tej chwili BamBam wodził wzrokiem od jednego do drugiego jakby obserwował mecz tenisowy. - Chyba macie kłopoty.

Zgodnie zarządzili szybkie zebranie. Przeszli do salonu aby nie musieć stać w ciasnym gabinecie, z BamBamem, który teraz nie odstępował Youngjae na krok. Mark wrócił z Jacksonem, równie - a może nawet bardziej - niezadowolony z krótkiej wiadomości.

- To od kogoś współpracującego z JB - ogłosił przed Markiem, zostawiając go w tyle. - Zadarliśmy z agencją i chcą zemsty. Podobno mamy miesiąc na przygotowanie się. Mówiłem, że trzeba to rozwiązać inaczej!

- I co chcesz zrobić? - zawołał Mark ze szczytu schodów. - Będziesz walczył z łowcami wampirów? Ty, wegetarianin, jeszcze osłabiony przeciwko kilku zawodowcom? Chcesz się zabić?

- Jeśli będzie trzeba, zrobię to! - odparł pewnie.

Między nich musiał wkroczyć Youngjae, widząc, że krzykami nic nie osiągną, a obaj byli teraz pod wpływem silnych emocji. Stanął między nimi i położył ostrzegawczo Jacksonowi rękę na ramieniu.

- Wiecie co jest najważniejsze? - zwrócił ich uwagę. - To, że mają po swojej stronie wampiry. Może to wcale nie twój szef. Ten, kto dostarczył tą wiadomość, umiał się transmutować, a wiecie jak rzadka to umiejętność. Musiał być bardzo silny i bardzo stary.

Jackson i Mark na chwilę zamilkli. Powaga sytuacji coraz mocniej dawała się we znaki. BamBam wciąż nie wyszedł z pierwszego szoku, dlatego siedział tylko z przyciągniętymi do siebie kolanami i nie udzielał się w rozmowie.

- Mark, masz obywatelstwo koreańskie? - zapytał spokojnie Youngjae. Mark pokręcił głową. - Gdybyś miał, to dużo by zmieniło. Wtedy byłbyś pod opieką kraju i tak dalej, więc agencja z Ameryki nie mogłaby ci nic zrobić.

- Nie wiem czy to by cokolwiek zmieniło - odrzekł nieprzekonany Mark. - Mój były szef jest Koreańczykiem. A ja złożyłem im przysięgę.

W tej sytuacji nawet złamanie jej niewiele zmieniało. Mark na prośbę Youngjae opisał jak zawarli ją w świątyni, ale dla niego, ateisty, nie znaczyło to nic poza ewentualną utratą pracy i surowszym wyrokiem przy Osądzie, na jakim i tak się nie stawił.

W końcu Jackson potarł skronie, czując jak pulsujący w nich ból skutecznie go rozbudza.

- To ilu nas jest?

BamBam w odpowiedzi wskazał na każdego z nich, powoli prostując po jednym palcu.

- Trzech.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz