ROZDZIAŁ 1

2.4K 98 19
                                    

"Ja lubię dziwaków. Raczej trudno zaufać komuś, kto na takim świecie umie zwyczajnie wyglądać i normalnie żyć. A poza tym jest w nim coś wyjątkowego. Może to jego uśmiech, może żółte oczy albo ten fakt, że słucha kiedy mówię.. Cokolwiek o jest, cholernie pociąga.."

ROK 2169
Pandora

- Dobrze kochani, każdy zabrał ze sobą dodatkowy tlen? - donośny głos pulchnej panny Simon wybudził Autumn z transu. Brunetka spojrzała na nauczycielkę a później na przyjaciółkę Summer

- Wzięłaś? - blondynka szepnęła w stronę wciąż śpiącej brunetki

- Tak, mama jeszcze sprawdzała mój plecak.. - Autumn jęknęła i ponownie oparła głowę o szybę autobusu

- Już nie mogę się doczekać.. - Summer z ekscytacji zaklaskała w dłonie - A ty? - spytała opierając głowę o ramię przyjaciółki

- Też.. Lekcja w plenerze.. Jej.. - odpowiedziała udając radość i sięgnęła do zielonego plecaka skąd wyjęła czarny notes i ołówek - Mogę cię narysować? - spytała uśmiechając się uroczo

- Pewnie, tysięczny portret mojej cudownej osoby mi nie zaszkodzi - blondynka zaśmiała się i przybrała wygodną dla siebie pozę, brunetka również oparła się plecami o szybę i podkurczyła nogi. Przybrana pozycja ani trochę nie była wygodna lecz dzięki niej widziała dokładnie rysy szczupłej blondynki

Pandora. Miejsce od milionów jak nie od bilionów zamieszkiwane przez dziką cywilizacje. Miejsce dziwne lecz przepiękne, skrywające masę tajemnic mimo stu lat zamieszkiwania jej przez ludzi. Planeta wpierw była nie do życia, powietrze będące tu było trujące i trzeba było chodzić w specjalnych maskach, jednak pierwotne człowiecze władze wykarczowali połowę lasu i z małej stacji badawczej stworzyli pokaźne imperium.

Nowa Ziemia - bo taką nazwę dzierży egzoksiężyc - od samego początku toczy wojny domowe między tutejszą cywilizacją zwaną Na'vi. Do czasu. Zmienił to Pułkownik Miles Rick Quaritch, były szef SecOps obecnie prezydent Nowej Ziemi. Chwilę po wygraniu głosów wznowił wymarły projekt Avatar przez który zginął. Zabił go Jake Sully pod postacią Avatara, sprzeciwił się mu i wybrał zdradę własnej ojczyzny na rzecz miłości. Dzięki zaawansowanej technologii przeniesiono wszelkie wspomnienia Milesa i wszczepiono w jego Avatara, po ponad sześciu latach pułkownik powrócił na stanowisko, jednak sprawa o zemście ucichła.

Tylko najbliżsi Quaritcha wiedzą co planuje, pewnie czeka na odpowiedni moment by zaatakować i zniszczyć wszystkich Na'vi z Jakem na czele. Jedno jest pewne, od sześciu lat nikt nie widział nikogo z ludu Na'vi, władza jak i mieszkańcy podejrzewają że rządni krwi tubylcy wymarli, więc to by tłumaczyło też  spokój prezydenta Milesa.

- Długo jeszcze? - Summer szepnęła poprawiając niesforny kosmyk blond włosów

- Kończę.. - Autumn odpowiedziała wystawiając język by móc lepiej się skupić

- Za chwilę pewnie będziemy..

- Powiedziałam że kończę, to nie marudź.. - brunetka odparła nieco ostrzej i wyrwała kartkę w kratkę po czym podała ją przyjaciółce

- Śliczna.. - odpowiedziała i schowała podarunek do swojej torby - Pół godziny a my jeszcze nie wyjechaliśmy z Ziemi.. - dodała głośno wzdychając

- Spokojnie, przed nami jeszcze spotkanie ze strażnikami. Pozwolenie od Quaricha i inne pierdoły.. - Autumn przewróciła oczami ponownie wyglądając przez okno - Idę spać - stwierdziła siadając wygodniej na fotelu autobusu

- Ja chyba też - zawtórowała jej blondynka i wtuliła się w ciało brunetki

Kwestia powietrza na Pandorze jest sporna. Niby panuje tu azot, metan i inne chemiczne gazy jednak następne rodzące się pokolenia są bardziej na to odporniejsze i nie potrzebują aż tak bardzo normalnego tlenu. Wystarczy co trzy godziny -nie trzeba za bardzo się przejmować odliczaniem co do sekundy, naukowcy dołączają każdemu przy urodzeniu specjalny zegarek który piszczy na czerwono w sytuacji kryzysowej z tlenem. Tak więc oto wycieczka klasowa do lasów Pandory nie jest żadnemu uczniowi straszna

- Jesteśmy? - głos Autumn obudził prawie połowę śpiących, przytaknęła jej panna Simon która uzgadniała coś jeszcze z kierowcą i zarazem strażnikiem grupy

Mężczyzna opancerzony w kamizelkę kuloodporną i pokaźnych rozmiarów broń palną wyszedł jako pierwszy po czym potwierdził opiekunce grupy bezpieczną przestrzeń. Uczniowie w parach wychodzili z pojazdu i w zachwycie podziwiali piękną florę Pandory 

- Muszę to narysować.. - Evans westchnęła poprawiając plecak na ramieniu 

- A nie lepiej zrobić zdjęcia? - Summer spojrzała na nią przelotem i wróciła do podziwiania przyrody oraz starała się nie odłączyć od grupy

- Wolę rysować.. - odparła jej niechętnie brunetka i szarpnęła ją delikatnie za rękę, gdy ta spojrzała na nią, Autumn ściszyła głos - Słuchaj, poczekam jeszcze chwilę i idę sama pozwiedzać 

- Ty chyba oszalałaś! - Summer również szeptem krzyknęła na przyjaciółkę - Nigdzie nie idziesz, las jest pełen.. Eee.. Zła, i lepiej jak będziesz tu z nami 

- Nie, ja dam radę. Mam scyzoryk więc jak coś mnie zaatakuje to go załatwię. Mam też tlen, a po zatem wrócę zanim się obejrzysz 

- A dzikusy mają włócznie i strzały. Załatwią cię zanim się obejrzysz.. - blondynka przewróciła oczami 

Po kilku minutach przekonywania Jones zgodziła się kryć przyjaciółkę, zdając sobie sprawę że jej czyn jest niewyobrażalnie niebezpieczny a ona sama pomagając jej przyczynia się do katastroficznych wydarzeń. Gdy panna Simon wciągnęła się w opowiadanie o otaczającej ich naturze Autumn wślizgnęła się w krzaki i cichaczem wszczęła poszukiwania cichej przestrzeni.

Szła prosto, by później nie szukać drogi powrotnej. Szła i szła, aż wkońcu znalazła mały pusty plac wśród pnącej się do góry roślinności. Była tym tak zdumiona że nie zauważyła wystającego korzenia, potknęła się i wylądowała na ziemi 

- Cholera.. - warknęła sama do siebie i podniosła się, nie czekała zbyt długo, usiadła po turecku oraz wyjęła swój szkicownik - Co to jest..? - spytała sama siebie i wystawiła dłoń przed siebie

Na dłoń dziewczyny z nieba zleciało małe ziarenko podobne to tego z dmuchawca, z tym że te było znacznie większe i świeciło. Nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć obok niej zrobiło się biało od nasionek które wciąż nadlatywały 

---

- Nie, tu chodź.. - oburzony Neteyam warknął w stronę młodszego brata, który jak zwykle wiedział lepiej - Kiri, albo ty mu coś zrobisz albo ja to uczynię. Jedno jest pewna, jeśli zrobię mu coś ja, umrze. - najstarszy z rodzeństwa spojrzał w kierunku siostry która jak zwykle bujała w obłokach - Kiri, skup się! - chłopak szturchnął siostrę 

- Cholera.. - całą piątką zamarli, szybko schowali się za krzakami znajdującymi się na dość grubej gałęzi dziesięć metrów nad ziemią 

- Człowiek.. - Tuk szepnęła do ucha najstarszego brata i wtuliła się w jego ramię

- Trzeba powiedzieć tacie - Kiri dodała spoglądając na młodszego brata Lo'aka, który zaczął celować ze swojego łuku w siadającą na trawie dziewczynę - Co ty robisz? - warknęła łapiąc strzałę wymierzoną prosto w sam środek pleców dziewczyny - Tata kazał nie zabijać, jeśli nie ma takiej potrzeby.. - dodała po czym każdy zaniemówił 

Na strzale osiadło jedno nasiono świętego drzewa, nim się obejrzeli na brązowowłosej dziewczynie również spoczęły 

- Czy to można traktować jako znak od Eywy? - niepokojącą ciszę przerwał Pająk - Czy można zacząć panikować? - dodał przełykając głośno ślinę 




AVATAROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz